Wojna o ropę, pracę i koniunkturę
Dyskusja dyplomatyczna na linii Waszyngton - Bagdad, jako żywo przypomina relacje pomiędzy misiem i zajączkiem z popularnego swego czasu dowcipu.
Pokrótce. Gdy po raz pierwszy miś spotkał zajączka i zapytał czy ma on papierosy, zadowolony szarak poczęstował go Camelem bez filtra. I dostał w ucho, bo miś miał ochotę na papierosa z filtrem. Za drugim razem dostał w ucho, bo - nauczony doświadczeniem - na pytanie czy ma papierosy wyciągnął, zadowolony z siebie, Camela z filtrem - ale miś tym razem miał ochotę na papierosa bez filtra. Za trzecim razem zajączek był już wszechstronnie przygotowany i na pytanie o papierosy odpowiedział pytaniem: z filtrem czy bez filtra? No i dostał w ucho od zdenerwowanego misia za... brak czapeczki.
Nie chcę przez to, broń Boże, powiedzieć, że Saddam Husajn wykazuje uległość i skłonność do współpracy porównywalną z zajączkiem, a George W. Bush przypomina zdenerwowanego, zbyt wcześnie obudzonego misia. Tym bardziej, że ma dodatkowo utrudnione zadanie i musi przekonać inne zwierzęta w lesie, że zajączek jest naprawdę paskudnym stworzeniem i tak czy owak zasługuje na lanie. Chcę jedynie powiedzieć o nieuchronności pewnych zdarzeń. Tak właśnie nieuchronna jest wojna z Irakiem. Pytanie nie brzmi więc: czy, ale: kiedy się rozpocznie i jak długo będzie trwała. Odpowiedzi na pytanie kiedy nie zna jeszcze zapewne nikt, nawet najbardziej zainteresowane strony (a jeśli tak to jest to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic) ale przygotowania idą pełną parą i stwierdzenie: niebawem, nie będzie dalekie od prawdy. Gorzej z drugą częścią pytania o długość trwania konfliktu - a to ma znaczenie decydujące.
Zostawmy dla innych łamów polityczne i, przede wszystkim, socjologiczne przyczyny, okoliczności i skutki wojny z Saddamem, w tym miejscu zajmijmy się jedynie aspektami ekonomicznymi. Każdy biznes ma wkalkulowane w siebie ryzyko. Wojna zaś jest interesem szczególnie ryzykownym bo niesie ze sobą wyjątkowo wiele niewiadomych. I o ile krótka wojna wypełnia wszystkie założenia cynicznego ale prawdziwego stwierdzenia, że nic tak dobrze nie robi koniunkturze jak mała wojenka, najlepiej z dala od granic, gdzieś "na końcu świata", o tyle wyczerpująca długotrwała kampania może przynieść skutki odwrotne i na długo utrwalić recesję.
Większość ekspertów wojskowych i analityków finansowych jest jednak zgodna co do tego, że będzie to łatwa wojna. Niezależnie bowiem od buńczucznego i wręcz nieco zabawnego wymachiwania pistoletami Kałasznikowa przez pospolite ruszenie Saddama, zapewnieniach o wysokim morale tej zbieraniny, przypomina to trochę przygotowania do rzucania kamieniami w przelatujące samoloty ponaddźwiękowe. Eksperci podkreślają przede wszystkim, że to już nie ten sam bogaty Irak co przed dwunastu laty, ale - mimo ogromnych zasobów ropy naftowej (ok. 10 proc. udokumentowanych zasobów światowych, ponad 110 mld baryłek udokumentowanych rezerw, drugie miejsce na świece, po Arabii Saudyjskiej) kraj biedny i zacofany technologicznie. Przewaga technologiczna, militarna i finansowa Stanów Zjednoczonych i ich sprzymierzeńców jest tak nieskończenie wielka, że nikt nie bierze poważnie innych scenariuszy. Tyle, że wojna to interes trudno przewidywalny.