Wirus wpycha rządy i gospodarki w przepaść długów
Stoimy nad przepaścią długów i wkrótce w nią wpadniemy. Wartość rządowych programów podtrzymania przy życiu przedsiębiorstw i utrzymania zatrudniania jest nieporównywalna z żadnymi "pakietami stymulacyjnymi" do tej pory. Agencje ratingowe już zapowiadają cięcie ocen wiarygodności kredytowej państw i korporacji w niespotykanej dotąd skali.
W ciągu jednego miesiąca, marca, pogląd na to, jakie mogą być gospodarcze skutki pandemii koronawirusa, zupełnie się zmienił. Rządy i banki centralne najpierw się przyczaiły i na zwalczanie gospodarczych skutków pandemii rzucały "drobne" kwoty. A potem - ruszyły jakby na wyścigi - kto da więcej.
W USA Kongres uchwalił 6 marca 8,3 mld dolarów, a 27 marca - sięgnął po dwa biliony dolarów. W Polsce marcowa "tarcza antykryzysowa", niosąca bardzo umiarkowaną pomoc dla przedsiębiorstw i tracących pracę, zmieniła się 8 kwietnia w znacznie bardziej solidną "tarczę finansową".
Prezydent USA już poprosił Kongres o dodatkowe 250 mld dolarów na nadzwyczajną pomoc dla małych amerykańskich firm. Prawdopodobnie korekty w swoich tarczach zrobią także inne kraje. I będą to korekty "w górę", a nie w dół. Na razie nie sposób tego wszystkiego policzyć, choć analitycy finansowi łamią sobie nad tym głowy.
Analitycy ING zwracają uwagę, że choć niemal wszystkie kraje podobnie reagują na kryzys, jeśli chodzi o wprowadzanie "pakietów stymulacyjnych", ale skala reakcji jest już bardzo różna. Do końca marca rząd Japonii zaplanował wydatki na walkę ze skutkami epidemii w wysokości 0,1 proc. PKB, ale w Australii kwota wsparcia fiskalnego na początku kwietnia została zwiększona do 197 mld dolarów, z niespełna 120 mld dolarów, czyli do ponad 13 proc. PKB.
Wkrótce po decyzji australijskiego parlamentu agencja ratingowa Standard and Poor’s zmieniła perspektywę wiarygodności kredytowej tego kraju do negatywnej. Miałoby to umiarkowane znaczenie, gdyby nie fakt, że Australia jest jednym z 11 krajów na całym świecie, które od tej agencji mają najwyższą ocenę wiarygodności AAA.
Porównywanie, jakie budżety poszczególnych państw będą mieć deficyty i jakie w jakiej wysokości długi będą musiały zaciągnąć, jest wciąż trudne. Zadeklarowane kwoty mają różną postać. Tylko część z nich stanowią bezpośrednie wypłaty z budżetu. Są także gwarancje lub pożyczki, a w końcu interwencje banków centralnych. Te również są dwojakiego rodzaju. Pierwsze mają zapewnić sektorowi finansowemu płynność, a drugie - w dużym uproszeniu - polegają na skupie aktywów, czyli obligacji rządowych, korporacyjnych, hipotecznych, a nawet kredytów udzielanych przez banki przedsiębiorstwom.
Nowe długi, które będą zaciągać rządy, to jedna okoliczność powodująca wzrost zadłużenia, a recesja powodująca zmniejszenie dochodów budżetów - to druga z tych przesłanek. "Rosnące rozmiary szoku popytowego związanego z dystansem społecznym, zamykaniem firm i ograniczeniami podróżowania na dużych obszarach kraju powinny spowodować natychmiastowy spadek sprzedaży i dochodów z podatków" - napisała w kwietniowym raporcie na temat wpływu pandemii na sytuację kredytową USA agencja S&P.
Jedno jest pewne - recesja oraz spadek cen ropy spowodują drastyczne - czyli o wiele oczek, być może na raz - cięcia ocen wiarygodności kredytowej. "(...) do końca tego roku prawdopodobne będą kolejne obniżki o wiele oczek" - przestrzegła agencja ratingowa Fitch po tym, jak 3 kwietnia obniżyła rating Gabonu z "B" do CCC z powodu spadku cen ropy. Od jej eksportu zależy zdolność Gabonu do obsługiwania swoich zobowiązań kredytowych.
Fitch pisze, że "bodźce fiskalne" na dużą skalę ograniczą do pewnego stopnia głębokość początkowego pogorszenia koniunktury i przygotują grunt pod odbudowę gospodarki po ustąpieniu pandemii. Mimo to oczekuje w połowie tego roku gwałtownego spadku dochodów rządowych w porównaniu z ubiegłym i uważa, że sytuacja ta przeciągnie się na rok przyszły. (...) będzie (to) miało długotrwały wpływ na warunki kredytowania" - stwierdza agencja. A rynkowe warunki finansowania będą - rzecz jasna - zależeć od ratingu.
Agencja informuje też, że w scenariuszu bazowym (od dwóch do trzech miesięcy lockdownu w największych gospodarkach, a potem pięcio-, sześciotygodniowy okres znoszenia ograniczeń) spodziewa się niewypłacalności 12-15 proc. emisji obligacji korporacyjnych o ratingach spekulacyjnych. Jeśli lockdown przeciągnie się do pół roku, zbankrutuje 17-25 proc. korporacji finansujących się papierami o podwyższonych rentownościach.
Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019
Ekstremalnie trudnym warunkom kredytowym, które się rysują na horyzoncie, ma zapobiec skup obligacji przez banki centralne. Bank centralny USA Fed rozpoczął 23 marca "nielimitowane łagodzenie ilościowe", polegające na skupie obligacji skarbowych, hipotecznych i korporacyjnych, a 9 kwietnia dodał do tego obligacje samorządowe. Podobnie, choć w mniejszym jeszcze zakresie, działa EBC.
Wstępne analizy pokazują, że deficyt amerykańskiego budżetu może łatwo sięgnąć w tym roku 10 proc. PKB lub więcej, z szacowanych za ubiegły rok blisko 5 proc. PKB. Dług publiczny USA przekroczył już w ubiegłym roku 23 biliony dolarów. USA są na jednym z pierwszych miejsc do utraty najwyższej oceny wiarygodności kredytowej. Przypomnijmy, ze po poprzednim kryzysie, w 2011 roku agencja S&P obniżyła rating USA z najwyższego do AA plus.
Czy takie długi uda się kiedyś spłacić? Prawdopodobnie nikt nie spodziewa się, że będzie to kiedykolwiek możliwe. Jedyna szansa to gigantyczna inflacja, która by je "zjadła", ale tego nie zniosłyby zubożałe wskutek kryzysu społeczeństwa. Taki zresztą scenariusz świat już przerabiał. W latach 20. zeszłego wieku w Niemczech.
Na razie banki centralne nastawiają portfele, by inwestorzy mogli do nich wrzucać obligacje i robili miejsce w swoich na kupowanie kolejnych emisji. To powoduje, że rentowność obligacji nie rośnie gwałtownie, choć warunki kredytowe pogarszają się z dnia na dzień. W ten sposób banki centralne kontrolują długoterminowe stopy procentowe. A zatem koszty obsługi długu także nie rosną gwałtownie.
Skup obligacji prowadzony przez banki centralne obniża ryzyko niewypłacalności, bo skoro wiem, że bank zawsze kupi ode mnie papiery, które mam w portfelu, a także kolejne, które dopiero kupię, nie mam powodów, żeby żądać większej premii za rosnące ryzyko. Tę metodę banki centralne wprowadziły po poprzednim globalnym kryzysie finansowym sprzed dekady.
W ten sposób bilanse banków centralnych rozrastają się w sposób nieporównywalny nawet z tym, co działo się po poprzednim kryzysie. Wtedy wskutek skupu m.in. obligacji rządu USA suma bilansowa Fed zwiększyła się o ponad 3,5 biliona dolarów. Szacunki mówią, że już w marcu wzrosła o ponad 2 biliony dolarów i przekroczyła znacznie 6 bilionów. Według tych obliczeń wzrośnie niebawem do 10 bilionów dolarów. Być może jedynym sposobem na pozbycie się długów będzie... umorzenie ich przez banki centralne.
Jacek Ramotowski