Wlk. Brytania "popadła w nałóg imigracji"

Brytyjski urząd statystyczny ujawnił, że imigracja wzrosła w zeszłym roku po raz kolejny i liczba mieszkańców Wielkiej Brytanii urodzonych zagranicą przekroczyła 7 milionów.

Jednoczenie 2/3 nowo utworzonych miejsc pracy zajęli imigranci, a milion brytyjskiej młodzieży nie ma szans na pracę. W zeszłym roku z kraju wyjechało 336 tys. Brytyjczyków, ale na ich miejsce przybyło 575 tys. obcokrajowców. Różnica między tymi liczbami to imigracja netto - prawie ćwierć miliona osób. Jest to o 21 proc. więcej niż w ostatnim roku rządów Partii Pracy. Przed wyborami konserwatyści zarzucali jej celową politykę sprowadzania obcokrajowców i zapowiadali zatamowanie rzeki imigrantów. Ale rząd premiera Camerona wziął się do wznoszenia tamy przeciwko imigrantom spoza Europy. Tymczasem rzeka zmieniła łożysko i płynie ze wschodu.

Reklama

Jak powiedział dziennikarzom Matt Cavanagh z Instytutu Badań Polityki Publicznej "prawdziwe wyzwanie dla rządu to nie powstrzymanie imigracji spoza Unii, w nadziei, że pracodawcy zaczną zatrudniać brytyjską młodzież, bo tak się nie dzieje". - Pracodawcy sięgają po ludzi z Unii, z Europy Wschodniej - dodał Cavanagh.

Minister od spraw imigracji w rządzie koalicyjnym w Londynie, Damian Green ujął to jeszcze dosadniej: "Uważam, że w różnych sektorach gospodarki nasz kraj popadł w nałóg imigracji". - Jak z każdym uzależnieniem - kuracja odwykowa będzie długa i bolesna - zapowiedział minister.

-----

Brytyjskie stowarzyszenia pracodawców zarzucają rządowi, że torpeduje odrodzenie gospodarcze, wprowadzając nowe prawa chroniące pracowników. Chodzi o unijną dyrektywę o równym traktowaniu kontraktowych pracowników agencyjnych. Przyjęta przez Londyn unijna dyrektywa gwarantuje doraźnie zatrudnionym zrównanie płacowe, pełne uprawnienia urlopowe, w tym do urlopów macierzyńskich i inne przywileje już po 12 tygodniach zatrudnienia.

Według ocen ministerstwa gospodarki, te nowe zobowiązania będą kosztować brytyjskich pracodawców prawie 2 mld funtów rocznie.

Obecnie wzrost gospodarczy w Wielkiej Brytanii utknął niemal w miejscu i wynosi zaledwie 0,2 proc. PKB. Zdaniem Brytyjskiej Izby Handlowej, firmy nie będą w tych warunkach w stanie generować nowych miejsc pracy, na czym tak zależy rządowi.

Instytut Dyrektorów zasięgnął opinii prawników w Brukseli i dowiedział się, że brytyjski rząd nie musiał przyjąć dyrektywy od razu i w całej rozciągłości. Związki zawodowe, które się tego domagały, argumentują teraz, że koszty równouprawnienia są niższe niż podwyżki płac i premie dyrektorów nawet najciężej dotkniętych kryzysem firm.

IAR/PAP
Dowiedz się więcej na temat: rynek pracy | imigracja | obcokrajowcy. | Wielka Brytania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »