USA: Gospodarka odbije szybko i gwałtownie. Wróci też inflacja
Kolejne pakiety fiskalne w USA dolewają paliwa na rynki akcji, które biją kolejne rekordy. To - wraz z postępem szczepień - sugeruje, że gospodarka odbije szybko i gwałtownie, ale wzrost nie będzie długotrwały ani stabilny - twierdzi Lisa Shalett z globalnego banku Morgan Stanley. Wróci inflacja i wyższe stopy procentowe. W co w tych warunkach inwestować?
Choć wielu analityków uważa, że aktualna sytuacja w gospodarce przypomina tę z 2013 roku, kiedy po wielkim globalnym kryzysie finansowym zaczynało się ożywienie, Lisa Shalett, która jest dyrektorem ds. inwestycji w spółce zarządzającej aktywami Morgan Stanley Wealth Management twierdzi, że nie należy kierować się takimi porównaniami. Sytuacja może być zupełnie inna, a kalki z historii nie stanowią dobrego przewodnika dla inwestorów.
"(...) spodziewamy się, że ekspansja (gospodarcza) będzie gorętsza i krótsza niż poprzednia, przyniesie wyższe stopy procentowe i inflację, co ma znaczący wpływ na inwestorów" - napisała Lisa Shalett w raporcie dla inwestorów.
Przypomnijmy, co się takiego w USA osiem lat temu działo. Po wielkiej recesji zaczął się okres niezbyt silnego, ale stabilnego i długotrwałego wzrostu gospodarki. Był on wspierany przez bank centralny Fed, który po wybuchu kryzysu obniżył stopy procentowe do zera i rozpoczął "łagodzenie ilościowe", czyli skup rządowych obligacji, a także innych aktywów. Od wybuchu kryzysu w 2008 roku do 2013 roku Fed potroił wielkość swojej sumy bilansowej z ok. 1 biliona do ok. 3 bilionów dolarów.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Gdy widać już było, że gospodarka ruszyła z miejsca, w maju 2013 roku prezes Fed Ben Bernanke podczas wystąpienia w Kongresie zapowiedział, że bank centralny w przyszłości (nie sprecyzował bliżej w jakiej) ograniczy skup obligacji. Inwestorzy, którzy rozumieli, że prawie 2 biliony dolarów z banku centralnego zagwarantowało im godziwe zyski, dostali ataku furii, zwanego taper tantrum. Zaczęli wyprzedaż akcji i obligacji skarbowych. Ale indeks Standard and Poor’s 500 miał wtedy wartość w okolicach 1650 pkt. Kilka dni temu gładko przebił 4 tys. pkt.
Niektórzy analitycy snuli analogie spodziewanego obecnie ożywienia do tego z 2013 roku. Powodem tych porównań był także fakt, że początek tego roku przyniósł gwałtowaną przecenę obligacji skarbowych (rentowności amerykańskich 10-latek wzrosły z 0,93 proc. do 1,68 proc. 7 kwietnia). Ten wzrost był odpowiedzią na oczekiwania wyższej inflacji.
Podstawowa różnica była jednak taka, że jeśli w 2013 roku zawleczkę z granatu wyciągnął sam prezes Fed, to teraz amerykański bank centralny komunikuje jednoznacznie, że zamierza tolerować nawet podwyższoną inflację, zgodnie zresztą ze swoimi nowymi założeniami polityki pieniężnej z zeszłego roku. Jak wysoką i jak długo? Tego nie wiemy.
Różnic jest znacznie więcej, bo rządy zareagowały na pandemiczny kryzys ogromnymi wydatkami publicznymi, z których pieniądze trafiają i do przedsiębiorstw, i do gospodarstw domowych, choć te ostatnie inwestują nadwyżki na giełdzie, pompując wyceny akcji. Ale te pieniądze przesądzą o dynamice ożywienia, kiedy skuteczność szczepień przeważy nad rozprzestrzenianiem się pandemii. Słowem - być może doczekamy się litery "V".
"Agresywna reakcja polityczna doprowadzi do szybkiego ożywienia gospodarczego. Masowa reakcja fiskalna i monetarna na pandemię sprawiła, że gospodarstwa domowa mają najzdrowsze bilanse od lat. A w firmach - nadmiar gotówki i zysków, jako udział w aktywach, jest w pobliżu historycznych szczytów. Nawet bez pełnego odbicia zatrudnienia, aktywność gospodarcza jest gotowa wrócić do poziomu z 2019 roku, co uczyniłoby to ożywienie najszybszym od lat 70. Oczekujemy, że PKB wzrośnie od 2 do 3 razy szybciej w ciągu najbliższych dwóch lat niż w latach 2013-2014" - napisała Lisa Shalett.
Przypomnijmy, że w 2013 roku amerykański PKB wzrósł o 1,8 proc., a rok później - o 2,5 proc.
W ostatnich dniach Międzynarodowy Fundusz Walutowy podniósł prognozę wzrostu dla światowej gospodarki do 6 proc. Gospodarka USA ma wzrosnąć w tym roku o 6,4 proc., a Chin - o 8,4 proc. Te prognozy potwierdzają - oczekiwaną już coraz bardziej powszechnie - siłę ożywienia, choć nie nastąpi ono wszędzie na świecie w jednakowym czasie.
Tymczasem w USA niedawno został uchwalony plan wydatków administracji prezydenta Joe Bidena w wysokości 1,9 biliona dolarów, przeznaczony w dużej części na zasilenie uboższych gospodarstw domowych. Gotowy jest kolejny - 2,3 biliona dolarów na infrastrukturę.
"(...) oznaczałoby to najbardziej radykalną zmianę priorytetów wydatków rządu USA od 1980 roku. Uważamy, że taki pakiet infrastrukturalny zostanie zrealizowany (...) i będzie stanowił supernapęd kolejnego cyklu wydatków kapitałowych, w których będą dominować (wydatki na) cyberbezpieczeństwo, komunikację 5G i czystą energię" - napisała Lisa Shalett.
Skoro jednak gospodarka - dotyczy to USA - w pełni ponownie otworzy się w drugiej połowie 2021 roku, wróci inflacja. I nie ma się co łudzić, że jej jedynym powodem będą rosnące ceny towarów (spowodowane wyższymi kosztami produkcji oraz wzrostem cen surowców). Inflację kosztową już mamy, ale wzmocni ją spirala cenowo-płacowa, której wielu ekonomistów jeszcze nie dostrzega.
"Zatrudnienie do końca roku powinno wrócić do miejsca, w którym było przed pandemią, z ponad milionem miejsc pracy dodawanych miesięcznie. To powinno wywierać presję na wzrost płac" - napisała Lisa Shalett.
Cykl gospodarczy będzie w związku z tym znacznie bardziej gorący niż rozpoczęty osiem lat temu, ale też prawdopodobnie będzie krótszy. Niemniej zarówno inflacja, jak też reakcja na nią amerykańskiego banku centralnego mogą ukształtować się zupełnie inaczej niż wynika to z aktualnej "gołębiej" retoryki Fed.
"(...) cykl prawdopodobnie przyniesie podwyższoną zmienność stóp procentowych wraz z wpływem (tej zmienności) zarówno na rynki akcji, jak i obligacji" - napisała Lisa Shalett.
Jej zdaniem inwestorzy powinni przyjrzeć się swoim portfelom pod kątem takiego rozwoju wydarzeń. Powinni raczej zrezygnować z inwestycji w sektory stabilne i długoterminowe oraz te, które są wrażliwe na zmienność stóp procentowych. Powinni natomiast przyjrzeć się uważniej spółkom procyklicznym, zdolnym do osiągnięcia wysokich zysków w stosunkowo krótkim okresie silnego ożywienia.
Jacek Ramotowski