Wydajność 30 proc, płace kilka proc.
W Polsce do dziś funkcjonuje stereotyp związkowca, dla którego liczy się tylko wydarcie zarządowi czy dyrekcji kolejnych podwyżek dla załogi. Czy związkowcy w prywatnych firmach działają inaczej niż w państwowych? Czy bardziej czują się współgospodarzami niż roszczeniowo nastawionymi najemnymi pracownikami?
Wydajnośc Walka nie tylko o podwyżki
Dziś o położeniu związków zawodowych decydują m.in. zmiany na polskim rynku pracy. Emigracja zarobkowa i deficyt pracowników w wielu sektorach przemysłu spowodowały, że związkowcom nieco łatwiej upominać się o prawa pracownicze. Także dlatego, że wielu pracodawców zrozumiało, że o swe załogi trzeba dbać, by nie borykać się z problemami kadrowymi. Generalnie rzecz biorąc związki zawodowe w Polsce nie są już jednak tak silne, jak przed laty. W sektorze prywatnym nie mają takiego pola do działania, jak w państwowym. Wystarczy wspomnieć choćby o górnictwie czy elektroenergetyce. To dostrzegają związkowcy z firm państwowych. Także dlatego górnicze związki nie chcą słyszeć o jakiejkolwiek prywatyzacji górnictwa. Obawiają się bowiem, że przez nią mogłyby zostać w przyszłości znacznie osłabione.
- Mamy cały czas radykalne stanowisko w sprawie prywatyzacji górnictwa - mówi Bogusław Ziętek, przewodniczący Związku Zawodowego Sierpień 80. - Uważamy, że jakakolwiek prywatyzacja spółek węglowych jest niedopuszczalna. Także prywatyzacja poprzez giełdę. Nie warto dać się nabrać na mit gotówki, która jest rzekomo w zasięgu ręki. Zgoda na prywatyzację skończyłaby się ograniczeniem zatrudnienia w górnictwie. Za prywatyzacją poszłyby próby odebrania tych uprawnień, które górnicy jeszcze mają, a więc Barbórki czy czternastej pensji.
Obecnie do Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ) należy 800 tysięcy osób, do "Solidarności" 720 tysięcy, do Forum Związków Zawodowych 400 tysięcy - w sumie ok. 11 proc. pracowników. To niewiele, zważywszy, że na przykład w krajach skandynawskich do związków należy przeszło 80 proc. pracujących. Problemów, przed którymi stoją związki zawodowe, jest dziś mnóstwo. Wśród nich m.in. emigracja zarobkowa, fałszywe samozatrudnienie i bezrobocie.
- Kiedy bada się sytuację w polskich przedsiębiorstwach, wyraźnie widać, że związki zawodowe wcale nie są znaczącym hamulcowym - ocenia prof. Juliusz Gardawski, kierownik Katedry Socjologii Ekonomicznej SGH, od lat zajmujący się problematyką związków. - Wokół nas krąży wiele stereotypów, stawiających związki zawodowe w niekorzystnym świetle. A pozytywne aspekty działalności związkowej nie są rozpowszechniane w mediach.
Pracownicy starają się walczyć o swoje, powstają więc organizacje związkowe w coraz nowych miejscach. W marcu powstała "Solidarność" w łódzkich zakładach Coca-Coli. Powstała w konspiracji, bo pracownicy obawiali się reakcji pracodawcy. Często w prywatnych firmach uderza się w związkowych liderów, by ukrócić działanie związków. W poznańskiej Jutrzence szefa "Solidarności" Dariusza Skrzypczaka zwolniono dyscyplinarnie za ostre krytykowanie zarządu. Inspektorzy pracy stwierdzili, że zwolnienie odbyło się z rażącym naruszeniem prawa, więc sąd przywrócił Skrzypczaka do pracy. Jednak nie mógł wejść na teren zakładu, bo dla związku wynajęto lokum poza terenem przedsiębiorstwa. W Polsce głośno od paru lat o nieprawidłowościach występujących w wielkich sieciach handlowych.
Jednak są również prywatne przedsiębiorstwa, gdzie związki zawodowe rosną w siłę i skutecznie domagają się podwyżek płac. W polkowickiej fabryce Volkswagena pracodawca zgodził się na podniesienie zarobków, a także na podniesienie świadczenia urlopowego. Od 1 lipca pracownicy Volkswagen Motor Polska dostaną pensje o pięć procent wyższe. Od stycznia przyszłego roku płace mają wzrosnąć o kolejne cztery procent.
Negocjacje z władzami firmy trwały od 20 marca. - Od początku byliśmy nastawieni na dialog - mówi Dariusz Dąbrowski, szef "Solidarności" w VW Motor Polska. - Firma osiąga ogromne zyski, natomiast załoga nie ma w tym żadnego udziału. Tego nie można było zaakceptować. Po konsultacjach podjęliśmy decyzję, że 14 maja będziemy organizować 15-minutowe pikiety.
14 maja na każdej zmianie załoga przerywała pracę na kwadrans. Związkowcy zapowiedzieli, że jeżeli akcja skończy się fiaskiem, to zorganizują referendum, w którym załoga wypowie się na temat podjęcia strajku generalnego.
Także związkowcy z gliwickiej fabryki Opla odnieśli sukces, wywalczając dla załogi premie. Podpisane w tej sprawie porozumienie zakończyło niedawno trwający od lutego spór zbiorowy.
Załoga gliwickiego Opla otrzyma po 2,5 tys. zł brutto bonusu płacowego. Pieniądze zostaną wypłacone w dwóch ratach - w lipcu i we wrześniu. Związkowcy domagali się 3,5 tys. zł, dyrekcja proponowała ok. 2 tys. zł.
- Udało się wypracować kompromis, o przyjęciu którego zdecydowała załoga firmy podczas masówek - podkreśla szef zakładowej "Solidarności" w gliwickim Oplu Sławomir Ciebiera. I dodaje, że na początku 2007 roku w dyrekcji GM Manufacturing Poland nawet nie chcieli słyszeć o dodatkowych pieniądzach dla załogi. To prawda. Jacek Żarnowiecki, dyrektor personalny gliwickiej fabryki, zwracał już wcześniej uwagę na fakt, że średnia płaca pracowników produkcji wynosi w Oplu 3 tysiące 300 zł.
- Pomimo takiej płacy jest spór i domaganie się od maja 500-złotowej podwyżki - zżymał się Jacek Żarnowiecki 13 kwietnia w trakcie katowickiej konferencji "Warto pracować w Polsce" zorganizowanej przez redakcję "Nowego Przemysłu".
- Na razie nie mamy odpływu ludzi, nie odczuwamy skutków emigracji - zaznaczał. - Rotacja utrzymuje się u nas na poziomie 6 proc. w skali roku. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku branży motoryzacyjnej nie ma aż takiego boomu. Rynek sprzedaży jest trzykrotnie mniejszy niż w 1999 roku. W branży zauważalny już jest przepływ mocy produkcyjnych z zachodu na wschód. Po prostu koncerny chcą obniżać koszty. Opel staje do przetargu na przejęcie zakładu produkcyjnego w Rumunii. Pod koniec przyszłego roku być może ruszy też produkcja w Rosji. Niebawem inni będą mieć swoje pięć minut, bo będą tańsi.
Ostatecznie związkowcy z gliwickiego Opla wywalczyli dodatkowe pieniądze dla załogi. I zapowiadają, że to nie koniec ich starań o wyższe pensje. - Tuż po wakacjach zaczniemy walczyć o przyszłoroczne podwyżki - zaznacza Sławomir Ciebiera.
Wcześniej podwyżki wywalczyli związkowcy z "Solidarności" w Fiat-GM Powertrain Polska, spółce zatrudniającej ok. 1400 osób. "Solidarność" weszła w spór zbiorowy z dyrekcją 19 kwietnia 2006 roku. Żmudne negocjacje nie przynosiły żadnych efektów. Ostatecznie podpisano porozumienie - od 1 marca br. pracownicy spółki otrzymali podwyżki w wysokości 260 zł brutto, a także 240 zł jednorazowej premii. Ponadto od 1 stycznia 2008 roku płace mają wzrosnąć o kolejne 60 zł, a pracownikom mającym umowy czasowe o pracę zmieniono je na umowy na czas nieokreślony.
- Istotne, że związkowcom udało się wywalczyć podwyżki, a także zmienić niekorzystne umowy o pracę - podkreśla z uznaniem Władysław Molęcki, wiceprzewodniczący śląsko-dąbrowskiej "Solidarności".
Związkowcy wywalczyli też podwyżki w Celsie Hucie Ostrowiec. Wynegocjowano wzrost wynagrodzeń dla hutników pracujących na trzy zmiany; ponadto pracownicy huty otrzymali większe pensje z okazji Dnia Hutnika.
Także w zatrudniającej 1700 osób fabryce International Paper Kwidzyń było ostatnio niespokojnie. Pod koniec maja zakończył się w niej spór o wysokość wynagrodzeń, choć wydawało się, że dojdzie do strajku. Trwający trzy miesiące konflikt między związkowcami i dyrekcją fabryki zakończyło podpisanie porozumienia, na mocy którego wszyscy zatrudnieni dostaną 220 złotych podwyżki, a ponadto zyskają możliwość otrzymania premii motywacyjnej, o której mają decydować kierownicy poszczególnych wydziałów.
- Zakończyliśmy spór zbiorowy, podpisując porozumienie - zaznacza Marek Krzykowski, prezes zarządu International Paper Kwidzyn. - W toku negocjacji udało się nam dojść do kompromisu.
Około 90 proc. pracujących w International Paper Kwidzyn należy do związków, co jest fenomenem w gronie sprywatyzowanych przedsiębiorstw przemysłowych.
Przykładem rozwoju działalności związkowej są też podwrocławskie zakłady LG Electronics. Po kilku miesiącach działalności "Solidarność" w Heesung Electronics zrzesza ok. 120 osób na 900 zatrudnionych.
Prywatni bardziej racjonalni
Według Andrzeja Arendarskiego, szefa Krajowej Izby Gospodarczej, obecnie mamy do czynienia ze wzrostem znaczenia związków zawodowych.
- Wskutek emigracji zarobkowej mamy rynek pracobiorcy, więc związki zawodowe mogą śmielej stawiać żądania - podkreśla Andrzej Arendarski. - Jednak związki zawodowe w prywatnych firmach zachowują się bardziej racjonalnie niż w państwowych. W prywatnym przedsiębiorstwie mamy raczej do czynienia z chęcią szukania kompromisu i atmosferą koncyliacyjną, natomiast w firmach państwowych niemal zawsze jest chęć konfrontacji. Ponadto w przypadku firm prywatnych właściciele nie zawsze uginają się przed związkowymi roszczeniami, natomiast w przedsiębiorstwach państwowych często ich dyrekcje godzą się na realizację nazbyt wygórowanych postulatów. Stąd należałoby jak najszybciej dokończyć prywatyzację gospodarki.
Andrzej Arendarski zwraca uwagę na to, że związki zawodowe - poza górnictwem czy elektroenergetyką - nie będą się już rozwijać. Tym bardziej że w normalnie zarządzanych prywatnych przedsiębiorstwach pracownicy odczuwają korzyści płynące z rozwoju firm, w których są zatrudnieni. Tym bardziej teraz, kiedy w różnych dziedzinach gospodarki na rynku brakuje fachowców.
- Jeśli za wzrostem płac nie pójdzie wzrost wydajności, to czekać nas będą negatywne dla gospodarki skutki - ostrzega Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. - Dla potencjalnych inwestorów wzrost kosztów pracy w Polsce ma niebagatelne znaczenie. Jeżeli taka tendencja utrzymałaby się w dłuższym czasie, miałoby to wpływ na obniżenie konkurencyjności polskiej gospodarki.
J. Mordasewicz wskazuje przy tym na gospodarkę Węgier, która wyhamowała m.in. ze względu na fakt, iż wzrostowi płac nie towarzyszył wzrost wydajności pracy.
Piłują gałąź, na której siedzą
- Sytuacja w przedsiębiorstwach będzie się z czasem cywilizować - ocenia prof. Juliusz Gardawski. - Instytucje unijne mocno promują bowiem dialog społeczny. Związkowcy z największych central domagają się podwyżek płac. "Solidarność" prowadzi akcję "Niskie płace barierą rozwoju Polski".
- Pracodawcy podpiłowują gałąź, na której sami siedzą - mówi przewodniczący "Solidarności" Janusz Śniadek. - Uciekanie od stałego stosunku pracy to dobijanie polskiego rynku pracy. U nas istną plagą jest samozatrudnienie czy zatrudnienie na czarno.
Coraz więcej Polaków wyjeżdża do pracy za granicę. Czy jest sposób, by ich zatrzymać?
- Różne czynniki decydują o exodusie Polaków za granicę - zaznacza Janusz Śniadek. - Ale najważniejszym z nich są niskie płace w Polsce. Żeby poprawić sytuację, trzeba zmniejszać przepaść płacową między Polską, a krajami Europy Zachodniej. Jeżeli tego dystansu płacowego nie zmniejszymy, to nie poradzimy sobie z emigracją zarobkową Polaków, ona będzie się stale nasilać.
Według Janusza Śniadka, opinie pracodawców wskazujące, że koszty pracy w Polsce są za wysokie, wpisują się w pewien stereotyp.
- Pracodawcy krzyczą, że u nas koszty pracy są zbyt wysokie - mówi Śniadek. - Jednak w Polsce są średnio sześciokrotnie niższe płace niż w Europie Zachodniej. Pracodawcy podnoszą głos, ale tu chodzi o kilka, bądź kilkanaście procent, podczas gdy różnice w zarobkach wynoszą kilkaset, np. 600 procent. "Solidarność" postuluje, by wzrost płac w Polsce nadążał za wzrostem wydajności pracy. I co?! W ostatnich latach nastąpił wzrost wydajności o około 30 proc., a wzrost płac zaledwie o kilka procent. I to nie we wszystkich firmach.
- U nas ciągle mówi się o potrzebie elastyczności pracy, o samozatrudnieniu - wylicza Śniadek. - A o dobrego i sumiennego pracownika pracodawca powinien dbać. Dla dobra własnego i dobra własnej firmy.
- Płace w Polsce są obecnie bardzo niskie - przyznaje prof. Zofia Jacukowicz z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. - Oczywiście nie sposób ustawowo zobowiązać pracodawców, by płacili więcej, ale należy głośno mówić o potrzebie podniesienia zarobków.
Związki zawodowe w firmach prywatnych są, tak samo jak w państwowych, nastawione na wywieranie presji na pracodawcę w celu poprawy płac i warunków pracy. To oczywiste, na tym polega działalność związkowa. Zasadnicza różnica jest taka, że związkowcy "prywatni" lepiej widzą ograniczenia i uwarunkowania, jakim podlegają właściciele. Są więc bardziej realistami. Jak się wydaje, dobrą szkołą może być dla związków negocjowanie pakietów socjalnych przy prywatyzacji. Ale sytuacja na rynku pracy zmienia dynamicznie układ sił, także w firmach prywatnych.
Jerzy Dudała