Wynagrodzenia. Ekonomiści: Presja płacowa systematycznie narasta
W wielu działach gospodarki płace były niższe w sierpniu niż w lipcu i to pomimo ponad 9-proc. wzrostu w skali roku. Część pracowników w kieszeniach wciąż ma tyle samo pieniędzy, ile miała w czerwcu lub w maju. To wahanie sezonowe, związane z urlopami - uważają ekonomiści. Ich zdaniem presja płacowa narasta powoli, ale systematycznie.
Prawie cztery procent wynosiła w sierpniu siła nabywcza płac osób pracujących w firmach i instytucjach zatrudniających od dziesięciu osób w ciągu roku. O tyle więcej realnie (czyli po odjęciu inflacji) była wyższa niż rok wcześniej. Przeciętnie zarabialiśmy ponad 5,48 tys. zł brutto, czyli nieco ponad 4,1 tys. zł netto). Nominalny wzrost (czyli taki, który nie uwzględnia wzrostu cen) wyniósł 9,5 proc. Takie dane podał niedawno GUS.
Analiza płac w poszczególnych działach gospodarki pokazuje, iż w niektórych ludzie zarabiają tyle samo co późną wiosną. Jest tak w firmach produkujących napoje, specjalizujących się w produkcji metali, czy w branży motoryzacyjnej. Z danych GUS wynika także, że płace w większości branż w sierpniu były niższe niż w lipcu. Działo się tak nieznacznie w całym przetwórstwie przemysłowym, w którym średnia płaca była o ponad 8 zł niższa w sierpniu niż w lipcu. Największe, powyżej 5-proc., różnice dotyczyły firm z branży tytoniowej oraz zajmujących się obsługą rynku nieruchomości. Mniejsze: handlu hurtowego i detalicznego, budownictwa, firm zajmujących się dostawa wody i gospodarowaniem ściekami, produkujących maszyny, wyroby z gumy czy chemikalia, zajmujących się poligrafią czy produkcją papieru.
- To są wahania sezonowe - zauważa Konrad Soszyński, ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego. - Gdy popatrzymy na dane odsezonowane, czyli pozbawione elementów statystycznych, to wzrost płac jest wyraźny, to stała tendencja.
Wahania wynikają z kilku przyczyn. Jedną jest to, iż w czerwcu i w lipcu część firm wypłaciła premie. Inna jest specyfika pracy latem.
- Stałe są wahania płac latem. To czy płace są wyższe w lipcu, czy w sierpniu zależy po części od tego, który miesiąc staje się dla firm produkcyjnych "wakacyjny". Wciąż w części przedsiębiorstw produkcyjnych większość załogi lub cała ma urlop w tym samym terminie. Bardziej opłacalne jest wygaszenie produkcji niż utrzymywanie jej w jakimś ułamku - tłumaczy Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. Jego zdaniem w tym roku był to lipiec, a w zeszłym sierpień. - W zeszłym roku po wiosennych ograniczeniach i obostrzeniach firmy w czerwcu i w lipcu chciały nadgonić straty. Starały się więc przenieść urlopy na sierpień - podkreśla ekonomista i zwraca uwagę na to, iż spadek płac sezonowych latem był niewielki: - Spodziewałem się większego - dodaje Soroczyński. Jego zdaniem wysoka ogólna dynamika wzrostu płac wynika po części stąd, że firmy już wyraźnie "podkupują" sobie nawzajem pracowników. Dzieje się tak w przedsiębiorstwach z tej samej branży i w różnych.
- W zeszłym roku pracownicy firm usługowych, gastronomii, turystyki, znajdowali pracę w firmach produkcyjnych. W tym roku, gdy obostrzenia pandemiczne są mniejsze, firmy usługowe poszukują pracowników. Ci jednak wolą pracować przy produkcji. Mają tam umowy o pracę i jedno wynagrodzenie, a nie dość "poszatkowane" i po części uznaniowe. Jeśli więc mają wrócić to potencjalny pracodawca musi zaproponować im wyższa płacę - tłumaczy Piotr Soroczyński. Ten trend widoczny był na przykład w "paragonach śmierci" jak klienci i turyści w smutnych żartach nazywali ceny w lokalach gastronomicznych w miejscowościach turystycznych.
Konrad Soszyński zwraca uwagę na dwie dodatkowe kwestie: sytuację demograficzną oraz charakterystykę kształcenia w Polsce. - Ludzie z roczników boomu urodzeniowego powoli zbliżają się do wieku emerytalnego. Zaś wśród absolwentów szkół średnich i wyższych liczba humanistów znacząco przewyższa liczbę ludzi z technicznymi czy produkcyjnymi kwalifikacjami - podkreśla ekonomista. Dodaje, że jeśli w firmach będzie brakowało specjalistów, niewielu będzie ich na rynku, to presja na oferowanie im coraz wyższych wynagrodzeń będzie rosła.
Aleksandra Fandrejewska