Ukraina mogłaby się ubiegać o odszkodowania za Krym, ale szanse marne
Państwo ukraińskie mogłoby domagać się odszkodowań od Rosji za dobra utracone wraz z Krymem, ale możliwości prawnego rozstrzygnięcia tego sporu są bardzo ograniczone - uważa specjalista prawa międzynarodowego, partner w kancelarii SK&S dr Rudolf Ostrihansky.
- Droga sądowa w przypadku konfliktu Rosji i Ukrainy o Krym jest mało prawdopodobna. Jej skuteczność byłaby ograniczona, bo prawdopodobnie można by dochodzić roszczeń tylko przed sądami ukraińskimi i egzekwować je tylko na terytorium Ukrainy - powiedział Ostrihansky.
Teoretycznie Ukraina mogłaby wnieść skargę przeciwko Rosji do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze. Problem polega na tym, że ani jeden, ani drugi kraj nie wyraził zgody na tzw. jurysdykcję obowiązkową do tego Trybunału.
- Żeby jedno państwo mogło pozwać drugie do MTS, potrzeba jest zgoda obu tych państw. (...) Gdyby Rosja i Ukraina podpisały umowę, że oddają łącznie ten spór do Trybunału, to wówczas byłoby to możliwe. Ale chyba nikt z nas nie wierzy, że taka zgoda będzie po stronie rosyjskiej - zwrócił uwagę prawnik.
Jak dodał, aby doszło do arbitrażu, również musiałoby być jakieś porozumienie arbitrażowe, w którym byłaby zgoda między krajami co do rozstrzygnięcia sporu. Jego zdaniem należy również postawić pytanie, czy tego typu spór nadaje się w ogóle do tego, by był rozstrzygany przed sądem.
- Rosja prawdopodobnie twierdziłaby, że to jest spór o charakterze politycznym, w związku z tym jedynym organem, który mógłby go rozstrzygać, jest Rada Bezpieczeństwa ONZ - spodziewa się ekspert. Na tym forum Moskwa ma jednak prawo weta, więc nie ma możliwości, by doszło do jakiegoś niekorzystnego dla niej orzeczenia.
Ostrihansky wskazuje, że teoretycznie możliwe jest jednak, by obywatele Ukrainy, których majątki zostały zagarnięte, pozywali Rosję. Możliwość taką daje umowa o ochronie inwestycji zagranicznych między Ukrainą a Rosją. Porozumienie takie mówi o możliwości arbitrażu pomiędzy inwestorem jednego państwa (w tym przypadku Ukrainy) a państwem, w którym dokonana jest inwestycja, (w tym przypadku Rosją). Szkopuł w tym, że w takich układach nie przewiduje się sytuacji, w której inwestor dokonuje inwestycji w swoim własnym kraju (tu na Krymie), po czym zmieniają się granice. - W typowych umowach inwestycyjnych taka sytuacja nie jest w ogóle przewidywana - podkreślił prawnik.
Jego zdaniem, bardziej prawdopodobna jest skarga obywateli Ukrainy, których mienie byłoby zagarnięte, do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Mógłby on rozstrzygnąć w związku z naruszeniem Konwencji o prawach człowieka i podstawowych wolnościach, a dokładnie artykułu mówiącego o wykonywaniu prawa własności. Samo państwo ukraińskie, którego majątek na Krymie został zagrabiony (m.in. ziemia, infrastruktura, nieruchomości, czy przedsiębiorstwa państwowe), nie może tego zrobić, bo do ETPC mogą się zwracać jedynie obywatele.
W opinii eksperta, państwo ukraińskie mogłoby jednak pozwać Rosję przed swoje sądy (teoretycznie również rosyjskie, ale tam szanse na wygraną nie byłby zbyt wielkie). - Sądy ukraińskie mogłyby zasądzić odszkodowanie. Te wyroki nie byłyby uznawane w Rosji, ale mogłyby być uznane gdzie indziej. Jeżeli na terytorium Ukrainy pojawiłoby się jakieś mienie rosyjskie, to na podstawie takiego wyroku można je zająć na poczet roszczenia - wyjaśnia Ostrihansky.
Bardziej skomplikowane byłoby to w przypadku innych krajów, bo po pierwsze, Ukraina musiałaby mieć z nimi umowę o wzajemnym uznawaniu wyroków sądowych, a po drugie, musiałyby one się zdecydować na nierespektowanie immunitetu państwa rosyjskiego (mówi on o tym, że jeden kraj nie może pozwać innego przed sąd). - Możliwość zajęcia mienia rosyjskiego poza Ukrainą jest mało realna - konkluduje ekspert.
Prawnik podkreślił, że nawet jednak jeśli Kijów znalazłby sposób, żeby zwrócić się do jakiegoś organu, który mógłby zasądzić odszkodowania od Rosji, władze ukraińskie stanęłyby przed problemem, czy chcą to robić. - Jeżeli Ukraina poszłaby ze skargą o odszkodowanie o zagrabione mienie, to tym samym uznałaby, że to mienie przestaje być jej, tylko należą się jej za to pieniądze. Jeżeli coś jest nasze, to nie żądamy za to odszkodowania, tylko wydania tego mienia - podkreślił.