Wszyscy zrzucimy się na rolników
Rolnicy bardzie ufają św. Florianowi niż towarzystwom ubezpieczeniowym. Polisę od szkód spowodowanych przez klęski żywiołowe ma zaledwie 2 proc. gospodarstw.
Kiedy podczas powodzi w 1997 r. rolnicy załamywali ręce, że woda pustoszy ich pola, ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz powiedział im: "To trzeba się było ubezpieczyć".
Dzisiaj gospodarze też biją na alarm, bo upalne słońce niszczy zasiewy i uprawy warzyw. Gdyby nawet chcieli się ubezpieczyć to nie mogą, bo w Polsce towarzystwa ubezpieczeniowe nie mają w ofercie polis od szkód spowodowanych przez suszę. Ministerstwo Rolnictwa obiecuje, że to się zmieni. We wtorek rząd ma zająć się propozycją wprowadzenia dopłat do składek ubezpieczeniowych na wypadek suszy.
Mało przezorny naród
"Przezorny Zawsze Ubezpieczony" - hasło PZU wciąż jest jak najbardziej aktualne, ale niewielu bierze je sobie do serca. Polacy to jeden z najmniej przezornych narodów o czym świadczy niewielka liczba polis wykupywanych na wypadek nieszczęścia. Kupujemy tylko to co konieczne, czyli najczęściej OC komunikacyjne.
Jeszcze gorzej jest wśród rolników. Chociaż uprawy warzyw i zasiewy zbóż co jakiś czas pustoszą powodzie, grady i wichury większość gospodarz woli swoje plony powierzyć opiece św. Floriana niż towarzystwu ubezpieczeniowemu. Obecnie polisę od żywiołów ma zaledwie ok. 2 proc.gospodarstw, czyli ok. 30-40 tys. na 1,5 mln istniejących.
Za duża szkoda
Dlaczego tak mało? - Większość rolników, w tym i mnie, na takie ubezpieczenie nie stać - mówił w radiowej Trójce minister rolnictwa Andrzej Lepper.
Jest w tym stwierdzeniu sporo prawdy, gdyż większość gospodarstw wegetuje tak samo, jak wysuszone przez słońce tegoroczne plony. Ale nie wszystkie. Około 100 tys. rolników to przedsiębiorcy, którzy daleko odbiegają od stereotypu chudopachołka, bo zarządzane przez nich gospodarstwa obracają sumami nie mniejszymi niż w średniej wielkości firmy.
Poza tym od kilku lat rolnik może starać się o specjalne rządowe dopłaty do ubezpieczenia na wypadek szkód spowodowanych między innymi gradobiciem, huraganem, powodzią, ogniem i przymrozkami. Do tej pory polisa nie chroniła ubezpieczonego na wypadek szkód spowodowanych przez suszę.
- Żadne towarzystwo nie ma takiego ubezpieczenia w swojej ofercie, bo nawet największa firma nie może sobie pozwolić na asekurację takiego ryzyka. Co innego grad, czy huragan. Takie kataklizmy zdarzają się na ograniczonym obszarze. Susza dotyka zwykle wielkich połaci kraju - tłumaczy pracownik jednego z towarzystw ubezpieczeniowych.
W takiej sytuacji konieczna jest pomoc ze strony państwa. Tak jest np. w USA, gdzie w stanach nawiedzanych regularnie przez huragany, władze biorą na siebie wypłatę części odszkodowań. W Polsce rządy zgadzają się tylko dorzucić do składki ubezpieczeniowej.
- A jest ona bardzo niska - wyjaśnia nasz rozmówca z firmy ubezpieczeniowej.
Wysokość składki wynosi 3,5 proc. wartości plonów. Żeby towarzystwu ubezpieczeniowemu opłacało się sprzedać polisę to składka powinna być cztery, pięć razy wyższa.
We wtorek rząd ma się zająć propozycją dopłat do składek ubezpieczeniowych na wypadek szkód spowodowanych przez suszę. Ministerstwo Rolnictwa chce, by państwo zapłaciło 60 proc. kwoty. Rolnik - resztę.
Eugeniusz Twaróg