To rozpala wyobraźnię
Aż cztery miliony litrów mocno deficytowej wody pitnej pochłania wyhodowanie jednej krowy. W tej sytuacji trudno się dziwić, że hasło "ekologia" zaczyna mocno rozpalać wyobraźnię inwestorów.
Niedźwiedź, symbol bessy, nie należy do ulubieńców inwestorów, ale zielony miś - to zupełnie inna bajka. A właśnie Green Bear ogłosił niedawno, że do 2012 r. zamierza zainwestować w naszym regionie (głównie w Polsce) 2 mld euro w ponad 30 projektów związanych z odnawialną energią, przede wszystkim - w farmy wiatrowe. Pikanterii tej informacji dodaje fakt, że Green Bear to start-up grupy Orco. Taki ruch potentata rynku nieruchomości, zdaniem wyznawców ekohossy, jest najlepszym dowodem na to, że giełdy świata wkrótce się zazielenią - przynajmniej za sprawą obecności spółek związanych ze środowiskiem naturalnym (bo co do ogólnej koniunktury takiej pewności nie ma). Właśnie ekologię analitycy KBC uznali na grudniowej konferencji w Brukseli za jeden z trzech - obok transakcji typu buy-back i rynków rozwijających się - najgorętszych tematów inwestycyjnych na rok 2008.
Rozmach inwestycji Green Bear zrobiłby wrażenie w każdej branży, a co dopiero w takiej, którą w Polsce traktuje się z przymrużeniem oka, raczej jako fanaberię zapaleńców (przypomnijmy obronę Rospudy), a w najlepszym razie - jako dziedzinę mocno niszową. Jeszcze kilka lat temu szef firmy, która jako jedna z pierwszych na Pomorzu postawiła kilka wiatraków, pytany, co z nich ma, z rozbawieniem odpowiadał (patrząc na nieruchome śmigło): - Tylko wstyd... Dzisiaj może być dumny ze swego wizjonerstwa - wiatraki przy drodze z Gdyni na Hel wyrastają jeden przy drugim, a zamówień jest tyle, że na gotowy osprzęt trzeba czekać... trzy lata.
Dodajmy, że Green Bear wchodzi w segment o niemal sztywnym popycie: do 2020 r., według unijnych wymogów, 20 proc. energii musi pochodzić z odnawialnych źródeł. W Polsce wskaźnik ten wynosi obecnie około 5 proc., przy czym tylko 0,16 proc. - z energii wiatrowej. W Danii wiatraki już teraz zapewniają 20 proc. energii.Przepis na milionera, który zdradza Aleksander Jawień, prezes Investment Fund Managers, wydaje się więc stosunkowo prosty: kupić fundusz czystej energii i zakopać na 20 lat. Za pośrednictwem IFM można nabyć jednostki m.in. BlackRock Merrill Lynch New Energy, funduszu, który w 2007 r. dał zarobić inwestorom 41,6 procent. Trzyletnia stopa zwrotu wyniosła 176 proc., pięcioletnia - 365 procent.
Wkrótce IFM zaoferuje także fundusze wodne.Najwięcej dla wypromowania ekologii zrobiła, oczywiście, Nagroda Nobla dla Ala Gore'a. Aleksander Jawień przekonuje jednak, iż dowodów na to, że ekologia to już nie tylko słuszna oraz nośna idea, ale również inwestycja, na której będzie można zarobić krocie, jest aż nadto. I wylicza tylko wybrane fakty, które napędzą w nieodległej przyszłości koniunkturę w tym sektorze: - W USA co dziesiąty dolar z profesjonalnie zarządzanych aktywów zaangażowany jest w inwestycje społecznie odpowiedzialne. W roku 2006 na świecie zainwestowano w czyste technologie 100,4 mld dolarów.
Chiński rząd właśnie przyjął 15-letni program inwestycji w czyste technologie o wartości 180 mld dol. (to równowartość rezerw walutowych Rosji). Do roku 2010 najludniejszy kraj świata zainwestuje także 128 mld dol. w pozyskiwanie i uzdatnianie wody. Multimiliardowych inwestycji w ten sektor dokonują największe firmy świata: Toyota, General Electric, DuPont czy Sharp, który już dziś ma 25 proc. udziału w światowym rynku paneli słonecznych.To właśnie energia słoneczna będzie, zdaniem prezesa IFM, prawdopodobnie najlepszą okazją inwestycyjną wśród czystych technologii. Światowy rynek tej energii rośnie 30 - 50 proc. rocznie, a spadek cen modułów do jej wytwarzania (z 32 dol. za jeden wat w 1979 r. do 3 dol. w 2006 r.) można porównać tylko ze spadkiem cen procesorów w latach 70.
Beneficjentami ekokoniunktury będą również producenci energii wiatrowej (bardzo silny na tym polu jest General Electric oraz firmy z Hiszpanii, jak Iberdrola, czy - znana u nas z nieruchomości - Acciona), biopaliw i biomateriałów oraz ekosamochodów. Toyota, bezapelacyjny lider ekomotoryzacji, prawdopodobnie zostanie globalnym centrum know-how, które przełomowe technologie będzie sprzedawać konkurentom.Hitem może się okazać także sektor wodny. Analitycy KBC nazywają wodę "błękitnym złotem XXI wieku", przypominając, że tylko 3 proc. światowych zasobów wody to woda pitna, przy czym 70 proc. z nich stanowią - sukcesywnie topniejące - lodowce. Lwią część reszty pochłania rolnictwo.- Woda to w praktyce jedyne dobro naturalne, które nie ma substytutu - przypomina Mateusz Walczak, prezes New World Alternative Investments. - Jej brak to problem nie tylko Afryki i - wkrótce - Chin, ale także państw takich jak Polska. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że należymy do grupy krajów europejskich o niebezpiecznie niskich zasobach wody pitnej. - Spodziewane w mniej lub bardziej odległej przyszłości częściowe uwolnienie (urealnienie) ceny wody doprowadziłoby do niewyobrażalnego wzrostu cen, ale otworzyłoby także furtkę do rozwoju innowacyjnych firm z tego sektora - uważa Jawień. Ciekawe, jak zmieniłoby się polskie rolnictwo, skoro - jak podają analitycy KBC - wyhodowanie jednej krowy pochłania 4 mln litrów wody...Jak zarabiać na czystych technologiach?
Nade wszystko, nie popadać w euforię i nie zapominać o podstawowej zasadzie dywersyfikacji portfela.- Ekoinwestycje to pomysł na jego część, nie więcej niż 10 - 15 proc. - radzi Aleksander Jawień. - Inwestować należy długoterminowo i cierpliwie, wszak komputerom trafienie pod strzechy też zajęło dwie dekady. Oczywiście, najwięcej zyskają ci, którzy pierwsi dostrzegą i uwierzą w nowy trend. Na razie ekologia to taka cicha rewolucja w finansach, produkty z nią powiązane jeszcze nie dotarły do masowych kanałów dystrybucji usług finansowych.Zmiany klimatyczne zmienią globalną gospodarkę i doprowadzą do przetasowań w wielu sektorach - z tą tezą nikt nie dyskutuje. Jednak już zarobić na niej nie jest tak łatwo, zwłaszcza w Polsce, gdzie oferta produktów ekologicznych jest bardzo wąska. Specjalistyczne fundusze inwestycyjne można znaleźć w IFM (minimalny próg aktywów - 100 tys. euro) i w segmencie private bankingu niektórych banków.
Coraz częściej klimat staje się fundamentem, na którym buduje się produkty ustrukturyzowane. W zeszłym roku Fortis Bank zachęcał do inwestycji w Euro-Profit, Citibank - w Nową Energię. Z oferty New World Alternative Investments mogą skorzystać inwestorzy o kapitale minimum 100 tys. złotych. Z ekologią (alternatywnymi źródłami energii) związek miały już pierwsze "struktury" firmy (Energy+); teraz NWAI stawia na produkty oparte na koszyku indeksów branż, które będą beneficjentami zmian klimatycznych. - Climate+ i Climate Core sprzedały się pod koniec roku tak dobrze, że rozpoczęliśmy sprzedaż kolejnej edycji pierwszego z nich, która potrwa do 15 lutego - mówi Mateusz Walczak.Oba produkty łączy minimalny próg inwestycji (100 tys. zł), różni zaś ryzyko inwestycyjne. Pierwszy zapewnia 100 proc. ochrony kapitału i celuje w 15 - 20 proc. zysku rocznie; drugi stworzono z myślą o osobach o większej skłonności do ryzyka - 80 proc. gwarancji kapitału przy możliwym zwrocie sięgającym nawet 30 proc. rocznie.- Wielu naszych klientów pyta o możliwość jeszcze bardziej agresywnych inwestycji w ten sektor; specjalnie dla nich tworzymy produkty bez gwarancji kapitału, przy bardzo wysokim lewarze - tłumaczy Mateusz Walczak.Podstawą struktur klimatycznych NWAI są fundusze inwestujące w odnawialną energię, problem wody i żywność. - To sektory o endogenicznych czynnikach wzrostów, które będą rosnąć niezależnie od koniunktury na rynkach kapitałowych - przekonuje prezes NWAI.
Takim czynnikiem, jeśli idzie o energię odnawialną, jest choćby konieczność dostosowania się do regulacji prawnych; w innych sektorach (woda, towary rolne, szczególnie zboża) - szok popytowy. Znakomitą okazją inwestycyjną będą również, zdaniem Walczaka, śmieci, które są trzecim - po produkcji i transporcie - emitentem dwutlenku węgla do atmosfery.- Śmieciowe akcje znów będą w cenie - żartuje Mateusz Walczak i już poważnie dodaje: - Właśnie zaczynamy zbierać owoce szybkiej, nierzadko rabunkowej industrializacji. Reakcję łańcuchowej konsekwencji trudno będzie zatrzymać.Biblią ekofinansistów, na którą powołuje się prezes NWAI, jest raport Sterna. Sir Nicholas Stern, były główny ekonomista Banku Światowego, w 2006 r. przedstawił pięć sposobów wpływu zmian klimatycznych na gospodarkę. Jego zdaniem, aby powstrzymać rozwój negatywnych zjawisk związanych z ociepleniem klimatu, natychmiast trzeba na ten cel zacząć przeznaczać 1 proc. światowego PKB rocznie. W przeciwnym razie może się on zmniejszyć o 10 do 20 procent. I chociaż wielu naukowców uznało ten scenariusz za nazbyt pesymistyczny (wręcz zarzuciło jego autorowi histerię), to już wokół poziomu 5 proc. ubytku PKB panuje duży konsensus. NWAI uważa, że naturalnym uzupełnieniem strategii "klimatycznej" będą inwestycje w trendy demograficzne: nie tylko w konsekwencje wzrostu liczby ludności (do 10 mld w 2050 r.), ale i starzenia się społeczeństw (im cieplej, tym dłużej będziemy żyli, na czym skorzysta turystyka i sektor opieki zdrowotnej) czy migracji ludności Chin i Indii ze wsi do miast. - Prosty przykład: jednym z głównych czynników windujących dziś cenę kakao jest to, że przeciętny Chińczyk dopiero teraz zaczyna poznawać smak czekolady; dlaczego na tym nie zarabiać? - pyta retorycznie Walczak. I zastrzega jednocześnie, że inwestycje "demograficzne" z zasady przeznaczone są dla bardzo długoterminowych inwestorów (np. jako naturalne zabezpieczenie dla funduszy emerytalnych). Horyzont inwestycyjny tego typu aktywów rzadko jest krótszy niż 10 lat.
Znaleźć ekosceptyka nie jest łatwo (co już samo w sobie powinno być niepokojące - gdyż, jak mówią eksperci, jednomyślność co do wzrostów w danej klasie aktywów powinna być sygnałem do ich sprzedaży). Jednym z nielicznych są eksperci Wealth Solutions: - Nikt nie kwestionuje nieuchronności zmian klimatycznych, ale związek rozłożonych na kilkadziesiąt lat, niepewnych zjawisk ze średnioterminowymi wynikami konkretnych spółek jest zbyt słaby, by na tej korelacji budować produkty finansowe - uważa Michał Kowalski, wiceprezes firmy. Jego zdaniem, ekohossa - zapoczątkowana przez Merrill Lynch - niepokojąco przypomina tę internetową: - Wszyscy mówią o zielonych inwestycjach, lecz spółek prawdziwie ekologicznych jest niewiele. W tym kontekście przewijają się nazwy wciąż tych samych kilkunastu firm, z których większość jest bardzo droga, jako że moda na nie trwa już trzeci rok. Przeciętny wskaźnik P/E (cena do zysku) dla spółek z indeksu nowej energii (NEX) przekracza 60. Na fali mody na pewno będą się pojawiać produkty odwołujące się do ochrony środowiska, jednak w istocie luźno z nią powiązane. Często - uczula Michał Kowalski - pod przykrywką inwestycji ekologicznej skrywać się będą dobre światowe koncerny, które od innych blue-chipów odróżnia tylko to, że mocno podkreślają swoje społeczne zaangażowanie.
Na przykład w koszyku spółek nowej energii, obok kilku innowacyjnych perełek, znajdziemy legendy petrochemiczne. Takie firmy jak General Motors, Chevron Texaco, Cargill, Ford, istotnie, zdominowały sektor biopaliw, ale ciągle to ułamek ich tradycyjnych obszarów działalności. - Podobnie też, mimo że nikt nie kwestionuje prymatu Toyoty na rynku hybryd, to jednak trudno za ekologiczną uznać spółkę, która miażdżącą część swoich przychodów generuje ze sprzedaży tradycyjnych aut - przypomina wiceprezes Wealth Solutions.Stara zasada: im bardziej atrakcyjne opakowanie, tym większą wagę należy przywiązywać do jego zawartości i parametrów finansowych. Przykładowo, jednym z trzech funduszy, na których bazują struktury Climate+ i Climate Core jest (obok Sarasin New Power Fund i Julius Baer SAM Sustainable Water Fund) Schroder Alternative Solutions Agriculture Fund.
Inwestorzy muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, czy fundusz alternatywnego rolnictwa wpisuje się w ich definicję ekoinwestycji. Specjaliści od struktur zdradzają, że fundusze luźno powiązane z główną ideą produktu stanowią rolę "wypychacza", który obniża cenę opcji. Gdyby nie one, nie byłoby możliwe stworzenie produktu łączącego wodę z ogniem, czyli gwarancję kapitału z ekspozycją na zyskowne, acz ryzykowne sektory. Z drugiej jednak strony, prawdziwe kopalnie produktów i usług przyszłości, takie Microsofty ekologii, to obecnie firmy małe, innowacyjne, często zależne od rynkowego sukcesu jednej technologii, a zatem obarczone szalonym ryzykiem inwestycyjnym. - W tym kontekście dziwi przedstawienie sektora ekologicznego jako bezpiecznej alternatywy dla taniejącego rynku akcji - uważa Michał Kowalski. - Spółki ekologiczne to przecież jego wycinek, i to ten najbardziej ryzykowny, a więc najbardziej podatny na ewentualną przecenę.Zwraca także uwagę na to, że przedsiębiorstwa przy reklamie produktów czy funduszy ekologicznych nadmiernie szafują argumentami społecznymi i etycznymi: jak to pięknie będzie wyglądał świat, gdy wesprzemy zmiany swoimi inwestycjami.- Faktyczne kierowanie się takimi względami musiałoby się wiązać z ograniczeniem zysków - zauważa. I dlatego jego firma, zamiast grzecznych oferuje... grzeszne inwestycje, czyli "strukturę" opartą na koszyku przedsiębiorstw z sektorów alkoholowego, tytoniowego, hazardu. Co, notabene, pokazuje, jak ważną rolę odgrywa dzisiaj w finansach marketing: grzech i ekologia mają wszak wiele wspólnego - w dużej mierze są po prostu wabikiem, który ma przyciągnąć pieniądze inwestorów, poszukujących bezpiecznej przystani na czas trwających zawirowań na szerokim rynku "klasycznych" akcji.
Małgorzata Remisiewicz