W oparach taksówkowego absurdu
Niezależnie od tego, czy informacja o "psychotaxi" jest prawdziwa czy nie, wiele mówi o kondycji naszego przeciążonego absurdalnymi regulacjami państwa - stwierdza Krzysztof Adam Kowalczyk, redaktor "Bloomberg Businessweek Polska".
Internet obiegła wczoraj informacja o "psychotaxi", inicjatywie krakowskich taksiarzy z Maxi Driver broniących fortelem swoich miejsc pracy przed wchodzącym w życie 7 kwietnia br. zakazem prowadzenia przewozu osób bez licencji taksówkarskiej. O taksówkach - gabinetach psychoterapeutycznych, w których mieliby udzielać porad, wioząc pasażerów - przepraszam, pacjentów - napisała "Gazeta Wyborcza", a w ślad za nią PAP, Onet, TVN24, Wirtualna Polska, Logistyka.PB.pl, czeski serwis terapeutyczny Psychoterapiepraha.cz, a nawet Janusz Korwin-Mikke na swoim blogu oburzający się na wszechwładne państwo.
Problem w tym, że oryginalny tekst, który był źródłem tej informacji, ukazał się w krakowskim dodatku "Wyborczej" w wydaniu z... 1 kwietnia.
Już zacząłem się śmiać z ofiar primaaprilisowego żartu, gdy moją uwagę zwrócił w necie materiał z "Faktów" TVN wyemitowany - oops - 2 kwietnia. Wypowiadali się w nim i taksiarze - którzy po przeszkoleniu mieliby udzielać porad - i szkoleniowcy, i oburzający się na pomysł psychoterapeuci. Czyżby jednak prawda? Dzwonię do Krakowa, do firmy Maxi Driver.
- Mogę zamówić taksówkę z psychoterapią? - pytam.
- Dzisiaj jeszcze tych usług nie mamy, ale będą - zapewnia dyspozytorka.
Włosi w takiej sytuacji mówią: "Se non e vero, a buontrovato", czyli w luźnym tłumaczeniu: "Jeśli to bujda, to dobrze zmyślona". Jeśli to prawda, to także trafiona - dodam. Niezależnie bowiem od tego, czy liczne media uwierzyły w odgrzany żart primaaprilisowy, czy też rzeczywiście grupa desperatów znalazła szalony sposób na obejście nowego prawa, cała sytuacja wiele mówi o kondycji naszego pełnego absurdów, przeregulowanego do granic bólu państwa.
Dlatego trzymam kciuki za akcję "deregulacja", którą podjął minister sprawiedliwości. Nawet jeśli uda się skasować tylko jedną trzecią ograniczeń i nakładanych przez urzędników pęt, to warto podjąć trud. Bo inaczej przyjdzie nam wszystkim leczyć nerwy w "psychotaxi".
Opr. KM