Wyższe składki za brak badań?
Niezależnie od tego, na jakie rozwiązania postawią politycy w związku ze starzeniem się społeczeństwa, ich realizacja może się rozbić o brak ludzi i środków - tłumaczyli 14 maja eksperci zajmujący się polityką senioralną na konferencji "System ochrony zdrowia a aktywizacja zawodowa osób 50+".
Warto postawić prowokujące pytanie - czy państwo może podjąć kroki polegające na zmuszeniu obywateli do dbania o zdrowie? Na przykład w postaci wyższych składek dla tych, którzy tego nie robią (choćby poprzez nieuczestniczenie w badaniach profilaktycznych)? - zastanawiał się Maciej Duszczyk, zastępca dyrektora Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego.
Wskazywał, że przykładem rozwiązania, które w pewnym sensie podążało tym tropem, jest tzw. becikowe. Warunkiem wypłaty tego świadczenia jest zgłaszanie się kobiet do ginekologa na odpowiednio wczesnym etapie ciąży.
- Daleki jestem od tego, by wyposażać państwo w jakiekolwiek instrumenty opresyjne - odpowiadał prof. Bogdan Wojtyniak, z-ca dyr. Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny. - Powinno ono raczej skupić się na ułatwieniu obywatelowi zadania, jakim jest dbanie o zdrowie i prowadzenie zdrowego trybu życia. Bałbym się przerzucania całej odpowiedzialności za stan zdrowia na ludzi, raczej skupiłbym się na wzmocnieniu działań podejmowanych przez państwo.
Również Danuta Jazłowiecka, europosłanka PO, wiceprzewodnicząca Komisji Zatrudnienia i Spraw Socjalnych w Parlamencie Europejskim, dawała inną receptę na skłonienie obywateli do lepszej dbałości o własne zdrowie.
- Zastanowiłabym się nad lepszym wykorzystaniem potencjału, który już mamy. Chodzi np. o wzmocnienie roli lekarzy zajmujących się medycyną pracy. Kolejnym wyzwaniem powinno być zacieśnienie współpracy między ochroną zdrowia, samorządowcami, pracodawcami - wskazała.
- Powinniśmy także uświadamiać pracodawców, jak cennymi pracownikami są osoby po 50. roku życia - dodała. - Należy też walczyć ze stereotypami dotyczącymi osób w tej grupie wiekowej. Na przykład, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie chodzą one częściej na zwolnienia lekarskie niż osoby młodsze.
Jak zaznaczał poseł Michał Szczerba (PO), przewodniczący sejmowej komisji polityki senioralnej, państwo już podejmuje działania, które mają wspierać obywateli w dbaniu o stan zdrowia.
- Chodzi np. o nowelizację ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia regulującą kwestię żywności sprzedawanej w sklepikach szkolnych. Kolejnym aktem prawnym bardzo ważnym z punktu widzenia tego typu działań jest ustawa o zdrowiu publicznym, zawierająca wiele elementów związanych z polityką senioralną.
Dodawał, że trzeba także pamiętać, iż polityka senioralna to nie tylko polityka dotycząca ludzi starych. Swoim zakresem obejmuje ona także przygotowanie do starości.
Również zdaniem profesora Marka Góry z SGH, jednego z twórców reformy emerytalnej z 1999 r., opresyjne zachowania ze strony państwa nie są dobrym rozwiązaniem.
- Zasadniczo jestem ich przeciwnikiem - tłumaczył. - Możemy jednak założyć, że w pewnych okolicznościach dbanie o zdrowie jest sprawą społeczną. I w tej sytuacji rozwiązaniem nie jest jednak wymaganie od ludzi, by płacili wyższe składki. Ale możemy wyobrazić sobie sytuację, w której przejście rutynowych badań jest warunkiem ich niepodwyższania.
Zuzanna Grabusińska, wicedyrektor Departamentu Polityki Senioralnej z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, wyjaśniała, że działania państwa w tej chwili nie skupiają się na stosowaniu jakichkolwiek sankcji. Stawia ono raczej na edukację, zarówno dzieci, jak i osób starszych. - Wierzę w mądrość społeczeństwa - mówiła.
Prof. Piotr Hoffman, prezes elekt Polskiego, Towarzystwa Kardiologicznego przekonywał, że postulaty dotyczące wzrostu popularności badań profilaktycznych wśród obywateli powinny uwzględniać jeden element, który może zaważyć na skuteczności całego projektu.
- Dobrze, że obywatele będą robili badania, ale ktoś jeszcze będzie musiał wyniki tych badań odczytać i zinterpretować. A kto się tym zajmie, jeżeli polscy lekarze również się starzeją? Proszę też pamiętać, że już w tej chwili oczekiwanie na specjalistę średnio trwa kilka miesięcy - przypominał.
Prof. Wojciech Hanke, zastępca dyrektora Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi: - Na tej sali padły słowa dotyczące medycyny pracy. Dlatego w tym miejscu chciałbym przypomnieć o kilku faktach dotyczących tego, na jakich zasadach ta specjalizacja funkcjonuje w tej chwili. Proszę pamiętać, że obecnie zadaniem lekarza medycyny pracy nie jest leczenie, lecz ocenianie stanu zdrowia osób zgłaszających się na badania. Jeżeli chcemy lepiej wykorzystać potencjał, jaki z punktu widzenia zdrowia całej populacji mają te badania, powinniśmy np. zwiększyć współpracę medycyny pracy z lekarzami POZ.
Więcej informacji w miesięczniku "Rynek Zdrowia"