Wieloetatowość - problem wyższych uczelni
Rozmowa z prof. Piotrem Węgleńskim, rektorem Uniwersytetu Warszawskiego.
GP: Jak Uniwersytet Warszawski rozwiązuje problem wieloetatowości swojej kadry naukowej?
PW: Problem wieloetatowości był ostatnio dyskutowany na posiedzeniu Senatu i uznaliśmy, że jest to zjawisko na ogół niekorzystne dla uniwersytetu. Zresztą już w grudniu 2003 r. władze uczelni wprowadziły regulacje, mające ograniczyć wieloetatowość kadry naukowej, np. zakaz łączenia funkcji kierowniczych na uniwersytecie i w innych szkołach. Jeżeli ktoś jest np. dziekanem w prywatnej szkole, nie może takiej funkcji pełnić na uniwersytecie.
Na UW została również powołana komisja ds. oceny konfliktu interesów, której zadaniem jest sprawdzenie, czy druga praca danego profesora poza uczelnią nie stoi w konflikcie z zatrudnieniem na uniwersytecie. Sprawy są obecnie badane.
Nowe regulacje dają rektorowi możliwość oceny, czy zatrudnienie jego pracownika w innej szkole nie stwarza konfliktu interesów i ewentualnej reakcji w przypadku, gdyby taki konflikt zaistniał.
GP: Jaka działalność może stać w konflikcie z interesem uczelni?
PW: Konflikt interesów może zaistnieć wtedy, gdy pracownik uniwersytetu zakłada bądź też organizuje szkołę niepubliczną, gdzie trafiają studenci, którzy mogliby trafić na uniwersytet. Inne sytuacje nie są już takie oczywiste, np. czy dochodzi do konfliktu interesów, gdy profesor UW prowadzi kancelarię prawną, która mu zajmuje bardzo dużo czasu, albo gdy któryś z profesorów pełni ważną funkcje publiczną w państwie, np. prezesa Trybunału Konstytucyjnego czy sędziego Sądu Najwyższego. Wydaje się, że przynajmniej w tym drugim przypadku do konfliktu nie dochodzi, gdyż profesorowie pełniący tego rodzaju funkcje biorą urlopy na uniwersytecie i prowadzą tylko nieodpłatne seminaria.
GP: Czy łatwo jest zwolnić profesora, który swoim postępowaniem narusza interes uczelni?
PW: Nie mamy jeszcze pełnego rozeznania sytuacji prawnej, odnośnie do tego, co rektor uczelni w takich sytuacjach może, a czego nie. Obowiązujące rozwiązania nie są zbyt klarowne. Mamy zatrudnionych np. profesorów mianowanych, którzy otrzymują nominacje od ministra edukacji. Z mianowaniem wiążą się określone przywileje, takiego profesora trudno zwolnić. W przypadku uczelni publicznych profesor może być mianowany tylko w jednej uczelni. Inna zasada obowiązuje w szkołach niepublicznych, tam profesora może mianować rektor lub kanclerz - nie jest to kontrolowane. Tymczasem na studiach magisterskich profesor może nadawać tytuły i stopnie naukowe tylko na jednej uczelni, w przypadku studiów licencjackich - na dwóch uczelniach. Sprawdzamy obecnie, czy przyjęcie przez profesora mianowania jeszcze w innej szkole może stanowić podstawę do rozwiązania z nim umowy o pracę. Sprawą zajmuje się również Państwowa Komisja Akredytacyjna, która sprawdza, czy określone osoby nie są wykorzystywane do nadawania uprawnień w dwóch różnych miejscach. Zgodnie z prawem jest to niedopuszczalne.
GP: W jakich sytuacjach zwolnienie jest możliwe?
PW: Jak dotąd, mianowanego profesora można było zwolnić z pracy, wyłącznie gdy otrzymał dwie kolejne negatywne oceny okresowe. Przy ocenie okresowej bierze się pod uwagę działalność dydaktyczną, naukową, organizacyjną. Jeżeli profesor prowadzi zajęcia, ma osiągnięcia naukowe, trudno mu postawić zarzut, że źle pracuje.
GP: Więc gdzie leży problem?
PW: Jeżeli profesor oddaje swoje uprawnienia do prowadzenia kierunku studiów czy też do nadawania stopni i tytułów naukowych - innej szkole, jego macierzysta uczelnia staje się de facto drugim miejscem pracy. W takiej sytuacji uniwersytet przestaje otrzymywać dotację finansową na takiego pracownika. Dotacja jest wyliczana specjalnym algorytmem, w którym uwzględniona jest liczba nauczycieli akademickich i liczba studentów. Na profesora przypada określona suma pieniędzy, pod warunkiem jednak, że jest to jego pierwsze miejsce pracy. Oddanie uprawnień jest więc dla uniwersytetu niekorzystne.
GP: Jaka jest skala zjawiska wieloetatowości na Uniwersytecie Warszawskim. Ilu profesorów UW oddało swoje uprawnienia?
PW: Szacuje się, że ok. 20 profesorów zatrudnionych na UW oddało swoje uprawnienia innym uczelniom. Chciałbym uporządkować tę sytuację, zachęcając tych profesorów do wybrania jednego miejsca pracy. Problem może pojawić się w przypadku profesorów rzadkiej specjalizacji, którzy są potrzebni uniwersytetowi. W takim przypadku byłbym skłonny zatrudnić takiego człowieka na umowę o pracę na czas określony. Jednakże w większości przypadków nie są to ludzie, których nie dałoby się zastąpić.
Poza tym około 50 pracowników naukowych UW pracuje na dodatkowych etatach w innych szkołach. Jest też sporo osób, które podejmują się wykładów na innych uczelniach, na zasadzie zaproszenia - w tym ostatnim przypadku jednak nie ma w tym nic nagannego. Jeżeli ktoś otrzyma zaproszenie na wykłady do Harvardu, to można się tylko z tego cieszyć, gorzej, jeżeli wykłada w jakiejś kiepskiej szkole.
GP: W jaki sposób próbuje pan dyscyplinować wieloetatowych profesorów?
PW: Obecnie na uniwersytecie mamy znaczące podwyżki uposażenia dla kadry naukowej, i nie tylko. Wydałem zalecenie, aby osobom zatrudnionym na dodatkowych etatach, a w szczególności tym, które oddały swoje uprawnienia, przyznawać je w minimalnej wysokości. Kilku pracowników ten argument przekonał i zrezygnowali z zatrudnienia w innej szkole.
GP: Dlaczego profesorowie chcą pracować dodatkowo, poza uczelnią?
PW: W ogromnej większości przypadków jest to motywacja czysto finansowa. Nasze pensje nie są już skandalicznie niskie, jednak nie są również pensjami wysokimi. Jednak wieloetatowość wyrządza uniwersytetowi spore szkody moralne. Profesor uniwersytecki we wszystkich dotychczasowych ankietach zaufania publicznego zajmował wysokie pozycje. Tymczasem jeżeli zacznie być postrzegany jako dorobkiewicz uczący w kilku szkołach dla pieniędzy, jego prestiż bardzo się obniży.
Ponadto nauczyciele akademiccy powinni być dostępni dla swoich studentów, powinni oni po prostu więcej czasu przebywać na uczelni. Warto również dodać, że uniwersytet stwarza możliwości dodatkowych dochodów. Jeżeli dany pracownik ma czas i inicjatywę, może przy pełnej aprobacie uczelni zorganizować i poprowadzić studia np. podyplomowe czy też studia na nowym, dotychczas nieuprawianym kierunku. Nie ma przeszkód, żeby zarabiać całkiem przyzwoite pieniądze na uniwersytecie.
GP: Obecnie w Sejmie trwają prace nad nową ustawą o szkolnictwie wyższym, która ma rozwiązać również problem wieloetatowości. Które z rozwiązań pan popiera?
PW: Byłem członkiem zespołu prezydenckiego, który opracował projekt ustawy o szkolnictwie wyższym. Zgodnie z nim pracownik naukowy miałby obowiązek powiadomić rektora o dodatkowym zatrudnieniu, a ten miałby prawo weta. Powiadomienie musiałoby odbyć się w określonym terminie przed rozpoczęciem roku akademickiego, tak aby rektor nie mógł zawetować takiej decyzji już po rozpoczęciu zajęć na innej uczelni.
Nowe regulacje dają rektorowi możliwość oceny, czy zatrudnienie jego pracownika w innej szkole nie stwarza konfliktu interesów i ewentualnej reakcji w przypadku, gdyby taki konflikt zaistniał.
Zasady udzielania zgody lub odmowy zatrudnienia pracownika na innej uczelni byłyby precyzyjnie ustalone przez Senat. Od decyzji rektora przysługiwałoby odwołanie.
GP: Inne rozwiązanie problemu wieloetatowości na uczelniach proponują posłowie. Jak pan ocenia ich pomysły?
PW: Projekt poselski nie obejmuje bardzo wielu spraw, którymi zajmuje się projekt prezydencki. Dwie istotne różnice pomiędzy projektem "poselskim" a "prezydenckim" polegają na tym, że projekt poselski zakłada zniesienie habilitacji. Doktor może być mianowany od razu na stanowisko profesora. Posłowie chcą również, aby nauczyciele akademiccy mieli zagwarantowaną stabilność zatrudnienia już od stanowiska adiunkta. Moim zdaniem jest to sprzeczne z interesem szkolnictwa wyższego oraz ze wszystkimi zasadami i praktykami stosowanymi w innych krajach. Takie regulacje spowodują, że trudno będzie rozstać się z pracownikiem. Jeżeli taki pracownik podejmie pracę w piętnastu innych uczelniach, zwolnić będzie go bardzo trudno.
Rozmawiał Tomasz Pietryga