USA. Były szef Paramount Pictures: Biznes filmowy jest martwy

Były prezes i dyrektor generalny hollywoodzkich studiów, Paramount Pictures i 20th Century Fox, Barry Diller ocenił, że biznes filmowy jest martwy. Mówił o tym w wywiadzie wyemitowanym w piątek przez amerykańskie radio publiczne NPR.

- Biznes filmowy w dotychczasowej formie jest martwy i nigdy nie powróci - podkreślił. Przyznał że, ma to związek ze znacznym spadkiem sprzedaży biletów i zamknięciem kin w czasie pandemii, ale są też inne ważne powody.

Za czasów Dillera wytwórnia Paramount Pictures wypuszczła takie filmy, jak "Gorączka sobotniej nocy" (1977). Barry Diller skupił się po zakończeniu pracy w wytwórni przede wszystkim na pracy w telewizji. Teraz pełni funkcję prezesa firmy IAC posiadającej w 100 krajach filie związane głównie z mediami i internetem. Jego projekty internetowe łączą się m.in. z "Daily Beast".

Reklama

Zdaniem Dillera transmisje strumieniowe zmieniły przemysł filmowy w znaczący sposób, wpływając na jakość powstających filmów.

NPR podało w tym kontekście, że w minionym roku kilka konglomeratów medialnych, w tym Disney i WarnerMedia, zdecydowało się na jednoczesne prezentowanie premier w kinach i serwisach streamingowych. Przeciw tej radykalnej zmianie protestowały sieci kin.

W wywiadzie dla NPR Diller przypomniał, że niegdyś premiery poprzedzał "okres przygotowawczy" pochłaniający wiele czasu, energii i pieniędzy wydawanych przez studia na dystrybucję i kampanie reklamowe. Uzasadniał to pragnieniem wywołania zainteresowania i entuzjazmu dla nowych filmów, co się już się bezpowrotnie skończyło. Zauważył też zmiany w ocenie miary sukcesu.

- Kiedyś pracowałem w branży filmowej, gdzie tworzyło się coś naprawdę ważnego i dlatego się o to dbało - powiedział Diller dodając, że odbiór widowni liczył się bardziej niż cokolwiek innego.

Wskazując na serwis streamingowy Amazona, Prime Video, uznał to przykład, jak zmieniło się funkcjonowanie  branży rozrywkowej.

- System niekoniecznie jest po to, by kogokolwiek zadowolić - argumentował Diller. Zasugerował, że głównym celem Prime Video jest skłonienie większej liczby klientów, by na stałe związali się z Amazonem.

- Chodzi o kupowanie większej ilości rzeczy Amazona. To nie jest straszna rzecz. Po prostu mnie to nie interesuje - przekonywał.

Streaming stanowi branżę wartą wiele miliardów dolarów, a konkurencja między firmami jest ostra. Uwidacznia to wzrost usług wideo na żądanie. W rozmowie z NPR z Dillerem przypomniano o planach zakupu przez Amazona MGM za prawie 8,5 mld dolarów USA.

W nawiązaniu do Netflixu w wywiadzie podano, że w pierwszym kwartale 2020 roku Netflix zyskał 15,8 mln nowych subskrybentów. Od tego czasu tempo wzrostu osłabło. Firma twierdzi jednak, że zakończyła rok z ponad 200 mln klientów.

Diller zaznaczył, że epidemia koronawirusa przyczyniła się do znaczącego sukcesu usług streamingowych podczas epidemii. Nie zachwycały go jednak rezultaty kosztownych wysiłków, by kreować oryginalne treści.

- Serwisy streamingowe tworzą coś, co nazywają +filmami+. (...) To nie są filmy. To dziwny proces algorytmiczny, produkujący rzeczy trwające 100 minut lub więcej - podsumował. W opinii byłego szefa Pamount Pictures w produkcji filmowej chodzi o radykalną (sejsmiczną) zmianę i nostalgię, ale też semantykę. Definicja "filmu" ulega "takiej przemianie, że teraz nic nie znaczy" - powiedział.Zainteresowanie Dillera biznesem filmowym w dzisiejszych czasach jest "prawie zerowe" - wynika z wywiadu dla NPR. W ostatnich miesiącach jego uwagę przykuwa głównie produkcja sztuk teatralnych na Broadwayu. "Uważam, że jest to o wiele bardziej kreatywne" - zapewnił.

***

PAP
Dowiedz się więcej na temat: film | Hollywood
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »