Węgla na składach jednak brakuje. Przedsiębiorcy studzą optymizm
Węgiel na składach jest, a zimą może być go więcej niż potrzebujemy - oświadczył premier Mateusz Morawiecki podczas wystąpienia w Sejmie. Postanowiliśmy sprawdzić, jak rzecz ma się w praktyce. Składy przedstawiają sytuację zupełnie inaczej - towaru brakuje, klienci pozbawieni nadziei na zakup węgla po 996,6 zł za tonę na nowo przystąpili do zakupów. Jednak wyzwaniem jest zaopatrzenie się w węgiel nawet po 3 tys. zł za tonę.
- Dziennie trafia do nas maksymalnie 5 do 10 ton węgla, a zdarzają się dni, że dostaw nie ma wcale i skład świeci pustkami. To trudny temat, podobna sytuacja jest u innych sprzedawców - mówi Interii Kacper Ferdyn z firmy Broda-Trans. Dodaje, że tych 5 do 10 ton znajduje bez problemu nabywców. Firma ma dużą grupę odbiorców w całej Polsce.
Niepewność co do dostępności węgla w okresie jesienno-zimowym składania ludzi do zakupu już teraz, mimo że ceny sięgają 3 tys. ton. - Gdy rząd mówił o dopłatach dla sprzedawców, ludzie czekali na tańszy węgiel, za który mieli płacić poniżej 1000 zł za tonę. Wówczas faktycznie zakupy na rynku wstrzymano. Sami dzwoniliśmy z ofertami do klientów, oferując rabaty. Tak było jeszcze dwa tygodnie temu. Dziś wiadomo już, że tamten program zostanie zastąpiony kolejnym i nie ma co liczyć na tani surowiec. Od poniedziałku urywa się telefon. Mamy dziennie po 300-400 połączeń na jeden numer, a telefonów w firmie jest przecież wiele. Ludzie próbują rozeznać się, jak wygląda sytuacja na rynku - mówi Ferdyn.
Dodaje, że w branży panuje duża nerwowość. To przekłada się na wzrost cen węgla oferowanego przez pośredników handlowych. - Zmieniają się one czasem o 200-300 zł w ciągu dnia. Działamy w bardzo trudnych warunkach - informuje.
Rząd oferuje jednorazową dopłatę dla gospodarstw domowych ogrzewających się węglem. Ma ona wynieść 3 tys. zł netto. Ferdyn podkreśla, że pomoc umożliwi zakup zaledwie jednej tony. Dla przykładu on sam zużywa w sezonie grzewczym 5-5,5 tony węgla.
Tymczasem premier mówił, że węgiel na składach jest, a informacje o deficytach są nieprawdziwe. - Padło sformułowanie, że składy węgla są puste. Nieprawda, nie są puste - oświadczył z mównicy sejmowej. Wspominał też, że tanieje pelet, bo zwiększona została produkcja krajowa i import tego paliwa. Jego zdaniem tonę można kupić za 1,6-1,8 tys. zł.
- Cena peletu dla odbiorcy ostatecznego, uwzględniająca transport, wynosi w tej chwili około 2,3 tys. zł. Mówimy oczywiście o paliwie lepszej jakości. Znajdzie się zapewne na rynku produkt tańszy, ale my kupujemy wyłącznie certyfikowane paliwo. Kupowanie taniego peletu, niesprawdzonej jakości, grozi uszkodzeniem pieca, nie możemy sobie jako sprzedawca na coś takiego pozwolić - wyjaśniał Interii Kacper Ferdyn.
Inny sprzedawca, który prosił o anonimowość, oferujący opał (w tym węgiel) średnim i większym podmiotom rynkowym na terenie całej Polski, mówił, że nie jest w stanie uzupełnić deficytu, jaki powstał po wstrzymaniu importu z Rosji. - Ściągamy węgiel z Kazachstanu przez Litwę, ale nie są to wystraczające wolumeny. Kupujemy zaledwie 200-300 ton w skali miesiąca, a sprzedawaliśmy miesięcznie ok. 50 tys. ton - mówi Interii.
Firma stara się zwiększyć zakupy z Kazachstanu, ale nie jest to łatwe, bo z jednej strony mnóstwo podmiotów z całej Europy próbuje uzupełnić braki, handlując z tym krajem, a z drugiej strony ograniczoną wydolność mają kazachskie koleje, które rozwożą towar. - Kolej ma problemy z wagonami, zwyczajnie ich brakuje. Dla nas obecna sytuacja jest ogromnym wyzwaniem - mówił rozmówca Interii.
Dodał, że w tej chwili jego firma ma w ofercie miały w klasie 18-19. - Klasa, którą obecnie mamy w sprzedaży, nie do wszystkich pieców się nadaje. Są piece we wspólnotach, spółdzielniach mieszkaniowych, ogrodniczych czy w małej energetyce cieplnej, które wymagają miałów węglowych w klasie od 21 do 23. Ten towar w tej chwili nie jest dostępny. Nie wiem, czy spółdzielnie i wspólnoty dadzą radę korzystać z miału 18-19 zimą. Można nim podgrzać wodę, ale przy niskich temperaturach taka kaloryczność nie gwarantuje uzyskania odpowiedniej wydajności - informował.
Rozmówcy Interii podkreślają, że okres jesienno-zimowy będzie dużym wyzwaniem. - Widzę to blado. Trzeba przygotować zapas chrustu i grube swetry. Mówi się, że na rynku zabraknie 5-6 mln ton węgla. Rządzący mówią, że płyną statki z ładunkami. Pytanie, dla kogo będzie ten węgiel. Nie wiem, czy uda się wypełnić tę lukę, biorąc pod uwagę, że jest mało czasu, a popyt w całej Europie utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie - mówi nasz rozmówca.
Premier w piątek zapewniał z mównicy sejmowej, że węgla w Polsce nie zabraknie. Statki z węglem z importu płynęły, płyną i będą płynąć, zwiększane jest też wydobycie w kopalniach, na tyle, "na ile pozwoli na to geologia". - Cel, jaki postawiono przed spółkami Skarbu Państwa, jest jeden: węgla ma być nadmiar. Chcę, by było więcej węgla, niż trzeba nawet na srogą zimę. On się nie zmarnuje. Ma być nadpodaż, nawet nadprodukcja tam, gdzie to możliwe. Po prostu nadmiar - mówił.
Informował, że trwają też prace nad zwiększaniem przepustowości polskich portów, by mogły przyjąć więcej ładunków z węglem. Od pewnego czasu podnoszone są kwestie, że porty są wąskim gardłem, wyzwaniem jest też dystrybucja surowca z portów w głąb Polski.
Opozycja zarzuca rządowi, że zbyt późno podjął działania, co grozi niedoborami węgla w okresie jesienno-zimowym. Władze przekonują, że wszystko kontrolują i mają długoterminowe plany na przyszłość. Zapewniają, że uporają się i z tym problemem. Już za chwilę przekonamy się, czy te zapowiedzi będą miały pokrycie w rzeczywistości.
Monika Borkowska