Wielkie mundialowe emocje za wielkie pieniądze
FIFA broni swojej decyzji o organizacji mistrzostw świata w RPA i płaci hojniej niż zwykle. Po rozliczeniu kosztów i wpływów z tegorocznego mundialu na jej kontach zostanie ok. 800 mln euro. Rachunek był prosty. Wpływy ze sprzedaży praw do transmisji i gadżetów z logo imprezy to ok. 2,3 mld euro. Na dofinansowanie imprezy trzeba przeznaczyć ok. 1,5 mld euro. Reszta to zysk. Od miesięcy mnożą się jednak wątpliwości, czy to się uda.
Z trzech milionów biletów, wciąż na kibiców czeka 200 tys. i to głównie tych najdroższych. FIFA być może nie tylko nie zarobi na mundialu, ale będzie musiała do niego dołożyć. Wiadomo też na pewno, że dla organizatorów impreza nie będzie takim błogosławieństwem jakiego oczekiwano.
Zobacz raport specjalny "Mistrzostwa świata w RPA 2010"
Przyznanie organizacji mistrzostw świata RPA to jeden z największych błędów szefa FIFA Seppa Blattera. Nigdy nie podobał mi się ten pomysł. Nie chodzi tylko o RPA, ale o cały kontynent - mówi piłkarski gwiazdor sprzed lat i prezes Bayernu Monachium Uli Hoeness, artykułując nie tylko własny pogląd. Wywołał skandal. Ambasador Niemiec w RPA oświadczył, że ze zdaniem Hoenessa nie zgadza się rząd i kanclerz Angela Merkel. Sekretarz generalny FIFA grzmiał: - Mamy dość czytania, że organizacja mundialu w RPA była pomyłką. To smutne. Każdego dnia publikuje się artykuły, w których autorzy przestrzegają przed wycieczką do RPA. Piszą, jaki to niebezpieczny kraj. Gdzie mają się odbyć mistrzostwa? Na Księżycu? - pytał Jéreme Valcke.
I choć słychać wiele głosów przyznających mu rację, argumentujących, że co roku RPA odwiedzają miliony turystów z całego świata to i w piłkarskiej federacji zaczyna się coraz skrupulatniej kalkulować. Mówi się, że dobrze będzie, jeśli na całej imprezie FIFA wyjdzie na zero, podczas gdy na poprzednich mistrzostwach zarobiła grubo ponad 400 mln euro. Trzeba wyciągnąć wnioski i w przyszłości pomyśleć o nowych rozwiązaniach.
Choć władze FIFA miały nadzieję, że kibice masowo ruszą do RPA, ten scenariusz nie spełni się. Za daleko, za drogo, zbyt niebezpiecznie, za słaby standard hoteli, służby zdrowia, AIDS - to najczęściej wymieniane argumenty. Na początku wydawało się, że potężna fala zainteresowania błyskawicznie wymiecie wszystkie bilety. Entuzjazm jednak szybko osłabł. Owszem zniknęły wejściówki na finał i inne co ciekawsze mecze. Na pozostałe chętnych nie było. W żadnym kraju nie udało się sprzedać wszystkich przydzielonych karnetów. W kwietniu w kasach pozostało jeszcze 600 tys. biletów. FIFA musiała podjąć działania wspomagające. Obniżono ceny, władze RPA obiecały wszystkim kupującym darmowe wizy, a bilety, dostępne wcześniej tylko przez internet, zaczęto sprzedawać w supermarketach. To był gest pod adresem biedniejszych mieszkańców RPA, którzy nie mają ani dostępu do sieci, ani kart kredytowych, bez których w internecie zapłacić się nie da. Żeby uniknąć kompromitacji i pustych trybun w czasie meczów zwiększono z 11 do 20 proc. pulę biletów sprzedawanych po najniższych cenach.Ale to i tak problem. Najtańsze bilety w kraju gospodarzy kosztują 13 euro. To kilkakrotnie drożej niż zwykle płaci się za wejściówki na tamtejsze imprezy sportowe.
Wygląda na to, że najliczniejszą grupą kibiców na afrykańskim Mundialu będą Amerykanie. To oni zarezerwowali dotychczas najwięcej biletów - ponad 110 tys. Niewiele mniej niż 100 tys. wejściówek kupili Brytyjczycy. Po nich w tym liczbowym zestawieniu pojawia się wielka luka. Bo już kolejne nacje to zaledwie 43 tys. Australijczyków i 40 tys. Niemców.
Okazuje się, że pierwsze piłkarskie mistrzostwa świata organizowane w Afryce nie są w stanie przyciągnąć licznie nawet mieszkańców tego kontynentu. Z ostatnich danych, ogłoszonych przez sekretarz generalny FIFA Jérome Valcke wynikało, że mieszkańcy Ghany kupili zaledwie 8,7 tys. biletów, Wybrzeża Kości Słoniowej - 6 tys., a Algierii - 4,3 tys.
Powody były dwa. Pierwszy - to oczywiście ceny za wysokie dla mieszkańców Czarnego Lądu, drugi - fatalny niedorozwój transportu lotniczego. Większość krajów uczestniczących w finałowych rozgrywkach nie ma z RPA regularnych połączeń lotniczych. Kibicom pozostają zatem czartery, albo bardzo kosztowne loty z przesiadką na którymś z wielkich lotnisk w... Europie.
Warto przypomnieć, że w 2006 r. mecze na mundialu w Niemczech obejrzało ok. 200 tys. Polaków. W tym roku będzie to tylko garstka entuzjastów.
Oferta biur turystycznych nie spotkała się z dużym zainteresowaniem. Nawet mimo tego, że na kilka tygodni przed mistrzostwami przy odrobinie szczęścia można było znaleźć wycieczki po około tysiąc euro, ale była to cena za słaby standard hotelu i udział w trzeciorzędnym widowisku piłkarskim.
- Pakiety na Mundial są w cenie od 2790 euro za osobę w zależności od terminu meczu, czasu pobytu, standardu zakwaterowania oraz klasy przelotu. Największą popularnością cieszyły się, pomimo dość wysokiej ceny, pakiety na mecze fazy pucharowej zawierające: przelot do Kapsztadu, Johannesburga lub Durbanu z dowolnego portu lotniczego w Europie liniami Emirates (linie są oficjalnym sponsorem mundialu - red.), zakwaterowanie w hotelu od 2 do 5 gwiazdek, transfery miedzy lotniskiem, hotelem i stadionem, jedną atrakcję np. zwiedzanie miasta oraz bilet na wybrany mecz - mówił Piotr Pronobis prezes firmy Club & Travel.
Chcąc jednak zapewnić sobie bardziej luksusowy pobyt i udział w półfinale i finale trzeba było wydać grubo ponad 30 tys. euro.
Nic dziwnego, że nie brakowało głosów protestu. - Mistrzostwa są za drogie. Kogo stać dzisiaj na wydanie 5 czy 6 tys. euro w tydzień? - pytał Franz Beckenbauer, który odpowiadał za organizację mundialu w Niemczech w 2006 r.
Ceny rzeczywiście zniechęciły kibiców i to nie tylko polskich. Za najtańszą wejściówkę na mecz otwarcia trzeba było zapłacić 140 euro. Najtańszy bilet na spotkanie fazy grupowej kosztował 56 euro. Hotelarze i przewoźnicy postanowili wykorzystać sytuację. Ceny miejsc noclegowych i bilety lotnicze w czasie trwania mistrzostw są kilkakrotnie droższe niż zwykle.
No i te obawy o bezpieczeństwo. W Danii do pakietu kibica dodawano... kamizelkę kuloodporną.
W 2006 roku 27,5 mln Polaków zasiadło przed telewizorami, żeby obejrzeć transmisje w finałów MŚ przynajmniej przez kilka minut. W tym roku na przekaz telewizyjny skazani są też niemal wszyscy ci, którzy w Niemczech byli osobiście.
To bardzo dobra wiadomość, dla telewizji publicznej, która będzie transmitować mundial. Nie znaczy to jednak, że może ona liczyć na kokosy. Fachowcy szacują, że przy odrobinie szczęścia telewizja nie dopłaci do przedsięwzięcia, chociaż nie będzie jej łatwo. Chociażby dlatego, że rynek reklamy jest w tej chwili wyjątkowo trudny, a na to nałoży się silna konkurencja dla sportowego wydarzenia roku - przyspieszone wybory prezydenckie, których pierwszą turę zaplanowano na 20 czerwca.
"Gazeta Wyborcza" ustaliła, że TVP zapłaciła za prawa do transmisji mistrzostw 10 mln euro. To aż o 5 mln euro mniej, niż przed dwoma laty Polsat wydał na prawo do pokazywania meczów Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii. Telewizja publiczna mniejsze koszty poniesie też na obsługę imprezy. Polsat kosztowało to 5 mln zł. TVP na dodatkowe serwisy przekazów uzupełniających, 13-osobowy zespół pracujący w RPA i ekipę w Warszawie ma wydać tylko 4 mln zł.
Jak wyliczyli dziennikarze "GW" oznacza to, że telewizja będzie musiała zebrać średnio 1,7 mln zł dziennie z emisji reklam, co może być trudne, ale jest zadaniem realnym. RPA leży w tej samej strefie czasowej co Polska, a więc transmisje meczów będą w porach dogodnych dla widzów.
Szef redakcji sportowej Włodzimierz Szaranowicz przyznaje, że TVP wykupiła od FIFA serwis, dzięki któremu będzie można pokazać wszystkie reprezentacje, treningi, konferencje prasowe i wywiady bez konieczności wysyłania ogromnego zespołu. Od 11 czerwca do 11 lipca TVP pokaże 64 mecze. 56 na żywo można będzie zobaczyć w TVP1 i TVP2. Cztery mecze będą dostępne tylko na kanale TVP Sport. Transmisjom ma towarzyszyć ponad 220 bloków reklamowych.
Ceny czasu reklamowego na okres od 11 czerwca do 11 lipca są średnio o 30 proc. wyższe niż przed rokiem. 30-sekundowy spot w przerwie sobotniego meczu rundy grupowej ok. 16.50 trzeba zapłacić ponad 40 tys. Pół minuty w przerwie ćwierćfinału w piątek 2 lipca kosztuje w TVP 2 ok. 37 tys. zł. Za tak samo długi spot w przerwie finału TVP chce 140 tys. zł. Specjaliści od mediów twierdzą, że nie są to stawki wygórowane i chętnych nie zabraknie.
Tegoroczny mundial to technologiczna rewolucja. Zdecydowano, że część meczów będzie transmitowana w systemie 3D. Na początku roku wydawało się, że do czerwca producenci zaleją rynek odbiornikami pozwalającymi oglądać transmisje w trzech wymiarach. Niestety, w Polsce, a nawet e Europie, na taki przekaz nie możemy liczyć, przynajmniej oglądając kanały telewizyjne.
FIFA podpisała wprawdzie z firmą Sony umowę na dostawę sygnału w technologii 3D z mundialu, ale dwadzieścia parę spotkań zrealizowanych w tej technologii można będzie obejrzeć w specjalnych strefach dla kibiców, tzw. fan festach, na wielkich odbiornikach w centrum Londynu, Berlina, Paryża, Rzymu, Meksyku, Rio de Janeiro i Sydney. Telewizory dostarczy oczywiście firma Sony. - Widzowie naszych transmisji nie będą zawiedzeni. Poczują się, jakby naprawdę byli na stadionie w RPA - zapowiadał Howard Stringer, prezydent Sony Corporation.
Możliwość oglądania meczów w RPA w 3D będą mieli natomiast Amerykanie. ESPN będzie pierwszą stacją, która przeprowadzi na żywo trójwymiarowe transmisje z meczów mistrzostw świata. Poza mundialem pokaże w trójwymiarze również turniej sportów ekstremalnych X Games 16, ligę uniwersytecką futbolu amerykańskiego, a za rok - nawet mecze NBA. W sumie w tym roku planowanych jest 85 trójwymiarowych transmisji, w przyszłym ponad sto.
W Polsce pionierem 3D jest Canal+, który pokazał już w nowej technologii spotkania ekstraklasy.
Republika Południowej Afryki wydała na przygotowania do mistrzostw świata ponad 3,5 mld euro. Taka inwestycja powinna przynieść wymierne korzyści dla gospodarki. Tymczasem ci, którzy jeszcze dwa lata temu piali z zachwytu nad ekonomicznymi skutkami organizacji mundialu, dziś weryfikują swoje prognozy. Okazuje się, że jeśli chodzi o szacunki dotyczące wpływu imprezy na wzrost gospodarczy, eksperci przestrzelili aż o 50 proc. Niedawno ministerstwo finansów RPA ogłosiło, że mundial zwiększy wzrost PKB tylko o niespełna 0,5 proc., a nie jak przewidywano w 2006 roku - co najmniej 1 proc.
- Kiedy otrzymaliśmy nominację na gospodarza mistrzostw, sytuacja ekonomiczna była inna. Musimy być realistami - przyznał minister sportu RPA Makhenkesi Stofile.
Okazuje się, że mistrzostwa nie mają oczekiwanego wpływu na rynek pracy. Budowa pięciu stadionów i remont dalszych pięciu miały dać pracę 415 tys. ludzi. Stworzyły - i to przejściowo - zaledwie 130 tys. miejsc pracy. Zaledwie kilkadziesiąt tysięcy kolejnych powstało przy innych inwestycjach infrastrukturalnych. W czwartym kwartale 2009 roku bezrobocie w RPA wyniosło jednak 24,3 proc. i było jednym z najwyższych w ostatnich pięciu latach. - Te mistrzostwa nie przyczynią się znacząco do procesu zmniejszania się biedy - uważa Udesh Pillay, współautor raportu "Rozwój i marzenia: dziedzictwo MŚ 2010".
A to wcale nie koniec złych wiadomości. Na piłkarski turniej przyjedzie do RPA o wiele mniej zagranicznych kibiców, niż zakładano. Dwa lata temu mówiło się 450 tys. gości. Teraz skorygowano szacunek do 350 tys., a firma, która kontraktowała miejsca noclegowe wycofała się z rezerwacji aż 450 tys. dób hotelowych.
O kłopotach z biletami była już mowa. Najgorzej schodzą najdroższe, przeznaczone dla klientów korporacyjnych - została ich jeszcze połowa. Zwykle wiele zamożnych firm kupowało na tego typu imprezy sporą pulę wejściówek, którymi hojnie byli obdarowywani wybrani klienci i pracownicy. Teraz, w kryzysie, sponsorów nie stać na takie gesty.
Światowej federacji piłki nożnej nie stać na pobłażliwość wobec tych, którzy nie chcą jej płacić, a chcieliby czerpać zyski z mundialu. Wypowiedziała ona zdecydowaną walkę tzw. marketingowi pasożytniczemu i nie przepuści żadnej firmie, która próbuje zarabiać chociażby na skojarzeniach z mistrzostwami. Nie było "wybacz" ani w przypadku pubu w Berlinie, który przymierzał się do transmitowania meczów w pobliżu oficjalnej strefy FIFA dla kibiców, ani nawet lokalu w Pretorii, który użył jako dekoracji tylko liter SA 2010 i flag narodowych uczestników mistrzostw.
Organizacja jak lew broni praw swoich i oficjalnych sponsorów, co tym łatwiej zrozumieć, że wpłacają oni co roku na konto FIFA setki miliardów dolarów (sam Adidas za kontrakt ważny do 2014 r. wykłada 351 mln dol.), a przy okazji poprzedniego mundialu w 87 krajach zarejestrowano 3300 przypadków złamania praw sponsorów FIFA i samej organizacji. Ten rok ma być rekordowy.
Ta aż do bólu żelazna konsekwencja sprawia, że FIFA radzi sobie świetnie, nie zważając na kryzys. W 2009 r. miała 1,05 mld dol. przychodu. Zysk wyniósł 196 mln dolarów, o 15 mln więcej niż w 2008 roku. "FIFA z okresu turbulencji na rynkach finansowych i globalnej recesji wyszła nie tylko finansowo nietknięta, ale i wzmocniona" - czytamy w raporcie Julio Grondona, szefa komitetu finansowego organizacji. Twierdził on, że przychód z tegorocznych mistrzostw świata w RPA będzie większy niż z poprzednich turniejów w Niemczech oraz Korei Płd. i Japonii. To głównie efekt rosnących cen za prawa telewizyjne i marketingowe.
W 2009 roku FIFA na tych pierwszych zarobiła 650 mln dolarów. Z umów sponsorskich i marketingowych uzyskała 277 mln dolarów. A to i tak tylko cześć wszystkich kontraktów, które zostały zawarte przy okazji mistrzostw świata w RPA.
FIFA jest organizacją non-profit. Na co więc pójdą zarobione pieniądze? Płace i pensje pochłoną około 70 mln dolarów. Każdy pracownik zatrudniony w międzynarodowej federacji zarabia średnio 175 tys. dolarów rocznie. 2,5 mln dol. dostanie każda kontynentalna federacja, a po 200 tys. - 208 narodowych federacji. Kilka milionów zostanie przeznaczonych na cele charytatywne. Niewielka część zysków pójdzie na pomoc dla biedniejszych federacji.
FIFA hojnie obdzieli za to najlepszych w afrykańskim turnieju. 30 milionów dolarów dostanie drużyna, która 11 lipca po finałowym meczu zejdzie z boiska jako zwycięzca. Przegrani też jednak nie będą mieli powodów do narzekania, bo na konto federacji kraju, który zdobędzie drugie miejsce zostaną przelane 24 mln dolarów. Wszyscy pozostali uczestnicy rozgrywek mogą liczyć na milion dolarów na pokrycie kosztów przygotowań i pobytu w RPA. W sumie FIFA rozdysponuje 420 milionów dolarów - aż o 61 procent więcej niż w 2006 roku w Niemczech.
Na korzyści mogą liczyć też kluby, których zawodnicy zagrają w afrykańskim turnieju. Dzienna stawka to 1600 dolarów, a naliczana będzie już na dwa tygodnie przed rozpoczęciem rozgrywek.
Inna rzecz to premie fundowane dla piłkarskich pupili przez ich kraje. I tak np. reprezentanci RPA dostaną po 100 tys. euro za każdego strzelonego gola.
Zobacz raport specjalny "Mistrzostwa świata w RPA 2010"
Najbardziej swoich zawodników próbuje zmotywować federacja hiszpańska, oferując graczom za tytuł mistrzów świata po 550 tys. euro. Za to samo osiągnięcie Anglicy mogą liczyć na 450 tys. euro, Brazylijczycy na 300 tys., a Niemcy na ćwierć miliona euro.
Niemiecka federacja wyceniła awans do finału na 150 tys. euro, grę w półfinale - na 100 tys. euro, a w ćwierćfinale - na 50 tys. euro.
Jedno jest pewne - szlagierem tegorocznych mistrzostw świata będą piekielne trąbki vuvuzela. Zdobyły sobie już złą sławę, jako wyjątkowo nieprzyjemne przeszkadzajki. Było nawet kilka oficjalnych gróźb ich zakazania i protestów. Nie udało się zabronić ich używania w RPA, więc producenci tych wyjątkowo głośnych środków dopingujących mogą być spokojni. Każdy zagraniczny kibic będzie chciał zabrać ze sobą na pamiątkę z RPA vuvuzelę i można sądzić, że szybką podbiją one inne rejony świata. Sukces gwarantowany.
Piotr Buczek