Wraki, które można zwiedzać. Czekają na nurków od wieków

Zanurzyć się pod wodę i przeżyć przygody? Do takich z pewnością należy zwiedzanie wraków statków i okrętów, które zatonęły na przestrzeni wieków. Kilka z nich spoczywa blisko wybrzeży Hiszpanii. Ich odkrywanie ma nawet swoja nazwę - nurkowanie wrakowe - i z roku na rok zyskuje coraz więcej adeptów.

Pragnący rozpocząć nurkowanie na wrakach mogą wybrać "Boreasa". Statek ten zatonął w 1989 roku na wysokości Palamós, kurortu na katalońskim wybrzeżu Costa Brava. Jednostka ma długą historię. Podczas II wojny światowej była niemieckim holownikiem. Później należała do amerykańskiej marynarki wojennej a po wojnie kupili ją przemytnicy narkotyków. 

Jednostka poszła pod wodę pod koniec lat 80-tych. Nie została jednak zniszczona podczas walki gangów ani pościgu policji. Kiedy była już w bardzo złym stanie, od przemytników odkupiły ją dwa kluby nurkowe. Potem celowo zatopiły, aby przekształcić "Boreas" w miejsce do nurkowania wrakowego.

Reklama

"Titanic" Morza Śródziemnego

Marzący o przygodzie podobnej do nurkowania we wraku "Titanica" mogą wybrać przylądek Cabo de Palos na południu Hiszpanii, w regionie Murcja. Tam, niespełna 40 metrów pod wodą, spoczywają pozostałości "Sirio" - włoskiego parowca, który zatonął w 1906 r. W katastrofie zginęło 400 osób, co czyni ten statek cywilnym wrakiem z najtragiczniejszą historią spośród wszystkich zalegających na dnie Morza Śródziemnego. 

Transatlantyk "Sirio" podzielił los wielu innych statków, które zatonęły w okolicy Cabo de Palos - zderzył się z ostrymi skałami na dnie morskim. Obecnie nurkowie mogą go zwiedzać. Ci, którzy to zrobili, ostrzegają jedynie, że parowiec jest prawie nie do poznania. Leżąc ponad wiek w ciepłych, przybrzeżnych wodach, obrósł morską florą. 

Amfory na dnie morza

Los podobny do "Sirio" spotkał "SS Stanfield" - niemiecki statek towarowy transportujący węgiel. On też uderzył w podwodne skały w okolicach przylądka Cabo de Palos. Do katastrofy doszło w 1916 r., podczas I wojny światowej, kiedy to statek płynął z Wirginii w Stanach Zjednoczonych do Włoch. Wrak polecany jest jedynie doświadczonym nurkom, gdyż zalega na głębokości ponad 60 metrów.

Ci zaś, którzy chcieliby poczuć się jak odkrywcy starożytnych skarbów, mogą wybrać na miejsce odpoczynku Villajoyosę, kurort w okolicach słynnego Alicante. Od prawie tysiąca lat w przybrzeżnych wodach zalega "Bou Ferrer". Ten handlowy statek z czasów Cesarstwa Rzymskiego transportował w I wieku n.e. ponad 2000 amfor. Były wypełnione "garum" - sosem ze sfermentowanych ryb, jednym z najważniejszych składników kuchni Starożytnego Rzymu. Po tylu wiekach amfory wciąż wypełniają ładownie statku i można je podziwiać. 

Wraki w Bałtyku

Wraki zalegają też na dnie Bałtyku - większość z nich o wiele głębiej od tych u wybrzeży Hiszpanii. Jednym z wyjątków jest duński zbiornikowiec "Svanhild" zwodowany w 1919 r. Pięć lat później zderzył się z S/S "Fortuna". Jego szczątki leżą na głębokości 40 m. Płytko, bo jedynie 16 m pod wodą, spoczywają szczątki trzymasztowego galeonu "Solen". Pływał on pod szwedzką banderą i został przerobiony na okręt wojenny. Zatonął w bitwie pod Oliwą, w 1627 roku. 

Nurkowanie wrakowe zyskuje coraz więcej zwolenników - między innymi dlatego, że sama przyjemność zejścia pod wodę jest poszerzona o historie każdego ze statków. Eksperci przypominają jednak, że ten rodzaj nurkowania wymaga opanowania techniki. Zachęcają, aby podwodne przygody rozpoczynać od prostych wraków, a "zwiedzanie" tych bardziej złożonych rozpoczynać w towarzystwie przeszkolonych przewodników.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wraki | nurkowanie | Morze Śródziemne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »