TF Silesia: fundusz po przejściach

Miała być ostatnią szansą dla zagrożonych upadłością państwowych przedsiębiorstw. Prokuratura wyjaśnia, czy nie stała się polem do nadużyć. Co teraz czeka Towarzystwo Finansowe Silesia?

Miała być ostatnią szansą dla zagrożonych upadłością państwowych przedsiębiorstw. Prokuratura wyjaśnia, czy nie stała się polem do nadużyć. Co teraz czeka Towarzystwo Finansowe Silesia?

Od kilku tygodni Silesia ma nowego prezesa. Jadwidze Dyktus spółka jest dobrze znana, bo to właśnie Silesia pomogła przetrwać najtrudniejszy okres Hucie Katowice, na przełomie obecnej i poprzedniej dekady. Odpowiedzialną za finanse stalowego potentata była wówczas właśnie Dyktus.

Silesia powstawała w burzliwych okolicznościach. Towarzystwo powołał w 2000 roku Skarb Państwa, aby ratować balansującą na krawędzi bankructwa Hutę Katowice. Silesia zasilona przez państwo wartymi około 200 mln zł akcjami dobrze prosperujących spółek (m.in. browaru w Żywcu, Polfy Kutno i banku Pekao SA) miała poręczać kredyty potrzebne do normalnego funkcjonowania huty. Szybko przed Silesią postawiono nowe zadania. Towarzystwo miało uratować Walcownię Rur Jedność i sprywatyzować Hutę Częstochowa. Razem z nowymi zadaniami z budżetu popłynęły kolejne pieniądze - tym razem około 300 mln zł. Dziś widać, że nie wszystkie działania TF zakończyły się sukcesem. Huta Katowice przetrwała, podobnie jak zakład w Częstochowie. Czy jednak cena nie była za wysoka?

Reklama

Ni pies, ni wydra

Były minister przekształceń własnościowych Janusz Lewandowski (obecnie europoseł) uważa, że formuła funkcjonowania TF Silesia od początku nie była szczęśliwa.

- To taki "ni pies, ni wydra" - mówi Lewandowski. - Spółki balansujące na granicy dwóch systemów gospodarczych: z jednej strony rynku, z drugiej wpływów politycznych, bardzo rzadko odnoszą sukcesy.

Jego zdaniem lepsze i tańsze byłoby stworzenie funduszu celowego niż powoływanie specjalnej agendy. - Zwłaszcza że taka instytucja z rozmytą odpowiedzialnością, bo nie wiadomo, kto bierze odpowiedzialność za wydatkowanie przez nią pieniędzy, może powodować patologie - dodaje obecny europoseł. - Jakby tego było mało, takie towarzystwo zawsze będzie budziło zainteresowanie Brukseli. Unijni urzędnicy będą kontrolowali, czy pod płaszczykiem poręczeń nie chodzi o nielegalną pomoc publiczną.

Także były minister gospodarki Jacek Piechota uważa, że model działania TF Silesia nie sprawdził się.

- Rozumiem potrzebę powołania instytucji, która miała wspomagać restrukturyzację branży stalowej. W momencie powoływania towarzystwa (za rządu Jerzego Buzka - dop. red.), chyba nie było lepszego rozwiązania. To znaczy może i były, ale trzeba było działać natychmiast. Jednak brak dostatecznego nadzoru, oddalenie od nadzorujących - Silesia na Śląsku, właściciel w Warszawie - musiało zaowocować słabą kontrolą poczynań Silesii - uważa Piechota.

Według naszych rozmówców, cieniem na działaniach Silesii odbiły się także poczynania wiceministra skarbu i barona śląskiego SLD Andrzeja Szarawarskiego.

Przetargi w atmosferze skandalu

Silesia podlegała Szarawarskiemu od października 2002 do maja 2004 roku najpierw jako wiceministrowi gospodarki, a później wiceministrowi skarbu. Szarawarski był jedną z osób odpowiedzialnych za zorganizowanie przetargu na Hutę Częstochowa. Proces zakończył się w aurze skandalu. Wygrał go koncern LNM. Strona przegrana, czyli ukraiński Donbas, zarzuciła organizatorom (w tym i Silesii), że przetarg był prowadzony niejasno. Sprawa zagroziła nawet naszym kontaktom politycznym z Ukrainą. Po unieważnieniu przetargu okazało się jednak, że to Ukraińcy zaoferowali lepsze warunki.

- Nie mam sobie nic do zarzucenia w sprawie przetargu na Częstochowę i Silesię - mówi Szarawarski. - Przetarg został unieważniony, bo w jego trakcie zmieniły się warunki zewnętrzne. Co do Silesii, to zostawiłem ją w zdecydowanie lepszej formie niż zastałem - dodaje były wiceminister.

Efektem wątpliwych biznesowo decyzji są jednak postępowania sądowe i prokuratorskie przeciwko osobom zarządzającym Silesią. Przed Sądem Rejonowym w Katowicach toczy się m.in. postępowanie w sprawie działania na szkodę Silesii przez dwóch byłych szefów towarzystwa: Andrzeja B. oraz Andrzeja O. (chodzi o kupno przez TFI Centrostalu Bydgoszcz). Prokuratura zarzuca im, że kupując zadłużony na sto mln zł Centrostal Bydgoszcz narazili Silesię na gigantyczne straty. Silesia ma w tej sprawie status pokrzywdzonej.

- Sam będę świadkiem w tej sprawie - zaznacza Szarawarski. - Uważam jednak, że zaangażowanie się Towarzystwa w Centrostal było dobrym krokiem. Silesia jeszcze na tym dobrze zarobi. Nie stanie się to jednak w ciągu kilku miesięcy, jak chcieliby niektórzy. Czasem musi minąć kilka lat, aby efekty były widoczne. Czy tak się stanie, nie wiadomo. Osoby związane z branżą uważają, że nigdy nie uda się odzyskać w całości państwowych pieniędzy.

Co prawda według naszych rozmówców z Silesii, wartość Centrostalu rośnie, a większościowy akcjonariusz firmy, ukraiński UGMK, chce odkupić resztę akcji, to jednak wydaje się wątpliwe, czy zaoferuje tyle, ile na funkcjonowanie Centrostalu wyłożyło państwo. Chodzi bowiem o niebagatelną kwotę grubo ponad stu mln zł. Silesia za akcje Centrostalu zapłaciła 92 mln zł. Do tego dochodzi 66 mln zł długów. Ta ostatnia kwota zostałaby spłacona, poprzez przejęcie spółki Koltram (zajmuje się produkcją kolejowych i tramwajowych rozjazdów). Tyle, że nie wiadomo, czy do tej transakcji w ogóle dojdzie. UGMK chciałoby bowiem powiązać przejęcie Koltramu z wyjściem Silesii z Centrostalu. Na to zaś w obecnych warunkach nie chce się zgodzić nadzorujący Silesię resort skarbu.

Finansowa mizeria

Obecna sytuacja Silesii nie jest jednak różowa. Centrostal to tylko jedno ze źródeł kłopotów. W ogóle wyniki finansowe spółek zależnych i portfelowych Silesii są bardzo słabe. Niewielki zysk notuje Walcowania Rur Andrzej. W ubiegłym roku zarobiła około 700 tys. zł. Jaśniejszym punktem w ciemnym obrazie mogłaby być koksownia w Zdzieszowicach. W ubiegłym roku firma zarobiła "na czysto" ponad 513 mln zł. Mogłaby, ale TF ma zaledwie 9 proc. udziałów w tej dochodowej spółce. Ubiegłoroczny zysk to także efekt sprzedaży Huty Częstochowa. Bez wpływów z tej transakcji byłaby wysoka strata.

Ewenementem jest także trwająca już 20 lat budowa Walcowni Rur Jedność. Według wielu specjalistów, gdyby WRJ zbankrutował przed kilkoma laty, to na jego gruzach już dawno produkowano by rury. Jednak budowy walcowni broni się pod płaszczykiem ochrony miejsc pracy (które wciąż nie powstały). Efekt jest taki, że Skarb Państwa także poprzez Silesię utopił już w WRJ miliony zł, a efektów nie widać.

Czy w takim razie najlepszym rozwiązaniem nie byłaby po prostu likwidacja Silesii? Chciał tego były minister skarbu Jacek Socha. Przekonywał oponentów, że Skarbu Państwa nie stać na utrzymanie dłużej niepotrzebnej w gruncie rzeczy firmy. Do likwidacji jednak nie doszło, bo w międzyczasie, po przegranych przez lewicę w ubiegłym roku wyborach parlamentarnych, rząd Marka Belki ustąpił.

Mimo że od zmiany w gmachu przy ul. Kruczej minęło już 12 miesięcy, to decyzji w sprawie Silesii wciąż nie ma. Jaką rolę przewidują dla Silesii obecni włodarze kraju? Nie wiadomo. W biurze prasowym resortu skarbu usłyszeliśmy, że funkcjonowanie TF jest poddawane analizie. Szczegółów na razie brak.

Być może dobrym rozwiązaniem byłoby to, czego chciał Szarawarski. Silesia miała umożliwiać ściąganie pieniędzy z UE. Dzięki Silesii można było ściągnąć na Górny Śląsk nawet 2 mld zł, które mogłyby zostać zainwestowane np. w infrastrukturę - uważa Szarawarski.

Na ratunek - Silesia

Ale nie wszyscy traktują działalność Silesii jako marnotrawienie państwowych pieniędzy. Dla władz Świętochłowic Silesia to dar nieba. W styczniu tego roku zawalił się dach najważniejszej hali produkcyjnej Zakładów Mechanicznych "Zgoda" w Świętochłowicach. Zakładom zajrzało w oczy widmo bankructwa, a trzystu pracownikom bezrobocia.

Jak mówi prezes zakładów Józef Niesler, uszkodzenie hali pogłębiło kłopoty firmy. Niesler przyznaje, że odbył kwerendę po bankach. Chodziło o kredyt na odbudowę zniszczonego budynku. Jednak chętnych do udzielenia 5-milionowego kredytu nie było. Zgoda dla banków okazała się zbyt dużym ryzykiem.

Ratunkiem okazała się Silesia. TF poręczyło świętochłowickiej firmie kredyt. Zastawem są większościowe udziały w Zgodzie.

- Podjęliśmy normalną decyzję biznesową. Zgoda będzie musiała spłacić w ciągu kilku lat pożyczkę udzieloną na normalnych rynkowych zasadach - mówi prezes Silesii, Jadwiga Dyktus. - Zachowaliśmy się jak normalny fundusz inwestycyjny.

Nasuwa się jednak pytanie, czy właśnie tak ma wyglądać przyszłość Silesii? Jak dowiadujemy się w resorcie skarbu, wątpliwości mają nawet sami urzędnicy.

- Państwowy fundusz inwestycyjny to brzmi bardzo ciekawie. Jednak śmiem wątpić, czy to najlepsze rozwiązanie - mówi proszący o anonimowość przedstawiciel ministerstwa. Jego zdaniem, skoro Zgodzie nie chciały pomóc banki, to może nie widziały szansy na poprawę sytuacji?

- Przy okazji takich inwestycji Silesii zawsze będzie podejrzenie, czy nie doszło do nich "po znajomości". To odium, które ciągnie się za inwestycjami państwowego funduszu w prywatną firmę - komentuje sytuację Piechota.

- Brutalna prawda jest taka, że być może lepsze byłoby dla Zgody postawienie w stan upadłości. Wówczas firma miałaby zdrowe podstawy. A tak wciąż będzie się borykała z problemami wynikającymi z zaszłości - uważa Lewandowski.

Tymczasem działalność Silesii mogą próbować wykorzystać do własnych celów politycy. Np. firma może być zmuszona do ratowania miejsc pracy w okręgach wyborczych polityków.

O tym, że do takich nacisków będzie dochodzić, świadczy wystąpienie senatora Bogdana Lisieckiego z Samoobrony. Niedawno w piśmie skierowanym do ministra Skarbu Państwa Wojciecha Jasińskiego, skarżył się że: "Silesia prowadzi niezrozumiałą grę w sprawie Walcowni Rur Jedność, sabotuje możliwość kupna WRJ przez prywatne podmioty, co może doprowadzić do likwidacji wielu miejsc pracy".

Jednak jak dowiadujemy się, resort nadzoruje teraz Silesię dokładniej niż kiedyś.

- To nie jest tak, że wydajemy pieniądze bez żadnej kontroli - mówi Tomasz Krawczyk, dyrektor nadzoru właścicielskiego i rozwoju w TF. - Po podjęciu uchwały przez zarząd, trafia ona do rady nadzorczej. Ta opiniuje ją. Następnie wniosek trafia do zgromadzenia wspólników (od red.: minister skarbu i Agencja Rozwoju Przemysłu) - dodaje Krawczyk.

- Jak widać, zanim pieniądze zostaną wydane, decyzję o tym podejmuje wiele osób. W ten sposób minimalizujemy możliwość podjęcia błędnych kroków - wyjaśnia prezes Silesii, Jadwiga Dyktus. - Pamiętajmy także, że nawet pierwsze decyzje zarządu powstają w oparciu o materiały przygotowane przez profesjonalne firmy doradcze.

Jak Silesia ma działać według prezes Dyktus?

- Towarzystwo Finansowe Silesia to przede wszystkim pomoc w postępowaniach restrukturyzacyjnych dla przedsiębiorstw. Pełnimy funkcję czynnego inwestora wobec spółek Skarbu Państwa w celu utrzymania lub wzrostu wartości tych spółek - mówi Dyktus. - Wspieramy politykę przemysłową rządu, szczególnie w sektorze hutniczym, jakkolwiek angażujemy się również w inne gałęzie przemysłu. Restrukturyzacja firmy trwa stosunkowo długo, ale kończy się tym, że zakład produkcyjny zaczyna dobrze funkcjonować i przynosić zyski. Ma to dla nas szczególne znaczenie - podkreśla Dyktus.

Nowy Przemysł - numer 11/2006, Dariusz Malinowski

Dowiedz się więcej na temat: Katowice | firma | aprobata | minister | skarbu | Częstochowa | firmy | towarzystwo | silesia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »