Wietrzny biznes

Elektrownie wiatrowe to już w Polsce nie nowość, ale dzięki polityce UE i unijnym dotacjom boom inwestycyjny dopiero przed nami.

Mimo to już teraz są kłopoty z zakupem turbin wiatrowych. Większych problemów nie mają ci, którzy chcą zainstalować sobie wiatrak przy domu. Z kupnem turbiny o małej mocy nie jest źle, jeśli oczywiście ma się pieniądze. Zachodnie turbiny mogą kosztować nawet 100 tys. zł. Taniej jest u polskich producentów, jednym z nich jest firma Miramare spod Olsztyna. Jej współwłaściciel Marek Samsel przyznaje, że tak naprawdę sondują jeszcze rynek. Działają od dwóch lat, miesięcznie wytwarzają od 2 do 4 turbin w dwóch modelach: 2,6 kW i 6 kW. - Zapotrzebowanie jest spore, klienci muszą czekać na turbiny do 4 miesięcy - mówi Marek Samsel. Taką turbiną można ogrzać wodę i wspomóc ogrzewanie domu. Przy wiatrakach o większej mocy już nie potrzeba tradycyjnych źródeł energii, zwłaszcza jeśli ma się dom dobrze izolowany. Właściciel firmy nie ukrywa, że jeśli zwiększy się liczba zamówień, to być może zajmie się już tylko produkcją turbin. Dziś jest to dla niego jeszcze działalność poboczna, na życie zarabia ocieplaniem domów.

Reklama

Inwestują na potęgę

Unia Europejska promuje odnawialne źródła energii. Według przyjętej strategii do 2020 r. Wspólnota ma produkować 20 proc. zielonej energii. Polska w najbliższych latach będzie czerpać pieniądze na ten cel z jednego z priorytetów unijnego programu Infrastruktura i Środowisko. Na inwestycje związane z czystą energią możemy dostać aż 542 mln euro. Ale z tego programu będą finansowane projekty duże, kosztujące powyżej 20 mln euro. O dofinansowanie inwestycji nieco skromniejszych można starać się z pozostałych programów unijnych: regionalnych programów operacyjnego oraz Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Z każdego z nich nasz kraj może otrzymać po 500 mln euro. I co ważne z PROW dofinansowane zostaną projekty, których koszt nie przekracza 3 mln zł.

Dlatego nie powinniśmy się dziwić, gdy w najbliższych latach elektrownie wiatrowe zaczną powstawać w Polsce jak grzyby po deszczu. Na początku grudnia o swoich planach inwestycyjnych w Polsce poinformowała francuska firma Green Bear. Kupiła ona już elektrownię w Lisewie, ale w planach ma wybudowanie w naszym kraju aż 34 takich elektrowni. Już od 2002 działa farma wiatrowa Zagórze nad Zalewem Szczecińskim, która rocznie produkuje od 56 do 72 mln kWh energii elektrycznej, co odpowiada zużyciu energii przez ok. 25 tys. polskich gospodarstw domowych. Elektrownie działają też w Tymieniu, Kisielicach, Jagniątkowie, w gminie Osiek, kolejne mają powstawać w gminie Choczewo, w okolicach Widzina. W farmy wiatrowe inwestują u nas zarówno polskie koncerny, jak i zagraniczne, np. niemieckie RWE, hiszpańska Endesa, japońskie Mitsui. Wiatraki powstają przede wszystkim na wybrzeżu. Nic dziwnego, to najkorzystniejsze tereny (jeśli chodzi o siłę wiatru, kierunek) do inwestycji. Także część Suwalszczyzny, Nizina Mazowiecka, część Wielkopolski nadają się na tego typu przedsięwzięcia. Polska musi inwestować w odnawialne źródła energii. Zresztą rozporządzenie ministra gospodarki z 2000 r. nakłada na zakłady energetyczne obowiązek zakupu zielonej energii. Dziś jednak wciąż jesteśmy pod tym względem w europejskim ogonie. Liderami na rynku są Niemcy, Hiszpania, Holandia, Dania.

Rynek producenta

Paweł Sułkowski z firmy Swind Siłownie Wiatrowe spod Radomia: - Dynamicznie rosnące ceny węgla, ropy i gazu zmuszają nas do poszukiwania nowych alternatywnych źródeł energii. Niewątpliwie takim naturalnym źródłem jest wiatr, jest to niewyczerpalne stale regenerujące się źródło energii. W Polsce występują korzystne warunki do rozwoju energetyki wiatrowej, lecz stopień wykorzystania odnawialnych źródeł energii jest wciąż na niskim poziomie. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej, kraj nasz zobowiązał się do wytwarzania energii w OZE ze stopniowym ich wzrostem w ogólnym bilansie energetycznym. Nie bez znaczenia na rozwój energetyki wiatrowej w naszym kraju i Europie ma jej wpływ na środowisko naturalne. Elektrownie wiatrowe to czyste ekologicznie źródło energii nie emitujące żadnych szkodliwych substancji do atmosfery. Do zalet elektrowni wiatrowych należy zaliczyć również to iż korzystając z tej formy produkcji energii rezygnujemy z tradycyjnych nośników zmniejszając poziom emisji CO2 i przeciwdziałamy efektowi cieplarnianemu - opowiada.

Dziś rynki europejskie wchłaniają każdą ilość turbin. Zresztą u naszych sąsiadów już wymienia się starsze wiatraki na młodsze, lepsze, bardziej ciche. Te z odzysku kupują m.in. Polacy. Na nowe turbiny powyżej 1 MW popyt przewyższa podaż. - Samo oczekiwanie na turbinę u producenta może trwać do dwóch lat - mówi Tadeusz Turski, wiceprezes zarządu Wind and Power. Jak wyjaśnia, ma na to wpływ sprzyjająca polityka UE, bo inwestorzy mogą liczyć na dotacje. W Niemczech już brakuje miejsc, w których mogłyby powstawać farmy wiatrowe. - W Polsce są jeszcze miejsca, ale Wybrzeże już jest prawie nasycone jeśli chodzi o przyłącza - zaznacza Turski.

Na długi czas oczekiwania na turbiny o dużej mocy ma też wpływ to, że ich producenci muszą czekać na podzespoły. - Firm produkujących turbiny jest sporo na rynku, ale już podzespoły do nich o wiele mniej. To w pewnym stopniu determinuje produkcję. Na same łożysko głównej turbiny trzeba czekać 18 miesięcy. Turbina wiatrowa musi znieść bardzo wiele, pracę w trudnych warunkach, wiatry, pioruny. I tak przez około 20 lat - wyjaśnia Turski.

Formalności są czasochłonne

Samo przygotowanie takiej inwestycji może trwać ponad rok. Trzeba znaleźć właściwy teren, wydzierżawić, wystąpić do Zakładu Energetycznego o wydanie warunków przyłączenia farmy wiatrowej, wystąpić o warunki zabudowy, pozwolenia władz lotniczych. Potem inwestora czeka wykonanie pomiarów i audyt wietrzny, projekty budowlane i elektryczne, pozwolenia na budowę, w końcu montaż turbin. Są już oczywiście firmy na rynku, które się tym zajmą od początku do końca. - Ale przy pojedynczych turbinach sam audyt wietrzny może zająć nawet rok. Jeśli turbinę zamawia się na pewnym etapie tego procesu, to oczekiwanie na nią nie jest tak dotkliwe, gdyż zwykle zamówienie może być zrealizowane równolegle z zakończeniem przygotowań formalnych do uruchomienia inwestycji - tłumaczy Tadeusz Turski. Inaczej jest, gdy inwestor stara się o kredyty w banku. - Bo wtedy trzeba bankowi przedstawić już koszty i przychody przedsięwzięcia, umowy lub przynajmniej promesy umów z zakładami energetycznymi. Ale jeśli dokumentacja jest prawidłowa, uzyskanie kredytu nie stanowi problemu - dodaje Turski. Kredytów na tego typu inwestycje udziela m.in. Bank Ochrony Środowiska. W ciągu 16 lat, do końca 2006 r. BOŚ udzielił ponad tysiąc kredytów na zadania związane z wykorzystaniem odnawialnych źródeł energii. Na elektrownie wiatrowe przyznał 26 kredytów na kwotę 370 298 tys. zł.

Joanna Bosakowska

dziennikarka Gazety Wyborczej

Fundusze Europejskie
Dowiedz się więcej na temat: Biznes | firmy | turbiny | elektrownie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »