Telewizyjna zimna wojna z Rosją. Biełsat wchodzi do gry
Polski kanał telewizji satelitarnej Biełsat (należący do Telewizji Polskiej) chce z innymi podmiotami stworzyć europejską rosyjskojęzyczną telewizję.
- Polska ma wyjątkowe doświadczenie w tej kwestii - mówiła w czwartek szefowa niezależnej białoruskiej stacji Agnieszka Romaszewska-Guzy, nawiązując do wystąpienia szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
Romaszewska-Guzy na czwartkowej konferencji prasowej w Warszawie podkreśliła, że do złożenia propozycji "ośmieliło" ją ubiegłotygodniowe wystąpienie ministra spraw zagranicznych w Sejmie na temat priorytetów polskiej polityki zagranicznej w 2014 r. - Warto poważnie rozważyć paneuropejski projekt telewizji w języku rosyjskim, którego stworzenie postulują nasi sojusznicy z krajów bałtyckich - powiedział wówczas minister, nazywając rosyjski przekaz w mediach "wojną informacyjną o zasięgu globalnym".
Szefowa Biełsatu powiedziała, że Polska ma wyjątkowe doświadczenie w tworzeniu telewizji skierowanej na Wschód. Zaznaczyła jednak, że telewizja rosyjskojęzyczna "to musi być projekt ogólnoeuropejski, a nie znowu polska partyzantka".
- Nie wyobrażam sobie, żeby ta telewizja nie skorzystała z doświadczeń Biełsatu i nie współpracowała z niezależnymi telewizjami ukraińskimi - uznała. Według niej z uruchomieniem telewizji rosyjskojęzycznej nie należy czekać na zgodę wszystkich 28 krajów członkowskich UE, bo "takiej zgody prawdopodobnie nigdy nie będzie". Romaszewska-Guzy oczekuje raczej koalicji chętnych państw.
Szefowa Biełsatu wyliczyła, że taka telewizja mogłaby funkcjonować za ok. 20 mln euro rocznie. - Ale to jest oczywiście szacunek zaniżony i absolutne minimum - zaznaczyła. Odwołując się do własnych doświadczeń powiedziała, że nowy kanał mógłby rozpocząć nadawanie po roku przygotowań.
Według Romaszewskiej-Guzy rosyjskojęzyczna stacja telewizyjna powinna być realizowana przez dziennikarzy rosyjskich i skupiać się na problemach rosyjskiego społeczeństwa, a "nie pokazywać emerytów w Belgii czy dokonania Komisji Europejskiej". "Telewizja, która zostanie stworzona dla całego obszaru postsowieckiego, musi być bardzo ostrożna w promowaniu jakichkolwiek ideologii, musi być przede wszystkim telewizją informacyjną, delikatnie zaznaczającą swoją pozycję, bo każda inna może zostać odczytana jako propaganda. Mamy jedną propagandę, nie możemy budować drugiej" - stwierdziła.
Szefowa Biełsatu podkreśliła, że telewizja europejska w języku rosyjskim stałaby się przeciwwagą dla rosyjskich telewizji w całości kontrolowanych przez państwo. "W czasie kryzysu ukraińskiego pewna rzecz stała się o wiele bardziej jasna - mogliśmy zaobserwować, chyba po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny, użycie propagandy jako broni" - powiedziała szefowa Biełsatu nawiązując do negatywnego obrazu Ukrainy kształtowanego w rosyjskich mediach.
Podczas konferencji pokazano dwa fragmenty serwisów informacyjnych z rosyjskich telewizji, w których jeden człowiek zostaje "obsadzony" w dwóch rolach: niemieckiego "agenta" szkolącego ukraińskich bojówkarzy i ofiarę ukraińskich nacjonalistów.
Białoruski dziennikarz Pawał Mażejka powiedział, że rosyjska propaganda oddziałuje również na Białoruś, widać to chociażby na pl. Centralnym w Mińsku, gdzie na śmietnikach wymalowano amerykańskie flagi. - Wracamy do wrogości z czasów ZSRR - mówił.
Szef informacji z Biełsatu Alaksiej Dzikawicki zaznaczył, że w redakcji Biełsatu pracują przede wszystkim Białorusini, dziennikarze pracują bez akredytacji i na porządku dziennym są zatrzymania i rewizje. - Do takiej telewizji potrzeba więc ludzi odważnych - podkreślił.
Założony w 2007 r. Biełsat jest niezależną stacją, która nadaje z Polski programy dla widzów na Białorusi. Jej działalność jest finansowana głównie przez Telewizję Polską i MSZ. W tym roku po raz pierwszy telewizja otrzymała dofinansowanie z UE.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze