Unia Europejska krytykuje polskie tłumaczenia

Podczas ostatniego spotkania polsko-unijnego komitetu w sprawie telekomunikacji, UE skrytykowała Polskę za złą jakość tłumaczeń. Jak zapewniał dziennikarzy wiceminister łączności Piotr Woźny, tłumaczenie nie było "skandaliczne", a jedynie "niskiej jakości"...

Podczas ostatniego spotkania polsko-unijnego komitetu w sprawie telekomunikacji, UE skrytykowała Polskę za złą jakość tłumaczeń. Jak zapewniał dziennikarzy wiceminister łączności Piotr Woźny, tłumaczenie nie było "skandaliczne", a jedynie "niskiej jakości"...

Nie tylko w branży telekomunikacyjnej nasze przekłady dokumentów są krytykowane przez Unię. A niedawno główna unijna negocjatorka Francoise Gaudenzi zwróciła uwagę ministrowi Janowi Kułakowskiemu, iż ostatnie plany implementacyjne przekazał Komisji Europejskiej w języku... polskim. Pod presją terminu nasi negocjatorzy po prostu nie widzieli innego wyjścia, jak przekazanie dokumentów nie przetłumaczonych, z dołączonym jedynie streszczeniem angielskim. Nad tym pokaźnym pakietem pracują teraz w Brukseli tłumacze opłacani przez stronę unijną. KE żmudnie tłumaczy - doskonale zdając sobie sprawę, iż wkrótce polscy negocjatorzy mogą jej zarzucić, że dokumenty już dawno dostała, a dotychczas nie ustosunkowała się do ich zawartości!

Reklama

Jeżeli tłumaczenia już istnieją, to pozostawiają wiele do życzenia. Podczas marcowego posiedzenia komitetu ds. rynku wewnętrznego KE uprzejmie zapytywała: "Czy byłoby możliwe otrzymanie zrozumiałego tłumaczenia tej części ustawy o powszechnych ubezpieczeniach zdrowotnych (Law on Universal Health Insurance), która odnosi się do wprowadzania dyrektywy 89/105/EEC?" W przypadku zaś kodeksu spółek handlowych: "Prosilibyśmy o angielską wersję ustawy". Podobne przykłady można by mnożyć, zaglądając do kolejnych uwag przekazywanych przez KE. Wręczanie unijnym urzędnikom dokumentów po polsku wywołuje ich pobłażliwy uśmiech lub irytację.

To oczywiste, że Bruksela nie zrezygnuje z warunku wiernych i zrozumiałych tłumaczeń, ponieważ do momentu przyjęcia Polski do UE musi sprawdzać, czy nasze prawo staje się rzeczywiście zgodne z unijnym. Nawet polscy negocjatorzy przyznają, że taka weryfikacja przepisów jest potrzebna, albowiem pozwala wychwycić... błędy polskich ustawodawców. Tłumaczenia wadliwe lub spóźnione nie tylko dowodzą braku profesjonalizmu naszej strony, ale powodują opóźnienia i psują atmosferę negocjacji.

Jak zauważają przedstawiciele KE, Polska zajmuje w negocjacjach pozycję petenta. Niepokorny kandydat, który słynie z najbardziej ciętego języka i najgwałtowniej popędza całą Unię, nie powinien pozwalać sobie na techniczne wpadki. Rozmach zadań translatorskich jest niewątpliwie imponujący i pozwala dobrze zarobić wielu firmom. Jednak w Polsce tłumaczenie przepisów dla UE wciąż stanowi rodzaj przekładowej partyzantki. Zdarza się, że to urzędnicy po godzinach tłumaczą akty prawne, albo co najmniej je sprawdzają, ponieważ trudno znaleźć profesjonalnego tłumacza, który jednocześnie jest specjalistą od prawa polskiego, prawa unijnego i dziedziny regulowanej przez daną ustawę.

Nasuwa się więc pytanie - czy nie warto poszukać droższych, ale lepszych tłumaczy w samej Brukseli, albo przynajmniej dobierać staranniej firmy translatorskie? Społeczeństwu powtarza się nie bez racji, że Polska na wejściu do UE więcej zyska niż straci. Dlatego pozorne oszczędności w procesie negocjacyjnym wydają się niezrozumiałe.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: piotr woźny | tłumaczyć | tłumaczenie | tłumaczenia | Polskie | krytykuje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »