Wojciech Szeląg: Obrona Ukrainy to najlepsza inwestycja Europy

"To pięknie, że chcecie nas przyjąć do Unii, ale niedługo będziecie przyjmować same ruiny i cmentarze" - gorzko ostrzega pewna Ukrainka. Może taki jest właśnie długofalowy plan Putina - niech już sobie ta Ukraina nawet wejdzie do UE, ale tak zniszczona, że jej odbudowa stanie się dla Wspólnoty poważnym problemem?

Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc!

Spotykam się z opinią, że "Putin już przegrał", bo ostatecznym efektem rosyjskiej agresji będzie - wbrew jego intencjom - wejście Ukrainy do Unii Europejskiej. A raczej tego co z Ukrainy zostanie, bo nie ma już wątpliwości, że skoro nie udało się sąsiada podbić, Rosja postanowiła zrównać go z ziemią. Owszem, Zachód nakłada na agresora sankcje, a obrońcom daje sprzęt i pieniądze - to dość by opór trwał, ale za mało by rozstrzygnąć wynik tej wojny. I ocalić w Ukrainie co się jeszcze da dla jej europejskiej przyszłości.

Reklama

Unia i NATO muszą znaleźć sposób jak najszybszego zakończenia tego konfliktu. Na razie wyłącznie reagują na działania Putina, zamiast narzucić własną narrację. Czytam opinie, że "trzeba zrobić wszystko by wojna nie rozlała się na inne kraje". Zgoda, też tego nie chcę, widzę jednak pewną sprzeczność: Putin grozi światu atomem, a jednak świat pomaga Ukrainie. Zarazem słyszymy że NATO nie może włączyć się w konflikt, bo... Putin grozi światu atomem. Jeśli Ukraina upadnie, Putin pewnie znów zagrozi światu atomem, bo niby dlaczego miałby tego nie zrobić, skoro przynosi to efekt - i co wtedy? Oczywiście jest szansa, że Putin się zatrzyma, ale a) niewielka, b) także wtedy nasz los zależy de facto od niego. Rosyjski despota grozi że nawet przekazanie Ukrainie samolotów uzna za akt agresji - czyli to on wyznacza nam czerwone linie, których nie pozwala przekroczyć! A jeśli za chwilę za agresję uzna jakiekolwiek dostawy na Ukrainę albo sankcje wymierzone w Kreml - wycofamy się z nich, bo "atom", a "wojna może się rozlać"?

Biznes i polityka rzadko kierują się kategoriami moralnymi, choć całkiem chętnie o nich mówią - mówmy więc językiem zysków i kosztów. Dziś z Rosji masowo wycofują się zachodnie firmy, jedne rzeczywiście wstrząśnięte agresją Putina, inne zapewne z powodów marketingowych lub logistycznych - wszystkie jednak poniosą straty. Ich szefowie powinni potraktować je raczej jako inwestycję w pokój, a więc w możliwość prowadzenia stabilnego, normalnego biznesu. Podobnie politycy -  pieniądze wydane na broń dla Ukrainy uznać powinni za inwestycję w jej przyszłe członkostwo w Unii - im więcej dolarów i euro dziś wydamy na pociski NLAW czy Stingery, tym mniej nas wszystkich, europejskich podatników, kosztować będzie odbudowa ukraińskich miast, dróg, firm i lotnisk. Zniszczenia szacuje się już na 100 mld dolarów.

Nawet rezygnacja z dostaw surowców energetycznych z Rosji, w krótkim czasie bolesna, w dłuższym terminie może okazać się... korzystną inwestycją. W biznesie najwięcej kosztuje niepewność - po co komu niezrównoważony dostawca, który w każdej chwili może rzucić się z pięściami na swojego sąsiada? Czy nie lepiej wybrać innego, może nieco nudnego i droższego, ale przewidywalnego? Zresztą Europa - a za nią wkrótce świat - i tak idą w stronę zielonej energii, Putin więc tylko - znów wbrew intencjom - przyspieszył to, co i tak miało nastąpić.

Tę wojnę nie tylko trzeba zakończyć, ale też zakończyć warto. A nowy świat, który wyłania się z chaosu, wcale nie wygląda źle. Obyśmy tej szansy nie zmarnowali.

Wojciech Szeląg

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze



INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojna w Ukrainie | UE | pomoc dla ukrainy | Plan Marshalla
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »