Trzeci model rozwojowy Chin
Pandemia 2020 r., choć jeszcze się nie zakończyła, już gruntownie zmieniła świat. Nie tylko nasze życie w wymiarze indywidualnym, gdzie przyszło nam zamknąć się i pracować w cyberprzestrzeni, ale też w sensie globalnym, bowiem zatrząsł się dotychczasowy układ sił.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
COVID-19 przyniesie z pewnością światową recesję i to również z nią, nie tylko z chorobą, przyjdzie nam się zmagać w roku następnym. Tymczasem dotychczas dostępne dane oraz rysowane scenariusze mówią jedno: jedynym wielkim państwem, które w rok 2021 nie wejdzie z recesją będą Chiny.
Według tamtejszych danych, wzrost będzie oczywiście niższy niż planowano, rzędu 1,5-2 proc., ale i tak będzie on mocno kontrastował z tym, co poza Chinami i na całym świecie, gdyż według szacunków Banku Światowego spadek w wymiarze globalnym sięgnie 4,6 proc. W Stanach Zjednoczonych Ameryki będzie jeszcze większy, nie mówiąc już o wręcz katastrofie europejskiej, gdzie w wielu krajach nie wyklucza się nawet spadku dwucyfrowego.
Ostatecznych danych oczywiście nie znamy i przyjdzie nam na nie jeszcze trochę poczekać, ale w środowiskach naukowych i analitycznych rodzi się konsensus przynajmniej co do jednej, ważnej tezy: podobnie jak po poprzednim wielkim kryzysie gospodarczo-finansowym z 2008 r., tak po pandemii, centrum gospodarki i handlu światowego ponownie jeszcze bardziej przesunie się z Atlantyku na Pacyfik. Na naszych oczach kończy się świat europocentryczny, a centrum uwagi i spraw światowych przesuwa się z regionu transatlantyckiego na transpacyficzny.
Dzieje się tak z racji procesów integracyjnych na tamtym obszarze, co potwierdzono powołaniem kluczowego Regionalnego Rozwiniętego Partnerstwa GospodarczegoOtwiera się w nowym oknie (RCEP), obejmującego obszar dający ok. 30 proc. światowego PKB (UE przed brexitem dochodziła do 22 proc.). W nie mniejszym stopniu jest to też efekt fenomenu Chin, nadal rosnących, a na dodatek szybko się modernizujących i stawiających aktualnie na innowacje oraz postęp naukowo-techniczny.
Albowiem wszystko wskazuje na to, że ten mijający rok 2020 będzie kolejną ważną cezurą w dziejach Chin (a przez ich wagę i znaczenie, do pewnego stopnia także i całego świata), tak jak wcześniej były to lata 1978, 1992, 2001 i 2012. To są bowiem daty - punkty zwrotne na chińskiej ścieżce transformacji i zmian, na której w mijającym roku dokonano kolejnej, ważnej korekty, rozpoczynając implementację trzeciego już w ostatnich ponad czterech dekadach modelu rozwojowego państwa, czemu pandemia bynajmniej nie przeszkodziła, a wręcz odwrotnie - jeszcze zwiększyła konieczność jego zastosowania.
Dwa pierwsze modele są już mniej lub bardziej rozpoznane, tak w Chinach, jak poza nimi. Gdy ChRL pod koniec 1978 r. ruszała do zmian, jako państwo ortodoksyjnie komunistyczne, autarkiczne i biedne, to jej władze zdobyły się na ogromny w tamtejszych ówczesnych politycznych uwarunkowaniach wysiłek - dokonania korekty w gospodarce planowej i zaordynowania rynkowych eksperymentów w otoczeniu dotychczas rynkowi całkowicie wrogim (jak w każdym ortodoksyjnym marksizmie).
To dlatego chętnie zapraszano wówczas do Chin, w dekadzie lat 80. poprzedniego stulecia, znanych ekonomistów, którzy proponowali "socjalizm rynkowy". Byli to tacy ekonomiści jak: János Kornai, Włodzimierz Brus czy Ota Šik. W ramach tych reform, którym po siedmiu latach rozgłosu nadał w ZSRR Michaił Gorbaczow ze swoją "pierestrojką", po chińsku zwaną gaige, zwyciężyła jednak formuła "ptaka w klatce", przeforsowana przez głównego wówczas eksperta ekonomicznego w chińskim kierownictwie, Chen Yuna (1905-1995).
Chodziło o to, że owszem, eksperymenty z rynkiem były dozwolone, ale jednak w ramach narzucanego przez kierownictwo partii i państwa planu. Tym samym fruwający już na zasadach rynkowych ptaszek mógł szaleć, ale jednak w ramach narzuconej mu przez polityczne kierownictwo klatki gospodarki planowej.
Ta próba budowania "żelaznej klatki z drewna", jak to ładnie określono, jak wiadomo nie do końca się udała. W Chinach przyniosła traumę z placu Tiananmen wiosną 1989 r. i krótkotrwały nawrót komunistycznej ortodoksji, a ZSRR, ku radości wielu narodów, w tym polskiego, doprowadziła w grudniu 1991 r. do upadku.
Tyle tylko, że wiekowy (ur. 1904) wizjoner chińskich reform, Deng Xiaoping, doskonale pamiętał hasło, jakie sam, jak ówczesny sekretarz generalny KPCh, wbijał do głów w latach 50., minionego stulecia członkom partii: "Związek Radziecki dziś to nasze jutro". Innymi słowy, jeśli Związek Radziecki padł, to my, chińscy komuniści, jutro wisimy na gałęziach, o ile nie dokonamy korekt i zmian.
Dlatego już 17 stycznia 1992 r. Deng wsiadł w pociąg na dworcu w Pekinie i niczym dawny chiński cesarz udał się z "pielgrzymką na południe", do strefy gospodarczej Shenzhen, utworzonej na granicy z Hongkongiem na samym początku reform. Tam ostatecznie ogłosił swój polityczny testament (zmarł w 1997 r., a od tamtej pory zniknął z życia publicznego).
Deng Xiaoping doskonale wiedział, że ma przed sobą istną kwadraturę koła i że stanął przed klasycznym dylematem: jak zmienić wszystko, żeby wszystko zostało po staremu, czyli - jak reformować gospodarkę i kraj, żeby rządząca KPCh utrzymała się przy władzy.
Jak wiemy, udało mu się. Wiedział bowiem, że kontynuacja poprzednich reform, z pierwszej dekady zmian, to scenariusz katastrofy. Jednakże ze względu na chińskie uwarunkowania kulturowe oraz rozmiary gospodarki, nie zgodził się na mocno wówczas forsowany przez Amerykanów, znajdujących się w stanie euforii "jednobiegunowej chwili", wręcz fundamentalnie rynkowy "konsensus z Waszyngtonu".
Wychodząc z chińskiej tradycji i klasycznej filozofii dychotomii yin i yang, ale także doświadczeń wykreowanego w regionie Azji Wschodniej nowego modelu rozwojowego, zwanego "państwem rozwojowym" (developmental state), Deng Xiaoping nakazał połączenie i dychotomię rynku z interwencjonizmem państwowym, a zarazem otworzył wielką chińską gospodarkę, słynny "miliard konsumentów" na globalizację i światowe rynki, wówczas już niemal wyłącznie kapitalistyczne.
Tak narodził się drugi model rozwojowy, któremu prawdziwe oblicze nadał ówczesny car chińskiej gospodarki, pod koniec kariery premier Zhu Rongji. Podobnie jak wcześniej w Japonii, Korei Południowej czy Singapurze, opierał się on na kilku podstawowych założeniach: najważniejszy jest wzrost (nawet dwucyfrowy rocznie), któremu podporządkowano całą gospodarkę i siłę roboczą, a jej motorami napędowymi miały być eksport, wielkie inwestycje oraz tania siła robocza, której ogromne rezerwy (ok. 800 mln tanich rąk do pracy) tkwiły jeszcze na chińskiej wsi (tzw. dywidenda demograficzna).
Podobnie jak poprzednio w "azjatyckich tygrysach", model zadziałał, co wiemy. A ogromny rynek chiński jeszcze bardziej skorzystał po wejściu państwa do Światowej Organizacji Handlu, czyli nadaniu tamtejszej gospodarce roli pełnoprawnego partnera, co wielu na Zachodzie uważa dziś za poważny błąd. Albowiem to właśnie wtedy, po 2001 r. Chiny raz jeszcze przyspieszyły; na tyle, że w wiek XXI wchodziły jeszcze jako szósta gospodarka świata, a w 2010 r. były już drugie, po Japonii. Miało to ogromne znaczenie dla chińskiego psyche: wreszcie pokonaliśmy Japończyków. To właśnie wtedy, pod koniec pierwszej dekady tego stulecia pojawił się w chińskim dyskursie akademickim, a potem publicznym i medialnym nowy kurs i hasło: "czas wyprzedzić Amerykanów".
Do rangi polityki państwowej wyniósł go nowy przywódca, Xi Jinping, u sterów władzy od listopada 2012 r. Wyszedł a wielce ambitnymi planami tak na scenie wewnętrznej, jak zewnętrznej. Na pierwszej zaczął mówić o "wielkim renesansie" Chin, a na zewnętrznej sięgnął w gruncie rzeczy do ojców geopolityki i ich pomysłów, ogłaszając w 2013 r. strategię dziś znaną jako Inicjatywa Pasa i Szlaku. Chodziło o stworzenie dwóch współczesnych Jedwabnych Szlaków, obu prowadzących do Europy, które po implementacji pozwoliłyby Chinom na kontrolę Eurazji oraz otaczających ją mórz.
Takie ambitne plany Chin przebudziły - wreszcie - amerykańskie elity polityczne. Amerykanie przeszli do politycznej i strategicznej kontrofensywy, co nastąpiło za kadencji Donalda Trumpa a podczas pandemii nabrało wręcz znamion nowej zimnej wojny, W tym kontekście Chińczycy zrozumieli, że trzeba dokonać kolejnej korekty u siebie w domu. Tym bardziej, że poprzedni wielce ekstensywny model, ten po 1992 r., okazał się efektywny i skuteczny, ale też niebywale kosztowny - w sensie ekologicznym, rozwarstwienia dochodowego czy stratyfikacji terytorialnej. Ponadto, jak wyliczają chińscy eksperci, już ok. 2010 r. zakończyła się dywidenda demograficzna.
Tak powoli ukształtowała się idea nowego modelu, wokół koncepcji xiaokang shehui, czyli społeczeństwa umiarkowanego dobrobytu, a więc opartego już nie na eksporcie i stałej ekspansji, lecz na rozległej klasie średniej i kwitnącym rynku wewnętrznym. Ten model przyjęto na ostatnim plenarnym posiedzeniu KC KPCh pod koniec października br., nadając mu nazwę "podwójnego obiegu" lub cyrkulacji (shuang xunhuan).
Dziś już wiemy nieco więcej, o co chodzi. Według wpływowego wiceprezesa Chińskiej Akademii Nauk Społecznych i znanego ekonomisty Zai (Cai) Fanga to z jednej strony próba ucieczki przed, traktowaną w Chinach poważnie, tzw. pułapką średniego dochodu (middle-income trap). Natomiast z drugiej, jeszcze ważniejszej, stoi za tym konieczność dostosowania się do nowych uwarunkowań w kraju i na świecie.
Toteż obecnie priorytetami nie jest już, jak było w poprzednich dekadach, budowanie czy odbudowywanie potęgi państwa oraz ekspansja i wzrost nade wszystko, tylko nowa mantra, zgodnie z którą liczy się nie ilość, a jakość. Według dostępnych chińskich dokumentów oraz pierwszych analiz, nowy model rozwojowy "podwójnej cyrkulacji" ma przynieść "rozwój wysokiej jakości" i opierać się na następujących filarach:
- innowacje i postęp technologiczny
- otwartość i całościowość (ta druga rozumiana jako walka z nadmiernym rozwarstwieniem i nierównościami, równe szanse dla wszystkich)
- koordynacja rozwoju (między miastem a wsią, między regionami, itp.).
"Podwójna regulacja" nie oznacza wcale zamknięcia się na globalizację czy zewnętrzne rynki; stawia je tylko na drugim miejscu. Na pierwszym natomiast - i to jest samo sedno nowego modelu - ma nastąpić ścisłe powiązanie rozwoju z kwestiami bezpieczeństwa, w rozumieniu socjalnym (nierówności), demograficznym (starzenie się społeczeństwa), a także w sensie technologicznym, klimatycznym, ekologicznym i zdrowotnym (pandemie).
Tak jak poprzednio w centrum zainteresowania było państwo, tak teraz kluczem ma być bezpieczeństwo i zwiększona siła nabywcza obywatela. Tak twierdzą chińscy znani ekonomiści. Tyle tylko, że praktyka rządów Xi Jinpinga, o czym głośno na Zachodzie, a nierzadko w głosach oporu także na terenie ChRL, to dalsze wzmacnianie siły państwa. Stało się to nową strategią, jeszcze wzmocnioną podczas pandemii, po części z przyczyn wewnętrznych i osobowych lidera, a po części w odpowiedzi na mocne uderzenia Amerykanów.
Nowy model rozwojowy jest już więc wypracowany, ale jego implementacja, przede wszystkim z racji zagrożonych na swych hegemonicznych pozycjach Amerykanów oraz zazdroszczącego Chinom kolejnych sukcesów, a ciężko dotkniętego pandemią Zachodu, staje jednak pod dużym znakiem zapytania. Czas pokaże, jak te procesy będą przebiegały, bo zrobiło się niewątpliwie ciekawie.
Bogdan Góralczyk
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji
***