Wojna w Ukrainie komplikuje sytuację w transporcie oceanicznym
Wojna w Ukrainie komplikuje sytuację w transporcie oceanicznym. Wstrzymane kontenery do Rosji blokują europejskie porty.
- Branża z niepokojem patrzy na Chiny, które od tygodni znów walczą z największym wzrostem zakażeń COVID-19 od wybuchu pandemii w 2020 roku
- Wojna w Ukrainie i inflacja okazały się mieszanką, która wywołała spadek europejskiego popytu, co już odczuły firmy żeglugowe
- Jak podaje Sea Intelligence, jeszcze w kwietniu br. średnie opóźnienie statków na całym świecie wynosiło 6,4 dnia
Sytuacja w branży żeglugi oceanicznej nie zdążyła się jeszcze na dobre unormować po dwóch latach pandemii COVID-19, kiedy wybuchła wojna w Ukrainie - kolejny czynnik zaburzający globalne łańcuchy dostaw i wpływający na wysoką inflację. Firmy żeglugowe już odczuły spadek popytu, a za tym poszła obniżka stawek frachtowych o ok. 25 proc.
Branża z niepokojem patrzy również na Chiny, które od tygodni znów walczą z największym wzrostem zakażeń COVID-19 od wybuchu pandemii w 2020 roku, a tamtejsza polityka "zero COVID" oznacza twarde lockdowny. Mimo tych zawirowań rynek stopniowo się stabilizuje. - Sytuacja jest już na tyle nam znana, że możemy mówić o pewnej przewidywalności, choć przy wciąż wysokich kosztach i opóźnieniach - mówi Piotr Kozłowski z DB Schenker.
Chociaż transport kontenerowy na Morzu Czarnym jest stosunkowo niewielki, to efekty konfliktu rozprzestrzeniły się daleko poza region, uderzając w światowy handel.
Zdaniem ekspertów, problemem nie jest może wolumen, który nie może być dostarczony do Ukrainy ze względu na działania wojenne, ale wolumen, który został objęty sankcjami i wstrzymany w trakcie drogi do Rosji. Tygodniowo do Rosji trafiało ok. 30-40 tys. kontenerów. Kontenerów, które zalegają gdzieś w portach tranzytowych, głównie Europy Zachodniej, co z kolei mocno zmniejsza ich możliwości przeładunkowe.
Wojna w Ukrainie, inflacja i wzrost cen paliw okazały się mieszanką, która wywołała spadek europejskiego popytu, co już odczuły firmy żeglugowe. Przełożyło się to na obniżkę stawek frachtowych, które pomiędzy lutym a kwietniem br. zmniejszyły się o ok. 25 proc.
Dodatkowo, spowodowany pandemią COVID-19 lockdown w Szanghaju trwał od 28 marca br. i oddziaływał na całą światową gospodarkę. 25-milionowa chińska metropolia dysponuje bowiem największym na świecie portem oceanicznym. Jego blokada skutkowała anulowaniem bądź opóźnieniami w dostawach towarów. Dopiero w środę, 1 czerwca władze Szanghaju zadecydowały o jej zniesieniu.
Analitycy rynku wskazują, że branża wciąż z niepokojem patrzy na Chiny, które od tygodni walczą z największym wzrostem zakażeń COVID-19 od początku pandemii w 2020 roku. Chińskie władze stosują radykalną politykę "zero COVID", wprowadzając twarde lockdowny i daleko idące obostrzenia. To zaś może ponownie skomplikować sytuację w branży transportu oceanicznego, która dopiero zaczęła się stabilizować po dwóch latach pandemii.
Przeciążenie i zamykanie portów z powodu koronawirusa, niedobory siły roboczej, brak nowych kontenerów i duży wzrost importu z Azji do Stanów Zjednoczonych spowodowały gigantyczne utrudnienia. Przewoźnicy nie byli w stanie zaspokoić ogromnego popytu na przewozy kontenerowe, co doprowadziło do rekordowego wzrostu stawek frachtowych, zatorów i opóźnień w dostawach. Jak podaje Sea Intelligence, jeszcze w kwietniu br. średnie opóźnienie statków na całym świecie wynosiło 6,4 dnia.
***