Szantaż polityczny czy gospodarcza gra? Cła Donalda Trumpa wchodzą w życie
We wtorek 4 marca zaczynają obowiązywać 25-procentowe amerykańskie cła na towary importowane z Meksyku i Kanady. Jednocześnie w życie wchodzą dodatkowe 10-procentowe taryfy na produkty wysyłane na tamtejszy rynek z Chin. Tym samym początek wojen celnych, zapowiadanych przez Donalda Trumpa, staje się faktem. Co to oznacza dla światowej gospodarki?
Donald Trump informował o nałożeniu ceł na towary z Meksyku, Kanady i Chin już ponad miesiąc temu (1 lutego podpisał stosowne rozporządzenie wykonawcze), jednak ostatecznie stwierdził, że odroczy wprowadzenie taryf. W ubiegłym tygodniu prezydent USA we wpisie na platformie Truth Social przekazał, że dniem, kiedy ostatecznie zaczną one obowiązywać, będzie wtorek 4 marca. Tym samym przyspieszył znacząco bieg wydarzeń, bo wcześniej zapowiadał, że cła będą odroczone do 2 kwietnia.
Produkty z Meksyku i Kanady zostają oficjalnie objęte 25-procentowym cłem. W przypadku Chin zapowiedziane przez Trumpa dodatkowe 10-proc. cła będzie doliczane do taryf już obowiązujących.
Co Donald Trump chce osiągnąć za pomocą ceł? Analitycy Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) Piotr Dzierżanowski i Mateusz Piotrowski, komentując decyzję prezydenta USA, zauważyli, że cła na Meksyk, Kanadę i Chiny "zostały zastosowane jako środek szantażu politycznego, który poprzez presję ekonomiczną ma doprowadzić do zmiany polityki" prowadzonej przez te państwa.
Administracja 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych konsekwentnie podkreśla, że te trzy kraje odpowiedzialne są za pogorszenie się sytuacji w zakresie bezpieczeństwa Ameryki i jej obywateli. Chodzi o napływ nielegalnych imigrantów do USA (głównie z Meksyku), a także przemyt narkotyków - tutaj Biały Dom pod wodzą Trumpa wskazuje zarówno na południowego sąsiada, jak i na Chiny, z których do Stanów Zjednoczonych spływa śmiercionośny fentanyl, syntetyczny opioid, zbierający coraz większe żniwo w amerykańskim społeczeństwie. "Zgodnie z deklaracjami administracji USA, negatywne zjawiska występują nie tylko na południowej, ale również na północnej granicy - w rozporządzeniu wykonawczym wskazano na udział Kanady w produkcji i przemycie narkotyków oraz brak podjęcia przez nią odpowiednich środków, by przeciwdziałać tym zjawiskom" - zauważają eksperci PISM.
To właśnie dlatego, nakładając cła na Meksyk, Kanadę i Chiny, Donald Trump zdecydował się sięgnąć do retoryki związanej z bezpieczeństwem narodowym. Taryfy na wspomniane trzy kraje zostały wprowadzone w oparciu o Ustawę o uprawnieniach gospodarczych na wypadek międzynarodowej sytuacji nadzwyczajnej (International Emergency Economic Powers Act). Prezydent USA żąda więc od sąsiadów Ameryki i od Państwa Środka bardziej zdecydowanych działań, mających zapobiec przemytowi narkotyków i napływowi migrantów o nieuregulowanym statusie, ale - jak wskazują Piotr Dzierżanowski i Mateusz Piotrowski z PISM - "z uwagi na działania odwetowe tych państw i perspektywę rozszerzenia amerykańskich ceł w odpowiedzi na nie, mają one (cła - red.) szersze znaczenie dla strategii negocjacyjnej Trumpa".
To oznacza, że na dłuższą metę - kiedy już Meksyk, Kanada i Chiny podejmą działania związane z bezpośrednimi żądaniami administracji USA (a więc np. uszczelnią granice czy skutecznie powstrzymają eksport prekursorów fentanylu do państw trzecich) - Ameryka będzie chciała renegocjować obecne porozumienia handlowe z tymi krajami; oczywiście z korzyścią dla amerykańskich eksporterów. Donald Trump nie ukrywa bowiem, że jego celem jest znalezienie nowych rynków zbytu dla towarów "made in USA".
A co czeka nas po 4 marca? "W krótkim terminie amerykańscy importerzy prawdopodobnie ograniczą zakupy z krajów objętych cłami, korzystając z zapasów (np. w przypadku towarów z Chin - dokonanych już pod koniec 2024 r.) i licząc na szybkie zniesienie opłat" - piszą eksperci PISM.
Dalej kreślą następujący scenariusz: "Przedsiębiorcy produkujący na eksport w ChRL, Meksyku i Kanadzie będą kontynuować pracę, magazynując wytworzone towary i przekierowując je na inne rynki. W perspektywie kilku tygodni rozpocznie się reorientacja łańcuchów dostaw na rynek USA. Przedsiębiorcy amerykańscy będą w pierwszej kolejności starali się zastąpić import z krajów objętych cłami dostawami z innych kierunków. Spowoduje to wzrost kosztów dla konsumentów w USA, czyli inflację".
Konsekwencji gospodarczych, w tym tych uderzających bezpośrednio w amerykańskie społeczeństwo, będzie więcej. "W niektórych kategoriach produktów (np. częściach samochodowych, ze względu na integrację łańcucha produkcji w Ameryce Północnej oraz szczegółowe parametry techniczne produktów) szybkie zmiany będą trudne, a więc handel będzie kontynuowany mimo ceł. Część kosztów poniosą amerykańscy konsumenci, część - producenci zagraniczni, jeśli ich poziom rentowności na to pozwoli, co może być wyzwaniem zwłaszcza dla przedsiębiorstw z ChRL. Załamanie eksportu może doprowadzić do fali bankructw (przede wszystkim w Meksyku, który ma mniejsze możliwości reagowania niż bogata Kanada i głęboko ingerująca w gospodarkę ChRL), a co za tym idzie - do wzrostu bezrobocia, kryzysu gospodarczego i niepokojów społecznych" - uważają analitycy PISM. Przypominają jednocześnie, że skutki ceł będą siłą rzeczy bardziej dotkliwe dla krajów objętych cłami niż samej Ameryki, bo ta ostatnia ma większe możliwości przeciwdziałania kryzysom.
Niejako "rykoszetem" dostanie Europa (niezależnie od tego, że Donald Trump szykuje też cła na Unię Europejską). "Z punktu widzenia UE ważne skutki mogą mieć cła nałożone na ChRL - towary przemysłowe z tego państwa, które nie wejdą na rynek amerykański, mogą zostać przekierowane na rynek UE, powodując dalszą erozję europejskiej bazy przemysłowej". Innymi słowy - Europie grozi jeszcze większy zalew produktów "made in China".
Napięcie w relacjach USA z Meksykiem, Kanadą i Chinami nieuchronnie będzie zaś eskalować. Premier Kanady Justin Trudeau już zapowiedział "natychmiastową i wyjątkowo silną odpowiedź, zgodną z oczekiwaniami Kanadyjczyków", dodając przy okazji, że Kanada jest odpowiedzialna za niecały 1 proc. fentanylu, który dociera do USA, ale i tak chce wyeliminować nawet tak niewielki odsetek (w tym celu rząd w Ottawie wydał już 1,3 mld dolarów na ochronę granicy ze Stanami Zjednoczonymi; zakupiono m.in. nowe helikoptery i drony).
Z kolei Chiny - według doniesień anglojęzycznej gazety "Global Times" (należy do "Dziennika Ludowego", codziennego pisma Komunistycznej Partii Chin) - w odwecie na amerykańskie taryfy mają rozważać cła na produkty spożywcze i rolne z USA. Wcześniej, odpowiadając na cła nałożone na Chiny już miesiąc temu, Pekin ogłosił 15-proc. cła odwetowe na import węgla i skroplonego gazu ziemnego z USA oraz 10-proc. taryfy na import ropy naftowej, maszyn rolniczych, pojazdów o wysokiej pojemności silnika i tzw. pickupów.
Możliwe jest też zacieśnienie współpracy gospodarczej na linii Kanada-Meksyk - o tym już ponad miesiąc temu rozmawiali Justin Trudeau i meksykańska prezydentka Claudia Sheinbaum, którzy najwyraźniej uznali, że wobec wrogiej postawy nowej administracji Białego Domu muszą połączyć siły.