Wojna zwiększy inflację w Polsce. Sankcje to broń obosieczna
Jak przekonują ekonomiści, w najbliższych miesiącach inflacja w Polsce utrzyma się na wysokim poziomie, wynoszącym ok. 10%. Jednak nie brakuje opinii, że nie unikniemy dwucyfrowego wskaźnika. Z rosyjsko-ukraińską wojną związane są głównie takie ryzyka, jak wzrost cen energii na świecie oraz osłabienie naszej waluty. Ponadto pewne towary nie zostaną wyeksportowane do Rosji, co ma związek z sankcjami. Ale napływ ludności zza wschodniej granicy może złagodzić presję na wzrost wynagrodzeń. Eksperci wyjaśniają też, czy w obecnej sytuacji potrzebne będą zmiany podatkowe.
W przestrzeni publicznej coraz częściej pojawiają się pytania, czy wojna Rosji z Ukrainą spowoduje dalszy wzrost inflacji w Polsce. Jak prognozuje prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów, ta sytuacja zwiększy inflację i zmniejszy wzrost PKB. Jednak wiele zależeć będzie od tego, jak długo potrwa ten konflikt. Zdaniem eksperta, w I oraz II kw. br. wskaźnik wyniesie 8-9%. Ale niezależnie od tego, co się dzieje w Ukrainie, w pewnym momencie przestaną działać rządowe tarcze antyinflacyjne. Prawdopodobnie dojdzie do tego w trzecim kwartale, a pod koniec roku możemy mieć wynik w relacji rok do roku powyżej 10%.
Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc!
- Zgodnie z najnowszą projekcją NBP, inflacja znacząco wzrośnie. W br. roczna dynamika cen znajdzie się, z 50% prawdopodobieństwem, w przedziale 9,3-12,2% wobec 5,1-6,5% w projekcji z listopada 2021 roku. Jednak jest to projekcja przygotowana przy założeniu niezmienionych stóp procentowych. Wiele wskazuje na to, że one mogą nadal rosnąć, co działać może antyinflacyjnie. Stąd też z niektórych analiz wynika, że inflacja w całym 2022 roku nie przekroczy 10%, a w kolejnych latach będzie stopniowo spadać. Zarazem wielu analityków prognozuje inflację dwucyfrową. W związku z napadem Rosji na Ukrainę wszelkie tego typu prognozy obecnie obarczone są ogromną niepewnością. Na pewno im silniejsza będzie skala agresji, tym większe będzie ryzyko wzrostu inflacji oraz zakłóceń w łańcuchach dostaw - komentuje prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Z kolei prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, zwraca uwagę na ryzyko ukształtowania się płacowo-cenowej spirali inflacyjnej. Ono było bardzo poważne już przed rozpoczęciem problemu ukraińskiego, częściowo skutkiem prowadzonej od lat polityki gospodarczej promowania wzrostu płac i konsumpcji kosztem oszczędności i inwestycji. Według eksperta, mimo wielu niewiadomych, dwucyfrowej inflacji raczej nie unikniemy. Taki wskaźnik może być już w pierwszej połowie roku. Natomiast, jak długo się utrzyma dwucyfrowa inflacja, zależy od bardzo wielu czynników, o których dzisiaj nie mamy pojęcia. Ale jednym z nich z pewnością będzie polityka banku centralnego. Pojawia się pytanie, czy wreszcie przypomni sobie, że jego głównym obowiązkiem jest dbanie o wartość waluty, nawet jeśli to obniża popularność rządu.
- Inflacja utrzyma się na wysokim, blisko dwucyfrowym poziomie przez kilka miesięcy, chyba że nastąpi deeskalacja konfliktu, co na chwilę obecną wydaje się mało prawdopodobne. Uważam również, że głównym czynnikiem wzrostu inflacji będą ceny ropy i gazu, ale również ogromna fala uchodźców przyniesie przecież wzrost spożycia indywidualnego, wzrosną też wydatki państwa - stwierdza prof. Paweł Wojciechowski, były minister finansów.
Mówi się, że konflikt zbrojny będzie rodził procesy inflacyjne. Jak zaznacza prof. Witold Orłowski, są 2 elementy poważnego ryzyka. Pierwszy to już widoczny potężny wzrost cen energii na świecie. Tutaj rząd nie ma manewru, bowiem niedawno czasowo obniżył do zera akcyzę czy podatki nałożone na paliwa. A w pewnym momencie trzeba będzie to powrócić do poprzedniego stanu. Natomiast drugi element ryzyka to kurs walutowy. Póki co złoty nie uległ jeszcze bardzo silnemu osłabieniu, ale na dniach sytuacja może się pogorszyć.
- Możliwie najostrzejsze sankcje wobec Rosji są w obecnej sytuacji absolutnie uzasadnione, niezbędne, ale to niestety broń obosieczna. Zatrzymanie polskiego eksportu do Rosji przynajmniej częściowo dotknie naszych producentów, pomniejszy ich przychody. Będą musieli poszukiwać innych rynków zbytu. Jeżeli zechcą zwiększać sprzedaż na rynku krajowym, niewykluczone, że będą zmuszeni obniżać ceny. One mogą spadać, ponieważ zwiększać się będzie podaż. Zarazem eksporterzy z pewnością podejmować będą też działania ukierunkowane na pozyskiwanie nowych rynków zagranicznych, ale to wymaga dodatkowych nakładów i czasu - mówi prezes PTE.
Natomiast prof. Wojciechowski podkreśla, że wojna będzie również silnie osłabiała wzrost gospodarczy. Ostatnia podwyżka stóp procentowych o 0,75 pkt. proc. - w obliczu nowej prognozy NBP zakładającej bardzo wysoką inflację - świadczy o tym, że Rada nadal nie jest gotowa na bardziej agresywne podwyżki stóp procentowych. Oznacza to, że choć nie wpadniemy w recesję w tym roku, to również nie uda się zdusić inflacji. Zdaniem prof. Gomułki, na skutek obecnych turbulencji dojdzie do znacznego podwyższenia rynkowych stóp procentowych (WIBOR i marża), chociaż realne rynkowe stopy procentowe będą nadal ujemne. Główny ekonomista BCC przekonuje, że ważną kwestią będzie to, co się stanie z płacami. One wpływają bezpośrednio na koszty produkcji i w związku z tym na inflację mierzoną przez PPI (Production Price Index), która z czasem przekłada się na inflację CPI. Duży napływ pracowników z Ukrainy obniży nieco obecną presję płacową.
- Sytuacja na rynku pracy jest jednym z czynników proinflacyjnych. Pracodawcy mają bowiem problemy z pozyskiwaniem pracowników o odpowiednich kwalifikacjach. Brakuje ludzi. To w połączeniu z inflacją i rosnącą fluktuacją na rynku pracy skutkuje większą presją na wzrost płac. Ale nawet gdyby inflacja nie wzrastała, to i tak wielu pracodawców musiałoby podnosić wynagrodzenia, aby móc pozyskiwać nowych pracowników. Wiemy, że od wybuchu wojny przybyło z Ukrainy grubo ponad milion osób, głównie kobiet i dzieci. To z kolei może złagodzić napięcia na rynku pracy, a tym samym zmniejszyć presję na wzrost wynagrodzeń - dodaje prof. Mączyńska.
Do tego wszystkiego rodzą się pytania, czy w związku z obecną sytuacją Polska potrzebuje pilnych zmian w polityce makroekonomicznej i czy rząd nie powinien podnieść podatków oraz zmienić struktury wydatków. Prof. Orłowski podkreśla, że podatków dochodowych w naszym kraju nie można podnosić w ciągu roku. Ale istnieją inne rozwiązania, jak np. wprowadzenie dodatkowych danin czy podniesienie VAT-u. Ekspert przypomina swoje słowa, które wypowiedział ok. 2 miesiące przed rozpoczęciem wojny. Wtedy zaznaczył, że potrzebna jest pilna zmiana strategii polityki makroekonomicznej. I cały czas to stanowisko podtrzymuje.
- Wyższa inflacja przekłada się na większe dochody podatkowe VAT, CIT oraz PIT. W styczniu Ministerstwo Finansów poinformowało o wyjątkowo wysokich dochodach. Ale równocześnie zauważyło, że to są krótkoterminowe wzrosty i już w drugim kwartale nie będą tak duże. Na razie sytuacja w finansach publicznych nie jest zła. Tu ważne są koszty obsługi długu prywatnego i publicznego. Rosną one teraz z racji osłabienia złotego oraz dużego wzrostu wymaganych przez inwestorów rentowności. Od kilku kwartałów mamy też problem w postaci ujemnego bilansu handlowego obrotów bieżących, import jest większy niż eksport. Nie ma więc możliwości budowy rezerwy w postaci złota i większych zasobów dolarowych, tym bardziej że NBP uznało za konieczną wyprzedaż części rezerw w celu obniżenia spadku wartości złotego - analizuje prof. Gomułka.
Z kolei zdaniem prof. Mączyńskiej, jeszcze nie wiemy, czy konieczne będzie zwiększanie podatków. To zależy m.in. od tego, jak poradzimy sobie z imigrantami na rynku pracy. Ich zatrudnienie dostarczy podatkowych wpływów do budżetu. Ale równocześnie, w związku z wojną jaka ogarnęła Ukrainę, istnieje konieczność zwiększenia wydatków zbrojeniowych. Jak podkreśla prezes PTE, przejściowo może dojść do zwiększenia zadłużenia w budżecie państwa. Ale Polska wciąż jeszcze ma, jak to określił Międzynarodowy Fundusz Walutowy, przestrzeń do zwiększania długu publicznego.
- Widmo stagflacji wydaje się coraz bardziej prawdopodobne. Wobec takiego scenariusza, jeszcze bardziej potrzebne są działania wspierające inwestycje. Dlatego rząd powinien jak najszybciej powrócić na ścieżkę praworządności, zażegnać konflikt z UE oraz uruchomić środki z KPO - podsumowuje prof. Wojciechowski.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze