Tam żyje się gorzej
Na terenach popegeerowskich bezrobocie jest niemal dwukrotnie wyższe niż w całym kraju; pomimo dobrej koniunktury gospodarczej wciąż utrzymuje się na poziomie ok. 20 proc. Dla mieszkańców tych obszarów niezbędne są programy wyrównywania szans - przekonywali uczestnicy konferencji zorganizowanej przez resort pracy.
Konferencja, która odbyła się w środę, podsumowała projekt "Rynki pracy na obszarach popegeerowskich", w ramach którego przeprowadzono szczegółowe badania i diagnozę sytuacji mieszkańców terenów, gdzie było najwięcej Państwowych Gospodarstw Rolnych. Badanie było częścią projektu MPiPS "Analiza wybranych aspektów obecnej i przyszłej sytuacji na rynku pracy". - Tereny popegeerowskie to najtrudniejsze obszary pod względem aktywizacji zawodowej, mają najwyższy wskaźnik bezrobocia. Mówimy o tym od 20 lat, dostrzegamy, że jest to problem społeczny, ale dotychczas nikt nie miał pomysłu, jak go rozwiązać - mówiła, otwierając konferencję, minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak.
Jak podkreśliła, wysoka stopa bezrobocia na tych obszarach wynika m.in. z oddalenia od dużych aglomeracji, nikłego uprzemysłowienia i bardzo niskich kwalifikacji mieszkańców. - Chcielibyśmy, żeby ludzie tam mieszkający mieli pracę i mogli się z niej utrzymywać, a nie z zasiłków dla bezrobotnych i pomocy społecznej - powiedziała Fedak.
PGR-y obejmowały 4,7 mln ha gruntów, czyli blisko 20 proc. użytków rolnych Polski. Po likwidacji PGR-ów pracę straciło ok. 350 tys. osób, wiele z nich stało się długotrwale bezrobotnymi. Choć obecnie stopa bezrobocia wśród byłych pracowników PGR-ów nie jest wysoka - co wynika przede wszystkim z tego, że większość z nich jest wieku emerytalnym - obszary dawnych PGR-ów wciąż cechuje niższy poziom rozwoju ekonomicznego oraz nasilenie różnego rodzaju negatywnych zjawisk. Jak podkreślają autorzy badań, PGR-y wytworzyły negatywny splot czynników, wciąż ciążących na sytuacji gospodarczej i społecznej powiatów i ich mieszkańców.
Dr Gabriela Grotkowska z Uniwersytetu Warszawskiego zwróciła uwagę, że również dzieci byłych pracowników PGR-ów, które nigdy nie pracowały w tego rodzaju gospodarstwach, są gorzej wykształcone - brakuje im dostępu i motywacji do edukacji, a ci lepiej wykształceni w większości wyjeżdżają, co sprawia, że tereny te się nie rozwijają.
Na terenach popegeerowskich żyje się gorzej: przeciętny poziom płac wynosi zaledwie 77 proc. przeciętnego wynagrodzenia w kraju, ludność z tych obszarów częściej korzysta z zasiłków i pomocy społecznej, niższe niż przeciętnie są także budżety lokalnych samorządów, powstaje niewiele nowych inwestycji.
Według autorów badań dla terenów popegeerowskich potrzebny jest program wyrównywania szans. Likwidacja PGR-ów dokonała się bez działań osłonowych, nie było programów skierowanych do ich byłych pracowników: nie zostali "uwłaszczeni", nie otrzymali odszkodowań ani akcji w przeciwieństwie do pracowników prywatyzowanych przedsiębiorstw.
Prof. Urszula Sztanderska z UW sugeruje, by wspomagać rozwój miast na tych terenach, nie ma bowiem wielkich szans, by wszyscy ich mieszkańcy znaleźli pracę w rolnictwie - jeśli ma być ono rentowne. Należy również usuwać bariery rozwoju drobnego biznesu, co mogłoby wzmocnić lokalną przedsiębiorczość. Sztanderska podkreśla, że trzeba także dążyć do podniesienia poziomu i jakości kształcenia - na terenach popegeerowskich powinny powstawać przedszkola, szkoły zawodowe, a także programy pozwalające nadrobić braki w edukacji. - Byłaby to spłata swoistego długu, który w stosunku do ludności tych terenów zaciągnęło społeczeństwo w związku z likwidacją PGR- ów bez odszkodowań - uznała Sztanderska.