UE: "Sarkozy stawia na socjalizm"

Obecny kryzys finansowy pokazał, jak bardzo strefa euro potrzebuje "gospodarczego rządu" - przekonywał we wtorek w Parlamencie Europejskim prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

Prezydent Francji Nicolas Sarkozy proponuje częściową nacjonalizację strategicznych gałęzi gospodarki - informują niemieckie media, komentując wystąpienie Sarkozy'ego w Parlamencie Europejskim w Strasburgu.

Reagując na przemówienie niemieccy politycy kategorycznie odrzucili propozycje francuskiego prezydenta dotyczące ustanowienia w UE państwowych funduszy inwestycyjnych oraz powołania "gospodarczego rządu" strefy euro.

"Sarkozy stawia na socjalizm" - pisze w wydaniu internetowym tygodnik "Stern".

"Spektakularna propozycja prezydenta Francji. Wobec kryzysu finansowego Nicolas Sarkozy domaga się częściowego upaństwowienia strategicznych branży" - relacjonuje z kolei "Spiegel Online".

Reklama

"To, z czym Francja wychodzi w tych dniach, to nic innego, jak rewolucja" - pisze w wydaniu internetowym dziennik "Sueddeutsche Zeitung".

Za propozycję nacjonalizacji kluczowych gałęzi gospodarki uznano wypowiedź Sarkozy'ego na temat ustanowienia państwowych funduszy inwestycyjnych (sovereign wealth funds - SWF).

Jego zdaniem w czasie kryzysu fundusze takie mogłyby wspierać rodzime przedsiębiorstwa w strategicznych branżach, np. przejmując część ich udziałów i chroniąc je przed wykupem przez podobne fundusze z państw trzecich.

"Nie chciałbym, by za kilka miesięcy obywatele UE obudzili się i odkryli, że europejskie przedsiębiorstwa należą do nieeuropejskich stolic" - cytują niemieckie media wypowiedź Sarkozy'ego.

Zdaniem ministra gospodarki Niemiec Michaela Glosa propozycje francuskiego prezydenta są "sprzeczne z najważniejszymi zasadami niemieckiej polityki gospodarczej".

"Interwencja państwa w sektorze bankowym i ubezpieczeniowym jest koniecznym wyjątkiem (od tych zasad), by zapobiec załamaniu systemu finansowego i chronić wzrost gospodarczy oraz miejsca pracy. Niemcy pozostają krajem otwartym na kapitał z całego świata" - powiedział Glos gazecie "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu Ruprecht Polenz zarzucił Sarkozy'emu, że wykorzystuje kryzys finansowy, by powracać do starych, niesłuchanych przez nikogo propozycji. "Sarkozy przelewa kiepskie francuskie wino do nowych butelek, ale dzięki temu wino wcale nie staje się lepsze" - powiedział Polenz na łamach "FAZ".

"Protekcjonistyczne kroki państw narodowych jedynie pogłębiły kryzys gospodarczy 80 lat temu" - dodał. Także polityk liberalnej FDP Hermann Otto Solms uznał propozycje francuskiego prezydenta za "nierozsądne".

"To dziwne, że mamy jedną wspólną monetę, jeden bank centralny, jeden rynek, a nie można mówić o jednej polityce gospodarczej" - powiedział Sarkozy. "Kryzys finansowy prowadzi do kryzysu gospodarczego. Czy w obliczu takiego kryzysu nie potrzebujemy większej koordynacji gospodarczej?" - pytał retorycznie na konferencji prasowej. Jego zdaniem, takim "rządem gospodarczym", który koordynowałby polityki krajowe, powinni być zebrani na szczycie szefowie państw i rządów krajów strefy euro. Bezprecedensowe spotkanie w takim właśnie formacie miało miejsce 12 października w Paryżu, a przyjęty tam plan ratowania banków w strefie euro został potem zatwierdzony na szczycie przez wszystkie 27 krajów UE.

Sukces spotkania, które służyło właśnie koordynacji działań krajowych, to dla Sarkozy'ego nowy, silny argument. Obecnie co miesiąc spotykają się ministrowie finansów strefy euro, w dzień poprzedzający spotkanie unijnych ministrów finansów ECOFIN. Ale to - zdaniem Sarkozy'ego - jest za mało. "Tylko szefowie państw i rządów dysponują niezbędnym mandatem demokratycznym" - powiedział. Zasugerował nawet, że przewodniczącym mógłby pozostać premier Luksemburga Jean-Claude Juncker - który obecnie nieformalnie przewodniczy Eurogrupie, ale jako minister finansów swego kraju.

Francja od dawna opowiada się za bliżej niesprecyzowanym politycznym "rządem gospodarczym" strefy euro, niejako by zrównoważyć Europejski Bank Centralny, który jest jedyną wspólną instytucją dla krajów Eurogrupy. Zdaniem Francji, brak koordynacji krajowych polityk gospodarczych jest nie do pogodzenia ze wspólną walutą.

Niemcy za każdym razem zgłaszały ostry sprzeciw, odczytując intencje Paryża jako próbę ograniczenia niezależności EBC, który ma za zadanie przede wszystkim czuwanie nad stabilnością cen i to właśnie pod kątem walki z inflacją ustala stopy procentowe. Kryzys finansowy pozwolił Sarkozy'emu wrócić do pomysłu. "To dla nas okazja do przebudowy Europy w taki sposób, by była bardziej skuteczna" - powiedział francuski prezydent.

Towarzyszący mu na konferencji prasowej szef Komisji Europejskiej Jose Barroso nie krył swojego sceptycyzmu. "Jesteśmy za wzmocnieniem wszelkich mechanizmów koordynacji polityk gospodarczych w krajach europejskich, ale jednocześnie nie wolno tworzyć niebezpiecznego złudzenia, że pomysł sprowadza się do dawania instrukcji bankowi centralnemu" - powiedział Barroso. "Jego niezależności kwestionować nie wolno" - podkreślił. "Ograniczanie tej niezależności ani mi w głowie, jestem pierwszy, by jej bronić" - zaklinał się Sarkozy. Francuski prezydent rzucił w Strasburgu nowy pomysł: powołania w UE państwowych funduszy inwestycyjnych (sovereign wealth funds - SWF). Jego zdaniem zagraniczne fundusze tego rodzaju stały się tak istotnymi graczami na rynkach finansowych, że i UE powinna dysponować takimi instrumentami. Po pierwsze dlatego, że w czasie kryzysu mogłyby przyjść z pomocą rodzimym przedsiębiorstwom w strategicznych branżach, po drugie zaś dlatego, że uchroniłyby przed zbytnią ekspansją funduszy zagranicznych na europejskim rynku.

"Chciałbym, abyśmy się zastanowili nad możliwością stworzenia w każdym kraju państwowego funduszu; być może byłaby możliwa ich koordynacja w odpowiedzi na kryzys" - powiedział Sarkozy. KE szacuje, że całe SWF, które służą krajom do lokowania swoich nadwyżek, to obecnie 3-5 bln dolarów, natomiast w roku 2015 będzie to już kilkanaście bilionów. Coraz poważniejszymi graczami, poza bogatymi krajami Zatoki Perskiej, stają się obecnie Chiny i Rosja, a coraz więcej polityków i inwestorów zadaje sobie pytanie o rzeczywiste ekonomiczne i polityczne zamiary, jakie kryją się za inwestycjami prowadzonymi przez te fundusze.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »