Więcej słońca z lustra
Gdy nadchodzi długa zima, mieszkańcy północnych krain z utęsknieniem wypatrują na nieboskłonie złocistej, ciepłej kuli. Niedostatek promieni słonecznych powoduje niedobór witaminy D, złe samopoczucie, często depresję. Czy istnieje recepta na zdrowe życie w cienistej dolinie?
Kondycja ludzkiej psychiki w dużej mierze jest uzależniona od warunków przyrodniczych, wśród których energia słoneczna odgrywa jedną z decydujących ról. Słońce ogrzewa nie tylko nasze ciała, ale przede wszystkim dusze, regulując stężenie najważniejszych hormonów - melatoniny, odpowiadającej za rytm czuwania i snu, oraz serotoniny, potocznie zwanej "hormonem szczęścia".
W norweskim miasteczku Rjukan, w okręgu Telemark, zamieszkałym przez trzy i pół tysiąca osób, sezonowa depresja jest normą. Miasto jest położone w głębokiej dolinie, otoczonej wysokimi szczytami. Pomiędzy wrześniem a marcem nie docierają tu żadne promienie słoneczne. Mieszkańcy rzadziej wychodzą na zewnątrz, spędzają większość dnia w sztucznym oświetleniu, a poziom stężenia substancji koordynujących podstawowe funkcje życiowe drastycznie się u nich obniża.
Rjukan zostało założone sto lat temu przez utalentowanego inżyniera Sam Eyde (fundatora Hydro Norsk). Zbudował tu elektrownię wodną i zakłady chemiczne, które w czasach II wojny światowej służyły do pozyskiwania tzw. ciężkiej wody, potrzebnej III Rzeszy do badań nad bronią jądrową. W swoich pamiętnikach Eyde wspomina, że pomysł stworzenia w tym miejscu społeczności był od początku szalony: "Dookoła nic, elektrownia wodna, olbrzymie rury i jedna linia kolejowa, wywożąca stąd nawozy chemiczne w inne rejony świata".
Zdając sobie doskonale sprawę z ciężkich warunków życia, Sam Eyde wpadł na pomysł instalacji olbrzymich zwierciadeł na okalających miasteczko szczytach wzgórz, które pozwoliłyby odbić w jego kierunku zbawienne promienie. Z racji wysokich kosztów i technicznych utrudnień za jego życia projekt Solspeil nie doczekał się realizacji. Ratując lokalną społeczność przed mrokiem, w 1928 r. Eyde wybudował kolejkę górską, z której korzystali mieszkańcy, żeby wznieść się na oddzielające ich od światła szczyty i uzupełnić dzienną porcję słońca.
W 2005 r. do Rjukan przeprowadził się artysta Martin Andersen, który postanowił ożywić ideę zwierciadeł. Władze miasta przez ponad sześć lat dyskutowały nad projektem, który został wyceniony na pięć milionów norweskich koron. Zainicjowana przez artystę akcja społeczna zmobilizowała prywatnych sponsorów, którzy zdecydowali się zainwestować w projekt cztery miliony, uzupełniając finansowe braki miasta.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Koordynator projektu Oeystein Haugan nie ukrywa, że sam na początku uważał, że pomysł jest trochę szalony, ale jak mówi: - Szaleństwo to nasze drugie imię. Latem na wzgórzach otaczających Rjukan nareszcie udało się zainstalować trzy heliostaty - w pełni zautomatyzowane lustra, każde o powierzchni siedemnastu metrów kwadratowych, umożliwiające oświetlenie 604 m kw. w centrum miasta. Skomplikowanej operacji dokonano przy użyciu helikopterów.
Specjalne zwierciadła są sterowane komputerowo, dzięki czemu stale śledzą wędrówkę słońca na nieboskłonie. Burmistrz miasteczka - Steinar Bergsland - w trakcie inauguracji, wyjątkowo wzruszony, powiedział: - To naprawdę szczególne stać na rynku w świetle słonecznym i cieszyć się jego ciepłem. To jest prawdziwy dar dla bladych dzieci Rjukan.
W 2006 r. podobny projekt został zrealizowany we włoskiej, alpejskiej wiosce Viganella oraz austriackim miasteczku Rottenberg. Po latach wszyscy mieszkańcy są w pełni przekonani, że pieniądze zainwestowane w heliostaty nie poszły na marne, bo bez słońca, podobnie jak bez wody, życie traci wszelki sens.
Michał Mądracki