Tak źle nie było od sześciu lat

Katastrofa w kopalni "Wujek-Śląsk" w Rudzie Śląskiej, gdzie we wrześniu zapłon i wybuch metanu zabiły 20 górników, oraz obrona spółek węglowych przed skutkami rynkowego kryzysu - to sprawy, które zdominowały postrzeganie górnictwa węgla kamiennego w minionym roku.

Po raz pierwszy od sześciu lat branża jako całość zamknie rok stratą, choć za ujemny wynik odpowiada tylko jedna spółka węglowa.

Przypadająca 4 grudnia Barbórka - tradycyjne święto górników - co roku jest okazją do podsumowania sytuacji w branży, zatrudniającej na Śląsku blisko 116 tys. osób w 29 kopalniach. Oprócz nich dzień św. Barbary świętują górnicze rodziny oraz kilka razy więcej pracowników firm kooperujących z górnictwem.

Obchody Barbórki, która w górnictwie jest dniem wolnym od pracy, mają od lat podobny charakter. Mieszkańców starych osiedli budzą rano górnicze orkiestry (tak jest nadal m.in. w Rudzie Śląskiej i Katowicach-Nikiszowcu), w kościołach lub cechowniach kopalń odprawiane są msze za górników, spotykają się górniczy emeryci, podczas akademii w domach kultury wręczane są odznaczenia i nominacje branżowe. Górnicy bawią się na słynących z tradycyjnego ceremoniału biesiadach - "karczmach" - piwnych, kobiety na "babskich combrach".

Reklama

Tegoroczna Barbórka przypada w piątek, jednak biskupi: katowicki - Damian Zimoń i sosnowiecki - Grzegorz Kaszak ogłosili dyspensę.

Atmosferę Barbórki czuje się na Śląsku niemal przez miesiąc. Ponieważ własne obchody organizują niemal wszystkie branżowe instytucje i firmy zaplecza górniczego, akademie i barbórkowe spotkania odbywają się już od połowy listopada, aż do okresu przedświątecznego. Na Barbórkę górnicy otrzymują też dodatkowe świadczenie wartości jednej pensji; niektóre firmy wypłacają to świadczenie już wcześniej lub sukcesywnie w ciągu roku.

Tradycyjnie z okazji Barbórki na Śląsk przyjeżdżają politycy. Tak będzie także w tym roku, choć prezydent Lech Kaczyński odwołał wizytę z powodu choroby (w zamian przyjedzie szef jego kancelarii Władysław Stasiak), a premier Donald Tusk spotka się z górnikami nie na Śląsku, a w małopolskim Libiążu, w kopalni należącej do Południowego Koncernu Węglowego z grupy energetycznej Tauron. Do Katowic i Mysłowic przyjedzie natomiast wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak.

Stałym elementem barbórkowej tradycji są msze św. w intencji górników. Jedną z nich odprawił w minioną niedzielę w Rudzie Śląskiej metropolita katowicki, abp Damian Zimoń. Nawiązując w homilii do górniczych katastrof, hierarcha mówił m.in., że przywiązanie do Boga pomaga przezwyciężać największe ludzkie tragedie, natomiast codzienne trudności pozwalają głębiej spoglądać na ludzkie życie. Kolejną mszę w intencji górników metropolita odprawi w katowickiej katedrze 6 grudnia.

Tegoroczną Barbórkę górnictwo świętuje w innej niż przed rokiem sytuacji. Jesienią zeszłego roku spółki węglowe nie nadążały z zaspokojeniem popytu na węgiel, szczególnie energetyczny. W tym roku schłodzenie gospodarki spowodowało spadek zużycia energii, a co za tym idzie zmniejszenie zapotrzebowania na węgiel. Na przykopalniane zwały trafiło ponad 5 mln ton niesprzedanego surowca.

Pierwsza skutki kryzysu odczuła Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW). Gdy wobec gwałtownego spadku popytu na stal jej największy polski producent zmniejszył produkcję o połowę, tak samo gwałtownie spadło zapotrzebowanie na koks i służący do jego wytwarzania węgiel koksowy. W ślad za tym dramatycznie spadły ceny. Spółka wdrożyła plan kryzysowy - wstrzymano przyjęcia nowych pracowników, zamrożono płace, zaprzestano pracy w weekendy i przez kilka miesięcy nie wydobywano węgla w piątki. Mimo to najbogatsza dotąd spółka przynosiła straty, które zaczęła odrabiać jesienią.

Spółki wyspecjalizowane w węglu energetycznym - Kompania Węglowa (KW) i Katowicki Holding Węglowy (KHW) - mimo zmniejszenia sprzedaży, utrzymały rentowność, choć nie poprawiły znacząco płynności finansowej. KW zmniejszy w tym roku sprzedaż węgla o ok. 4 mln ton, przy zmniejszeniu wydobycia o ok. 2,7 mln ton. Po trzech kwartałach Kompania na jednak ponad 20 mln zł zysku netto, a trzykrotnie od niej mniejszy KHW - ok. 75 mln zł.

Z danych resortu gospodarki wynika, że od początku roku do końca października wszystkie kopalnie (oprócz sprywatyzowanej "Bogdanki" na Lubelszczyźnie) wydobyły 60 mln ton węgla, o 5,6 mln ton mniej niż w tym samym czasie zeszłego roku. Spadek sprzedaży węgla przekroczył 10 mln ton (zmniejszenie z 65,5 mln ton w ciągu 10 miesięcy 2008 r. do 55,1 mln ton w tym roku). Przychody branży zmniejszyły się o kilkaset milionów zł, mimo wzrostu średniej ceny węgla. Zysk na podstawowej działalności, czyli sprzedaży węgla, stopniał z 2,2 mld zł po październiku 2008, do 723 mln zł obecnie.

Spadek popytu na węgiel (przede wszystkim koksowy, ale także energetyczny) i załamanie cen węgla koksowego spowodowały, że sektor węglowy po raz pierwszy od wielu miesięcy zaczął przynosić straty, wynikające z ujemnych wyników JSW. Po trzech kwartałach roku strata branży netto wynosiła już 287,9 mln zł, jednak w październiku udało się zahamować jej narastanie. Po dziesięciu miesiącach roku ujemny wynik górnictwa netto - jak szacuje resort gospodarki - wyniósł 252 mln zł, wobec 625 mln zł zysku w ty samym czasie przed rokiem.

Mimo to Pawlak pozytywnie ocenia poczynione w tym roku postępy w restrukturyzacji spółek węglowych. Jak mówił w poniedziałek PAP w Gliwicach, dotyczy to zarówno przynoszących zyski KW i KHW, jak i dotkniętej kryzysem JSW. "Gdy policzymy razem rok 2008 i 2009, to myślę, że wynik JSW też wyjdzie na tzw. zero plus" - mówił Pawlak. W ubiegłym roku ta spółka - dotąd najbardziej zyskowna w branży - miała ponad 500 mln zł zysku netto, natomiast 2009 r. zamknie wielomilionową stratą.

Według wcześniejszych prognoz resortu gospodarki, do końca tego roku nie uda się nadrobić ujemnego wyniku finansowego branży. Górnictwo zanotuje stratę po raz pierwszy od sześciu lat. W 2003 r. dodatni wynik był jeszcze zasługą umorzenia części długów, jednak od 2004 r. branża notowała rzeczywiste zyski, od kilkudziesięciu milionów do nawet 2,6 mld zł. W ubiegłym roku było to 741,5 mln zł. Zysku spodziewano się także w 2009 r., jednak spadek popytu na węgiel zweryfikował te prognozy.

Przedstawiciele resortu gospodarki oceniają jednak, że mimo pogorszenia wyników górnictwo dobrze radzi sobie z kryzysem. Wyliczono, że wdrożone przez spółki plany antykryzysowe prowadzą do łącznych oszczędności rzędu ok. 2,5 mld zł. Nieco okrojono inwestycje, ale i tak są one o ok. 0,5 mld zł większe niż rok wcześniej, rzędu 1,7 mld zł.

Ważną dla górnictwa informacją jest uwzględnienie w projekcie przyszłorocznego budżetu 400 mln zł na tzw. inwestycje początkowe, czyli otwierające dostęp do złóż węgla, ważnych dla bezpieczeństwa energetycznego. O ten zapis środowisko górnicze zabiegało od dawna - na takie wsparcie pozwalają regulacje unijne, dotąd nie było jednak na to środków. Czy znajdą się tym razem, będzie wiadomo po ostatecznym przyjęciu budżetu.

Sposobem na pozyskanie środków na inwestycje ma też być - jak zapisano w strategii dla górnictwa - częściowa prywatyzacja spółek węglowych. Najbliższy temu był jeszcze na początku roku Katowicki Holding Węglowy, jednak obserwując załamanie na giełdzie zarząd firmy zaczął szukać alternatywnego do upublicznienia sposobu pozyskania kapitału na inwestycje. Są to wyemitowane już tzw. obligacje węglowe, które holding spłaci nie gotówką, a węglem. W perspektywie KHW myśli o obligacjach zamiennych na akcje w momencie giełdowego debiutu, np. za dwa-trzy lata.

W oderwaniu od problemów śląskiego górnictwa sukces odniosła jedyna zlokalizowana poza woj. śląskim i małopolskim kopalnia węgla kamiennego - podlubelska Bogdanka, która z powodzeniem zadebiutowała na giełdzie. Jej oferta publiczna cieszyła się dużym zainteresowaniem inwestorów - średnia stopa redukcji zapisów na akcje w transzy indywidualnej wyniosła 88,75 proc. Środki z oferty zostaną wykorzystane na budowę nowej i modernizację istniejącej infrastruktury technicznej w ramach Pola Stefanów, która umożliwi spółce podwojenie produkcji węgla od 2014 roku. Skarb Państwa zamierza w pełni sprywatyzować kopalnię Bogdanka, sprzedając swój pakiet prawdopodobnie w 2010 roku.

Podobnie jak w poprzednich latach do największych problemów górnictwa należą sprawy związane z bezpieczeństwem. Co roku średnia głębokość eksploatacji węgla w polskich kopalniach rośnie o 8-10 metrów. Im głębiej, tym bardziej potęgują się podziemne zagrożenia, głównie zagrożenie wybuchami metanu i pyłu węglowego oraz pożarowe.

Również w tym roku w kopalniach doszło do kilku tragicznych zdarzeń. Najtragiczniejszy wypadek miał miejsce 18 września w kopalni "Wujek-Śląsk" w Rudzie Śląskiej. W wyniku zapalenia i wybuchu metanu zginęło tam 20 górników, a ponad 30 zostało rannych. Część z nich nadal przebywa w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Przyczyny tragedii wyjaśniają prokuratura oraz specjalna komisja Wyższego Urzędu Górniczego (WUG). Ustalono już, że w chwili tragedii w zagrożonym rejonie było znacznie więcej górników, niż pozwalają na to przepisy. Okazało się także, że używane w tym rejonie urządzenia elektryczne były niesprawne lub w złym stanie technicznym.

Z danych WUG wynika, że od początku roku do końca października w polskich kopalniach doszło do 2 tys. 904 rozmaitych wypadków, z czego 2 tys. 311 w kopalniach węgla kamiennego. 36 osób zginęło w kopalniach węgla kamiennego, a po dwie w górnictwie rud miedzi oraz kopalin pospolitych. 24 górników odniosło ciężkie obrażenia, z czego 18 w kopalniach węgla kamiennego.

Z wieloletnich obserwacji wynika, że w okresie poprzedzającym Barbórkę rośnie liczba wypadków w kopalniach. Tak było i w tym roku. W środę ranni zostali trzej górnicy w kopalni "Halemba", w miniony piątek jeden górnik zginął, a drugi został ciężko ranny w wypadku, do którego doszło w kopalni "Zofiówka" w Jastrzębiu Zdroju. Pracownicy zostali przyciśnięci do elementów kompleksu ścianowego 900 m pod ziemią. Przed tygodniem w kopalni "Wieczorek" skały stropowe przysypały 37-letniego górnika. Ratownicy uwolnili go po prawie sześciu godzinach akcji ratowniczej. Dzień wcześniej trzech górników zostało niegroźnie poturbowanych w wyniku wstrząsu, do którego doszło 840 metrów pod ziemią w kopalni "Bielszowice" w Rudzie Śląskiej.

Wypadki w górnictwie ponownie wywołały publiczną dyskusję o stanie bezpieczeństwa w tej branży oraz pomocy, udzielanej po katastrofach rodzinom ofiar. Okazało się, że z powodu zmiany przepisów kilkadziesiąt wdów po górnikach straciło prawo do rent. W ostatnich dniach listopada premier Donald Tusk zdecydował o przyznaniu dożywotnich rent specjalnych dla 42 wdów, których mężowie zginęli w wypadkach przy pracy w kopalniach.

Przed 1999 rokiem dożywotnia renta przysługiwała wszystkim wdowom po górnikach, którzy zginęli w kopalniach. Po zmianie przepisów od 10 lat renta rodzinna przysługuje wdowom, które w chwili śmierci męża skończyły 50 lat lub były niezdolne do pracy, albo wychowują dziecko (do 18. roku życia). Prawo do renty mają także te wdowy, które 50 lat skończą w czasie pięciu lat od śmierci lub od osiągnięcia pełnoletniości przez dzieci.

Zmiana prawa spowodowała, że pojawiła się grupa wdów, którym nie przysługiwało żadne świadczenie. Szacowano ją na ponad 50 osób, ostatecznie - po weryfikacji - okazało się, że dotyczy to 42 kobiet, które utraciły lub tracą prawo do renty. Właśnie im specjalne renty przyznał szef rządu. W Polsce jest około tysiąca górniczych wdów.

Czytaj również:

Petrolinvest i PGNiG razem?

Modlimy się o ciepłą zimę

Państwowe sprzedam

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »