W Zakopanem krytycznie o Uberze. "Za półtora kilometra żądano od 50 do 70 zł"
Przybycie Ubera do Zakopanego miało wprowadzić zdrową konkurencję, skończyć z monopolem lokalnych korporacji taksówkowych, a przede wszystkim obniżyć ceny usług. Okazuje się jednak, że kierowcy znanej aplikacji żądają za kursy więcej niż zakopiańscy taksówkarze. Miejscowi narzekają też na ich zachowanie.
"Szukasz taxi w mieście: Zakopane? Możesz przez całą dobę zamawiać przejazdy w aplikacji lub na stronie internetowej i przy każdym zamówieniu sprawdzać przystępne ceny obliczone z góry" - czytamy na stronie aplikacji Ubera. Dowiadujemy się też z niej, że "przejazd trwający 11 min kosztuje średnio 41 PLN".
To napawało nadzieją, bo wielokrotnie były publikowane informacje o zawyżonych cenach za przejazdy taksówkami w Zakopanem. Klienci narzekali też na wykorzystywanie ich niewiedzy i sztuczne wydłużanie tras. Jeden z nich skarżył się w wakacje, że za 3-kilometrowy przejazd taksówkarz zażądał 100 zł. Dlatego wielu liczyło, że ceny spadną, kiedy do miasta dotrze konkurencja.
Tymczasem największym problemem dla klientów Ubera są ceny. "Za półtora kilometra żądano od 50 do 70 zł. To absurd — żaden taksówkarz w Zakopanem nie weźmie więcej niż 30 zł za taki kurs" — zarzeka się lokalny taksówkarz w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Inny rozmówca opowiadał, że za kurs z Krakowa do Zakopanego (109 km) piątka jego znajomych zapłaciła tysiąc złotych. "Szok, coś niewiarygodnego. Za takie pieniądze to my jeździmy do Katowic (178 km)" — zapewniał zakopiański taksówkarz.
Miejscowi i turyści narzekają też na zachowanie kierowców. Jeden z nich użył gazu pieprzowego wobec klientów, gdy tym nie spodobała się zmiana ceny kursu - informuje "Gazeta Wyborcza". Inny zaś woził pasażerów po Zakopanem z nartami wystającymi z okna samochodu. Jeszcze inny prowadził auto z papierowymi tablicami rejestracyjnymi.
Zakopiańscy taksówkarze narzekają, że kierowcy Ubera z reguły nie pochodzą z Zakopanego i nie znają miasta. Wożąc klientów opierają się głównie na nawigacji. Argumentują, że w tak zakorkowanym mieście znajomość terenu jest kluczowa. Tymczasem jeżdżący za pośrednictwem aplikacji mają często wjeżdżać pod prąd i blokować miejsca przeznaczone do krótkiego postoju.
Nieznajomość stolicy Tatr prowadzi do nietypowych zdarzeń. Lokalni taksówkarze opowiadają o kliencie, który zamówił kurs na Polanę Szymoszkową - położoną blisko centrum miasta stację narciarską. "Kierowca usłyszał od nawigacji, że ma wjechać na stok. I tak zrobił, wjechał na wyciąg, nie patrząc, że jedzie po trawie" — cytuje zakopiańskiego taksówkarza "Wyborcza".
Zarówno zakopiańscy taksówkarze, jak i kierowcy Ubera donoszą nawzajem na siebie na policję — pisze "Gazeta Wyborcza". "Od pewnego czasu otrzymujemy więcej niż zwykle zgłoszeń od kierowców transportu osobowego w Zakopanem" — informował Roman Wieczorek z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.
Interia zwróciła się do Ubera z prośbą o skomentowanie informacji zamieszczonych w "Gazecie Wyborczej". Zapytaliśmy o ceny przejazdów, wyższych niż wynika to ze strony internetowej aplikacji, o niekompetencje kierowców w Zakopanem i złe traktowanie przez nich klientów. Czekamy na odpowiedź Ubera.