Trzy scenariusze dla rynku motoryzacyjnego w Polsce
Czy w następstwie epidemii koronawirusa i dużej zniżki popytu na samochody osobowe możemy liczyć na to, że ich ceny spadną? Analitycy Carsmile dają takiemu scenariuszowi najniższe prawdopodobieństwo. Scenariuszem, który ma największe szanse realizacji, są niestety podwyżki cen wynikające ze znacznego wzrostu kosztów produkcji samochodów m.in. z powodu wyśrubowanych norm emisyjnych. Ratunkiem dla branży mogą być decyzje polityczne, np. odroczenie kar za przekroczenie norm emisyjnych albo dotacje do samochodów.
W marcu średnia cena nowego samochodu osobowego sprzedanego w Polsce wyniosła 124,7 tys. zł - podał Samar. W skali roku nowe samochody zdrożały średnio o 11,3 proc., a w stosunku do grudnia 2019 r. - o 3,8 proc. Gdyby w kolejnych miesiącach tego roku ceny rosły w takim samym tempie, jak w pierwszym kwartale, w całym 2020 roku mielibyśmy podwyżkę średnio o 15,4 proc. Czy takie zachowanie cen jest realne w świetle obecnej sytuacji na rynku motoryzacyjnym w Polsce, Europie i na całym świecie?
Według danych ACEA, Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów, rejestracje nowych aut w UE spadły w I kwartale o 1/4, a w samym marcu zmniejszyły się ponad 50 proc. W Polsce mamy już dane za dwie pierwsze dekady kwietnia. Wskazują one na spadek rejestracji nowych samochodów osobowych aż o 71 proc. względem analogicznego okresu przed rokiem - podał Samar. - Z powodu niepewności osoby, które planowały zakup samochodu, wstrzymują się z taką decyzją. Z drugiej strony mamy wielu klientów, którzy znaleźli się w nagłej potrzebie posiadania auta ze względu na epidemię. To na przykład właściciele firm gastronomicznych, które nagle musiały się przestawić na dowóz posiłków czy wręcz przebranżowiły się na sklepy z żywnością dowożące zakupy do domu - mówi Michał Knitter, wiceprezes Carsmile. - Sprzedaż samochodów w salonach niemal zamarła, nadal ma jednak miejsce w kanałach online - dodaje.
Hamująca sprzedaż nowych samochodów, będąca skutkiem epidemii koronawirusa (obniżenie popytu, ale też problemy z rejestracją pojazdów w urzędach), czysto teoretycznie powinna powstrzymać producentów od podnoszenia cen, a nawet spowodować, że ceny zaczną maleć, aby zachęcić klientów do zakupu. Pytanie czy taka sytuacja jest możliwa?
Analitycy Carsmile opracowali trzy scenariusze możliwych zdarzeń na rynku motoryzacyjnym, wskazując, jakie mogą one rodzić konsekwencje dla cen nowych samochodów. Scenariusze uszeregowali od najbardziej do najmniej prawdopodobnego.
- Prognozowanie cen samochodów jest w tej chwili zadaniem ekstremalnie trudnym. Mamy tak wiele czynników ryzyka, tak wiele niewiadomych jeśli chodzi zarówno o skalę epidemii, jak i o decyzje polityczne, które będą skutkować określonymi reakcjami zarówno ze strony producentów samochodów, jak i nabywców. Dlatego tym razem zamiast konkretnej prognozy liczbowej Carsmile przedstawia trzy możliwe scenariusze dla rynku - informuje Michał Knitter. - Nasze przewidywania opieramy na informacjach płynących od dilerów oraz importerów, na przykład ich skłonności do udzielania rabatów, a także obserwacji rynku - dodaje.
Taki wariant wydaje się najbardziej prawdopodobny. Opiera się on na założeniu, że producenci samochodów podniosą ceny, aby pokryć rosnące koszty produkcji aut, a także koszty przestojów w fabrykach, do jakich doszło z powodu koronawirusa. Pomimo spadku sprzedaży będą więc dążyć do tego, aby w miarę możliwości obronić swoje marże.
Przypomnijmy, że od 2020 roku 95 proc. samochodów sprzedawanych na terenie UE powinno spełniać nowy limit średniej emisji CO2, wynoszący 95 g CO2/km. Producentom niespełniającym nowej normy grożą ogromne kary, wynoszące 95 euro za każdy gram dwutlenku węgla ponad limit. Kary są naliczane od każdego sprzedanego samochodu. Do tego doszedł kosztowy obowiązek montowania w samochodach nowoczesnych urządzeń asystujących, nie mówiąc już o gigantycznych wydatkach, jakie branża ponosi rokrocznie na rozwój elektromobilności.
Średnia emisja CO2/km w pojazdach zarejestrowanych w 2018 r. w Unii Europejskiej wyniosła 120,5 g. To o 25,5 g więcej od nowego limitu. Utrzymanie tych poziomów emisji, oznaczałoby konieczność zapłaty przez producenta 2,4 tys. euro kary od jednego pojazdu (dokładnie w 2020 roku od 95 proc. sprzedanych aut, a od 2021 r. już od wszystkich). Przyjmując, że producent doliczyłby karę w całości do ceny samochodu, dawałoby to średnią podwyżkę w Polsce o 13,5 tys. zł brutto przy obecnym kursie euro. Podwyżka o taką kwotę względem średniej ceny z grudnia ub. r., wynoszącej według Samaru 120 tys. zł, prowadziłaby do wzrostu cen średnio o ok. 11 proc. w skali roku.
- Przyjmując, że z tego 4 proc. zostało już zrealizowane w pierwszym kwartale, mielibyśmy jeszcze przestrzeń na podwyżki o ok. 7 proc. w trzech kolejnych kwartałach - zauważa wiceprezes Carsmile. Dodaje, że niezależnie od kwestii związanych z kosztami produkcji i polityką producentów, podwyżki w cennikach samochodów w Polsce możemy też zobaczyć z powodu osłabienie kursu złotego względem euro. - Niektóre marki już zrewidowały cenniki w górę, nie zważając na sytuację rynkową i koronawirusa - zauważa wiceprezes Carsmile.
Scenariusz ten zakłada, że w odpowiedzi na załamanie popytu, producenci nie będą na razie podnosić cen. Taki scenariusz oznaczałby sprzedaż samochodów bez marży lub wręcz ze stratą. Szanse na utrzymanie cen na obecnym poziomie byłyby większe, gdyby udało się odsunąć w czasie restrykcyjne regulacje odnośnie limitów emisji spalin. Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA), wystosowało list do Komisji Europejskiej wzywający do odstąpienia od wysokich kar w tym roku ze względu na gigantyczne koszty, jaki branża poniesie w związku z epidemią. Inną formą pomocy dla branży mogą być programy ratunkowe kierowane przez rządy do producentów samochodów na wzór naszej tarczy antykryzysowej.
Stabilizacja cen w drugim kwartale jest teoretycznie możliwa dzięki zapasom samochodów, jakie znajdują się na stockach dilerskich. Z informacji podawanych przez importerów i producentów wynika, że dysponują oni obecnie zapasami pozwalającymi pokryć zapotrzebowanie na ok. 1,5 miesiąca średniej miesięcznej sprzedaży z 2019 roku. Przyjmując, że obecnie sprzedaż spadła do ok. 40 proc. tej z 2019 r., mamy zabezpieczoną podaż samochodów na ok. 5-6 miesięcy. Jest to jednak oferta aut gotowych, konkretnych modeli, mających określone wersje silnika czy wyposażenia, bez możliwości indywidualnej konfiguracji. Nie każdemu to odpowiada.
Jednocześnie koncerny w Europie przekazują informacje o planach stopniowego wznawiania produkcji w swoich zakładach i montowniach. Wcześniej takie informacje napłynęły w fabryk w Chinach, Japonii i Korei. Pamiętajmy jednak, że nawet po wznowieniu produkcji, nie zostaną uruchomione pełne moce produkcyjne. Konieczne są przerwy na dezynfekcje stanowisk pracy, a także ograniczenie liczby personelu przebywającego na terenie zakładu. Poza tym, koncerny motoryzacyjne zaangażowały się w produkcję respiratorów.
Ten scenariusz, któremu Carsmile nadał najniższe prawdopodobieństwo, zakłada, że koncerny motoryzacyjne będą za wszelką cenę walczyć o utrzymanie produkcji na poziomach niewiele niższych od tych z 2019 roku, aby nie zwalniać pracowników. W takiej sytuacji, w związku z załamaniem popytu, konieczne byłyby obniżki cen, aby zachęcić nabywców do skorzystania z okazyjnych ofert zakupu nowego samochodu.
Taki scenariusz mógłby mieć większe szanse powodzenia, na przykład 10 proc., gdyby producenci uzyskali bardzo silne wsparcie rządowe. Chodzi m.in. o dopłaty do sprzedaży nowych samochodów. O takich możliwościach mówi się już np. w Niemczech. Niemieckie stowarzyszenie producentów samochodowych VDA, widząc nikłe szanse w ożywieniu sprzedaży samochodów w najbliższych miesiącach, wezwało rząd do opracowania specjalnego programu dopłat do aut niskoemisyjnych, tj. hybryd i elektryków. Uznano, że stymulacja popytu na ekologiczne samochody może przynajmniej częściowo zrekompensować straty poniesione w podstawowych segmentach rynku.
Zastanawiając się nad możliwymi scenariuszami dla rynku motoryzacyjnego w kolejnych miesiącach 2020 roku, trzeba wziąć pod uwagę nie tylko obecne załamanie popytu, ale też to, jak będzie wyglądało wychodzenie Europy z kryzysu. Ekonomiście bardziej skłaniaj się ku tezie, że będzie to model rozciągniętej litery V, niż litery U. Znacznie bardziej optymistyczne doniesienia płyną natomiast z chińskiego miasta Wuhan, gdzie dilerzy samochodów wrócili do pracy 23 marca. Już w pierwszym miesiącu zanotowali sprzedaż na poziomie sprzed kryzysu, a w ostatnich dniach mówią o swoistym boomie na samochody wywołanym strachem przed korzystaniem z komunikacji publicznej.
Opr. KM