Za 10 lat w Polsce ocaleje 6-7 kopalń
Polski rząd pod presją związków zawodowych bardzo szybko wycofał się z planów zamykania kopalń. Nie pierwszy raz, ale decyzji nie da się uniknąć. Koszty obciążające podatników rosną dramatycznie.
Ten rok będzie fatalny, a skala dofinansowywania kopalń olbrzymia. Spadek wydobycia węgla kamiennego w maju wyniósł 40 proc. licząc rok do roku. Jednak są to wyniki sprzed decyzji rządu o zamykaniu kilkunastu kopalń z powodu koronawirusa, a więc te spadki okażą się jeszcze większe.
Wydobycie polskiego węgla spada od czterdziestu lat, natomiast efektywność fluktuuje. Mamy za duże zdolności wydobywcze w porównaniu do krajowego popytu, a eksport jest nieopłacalny.
- Ta efektywność obecnie jest najgorsza od kilkunastu lat, natomiast koszty wydobycia są najwyższe w historii polskiego górnictwa i należą do najwyższych na świecie - mówi w rozmowie z MarketNews24 Bartłomiej Derski, ekspert WysokieNapiecie.pl. - W tych warunkach nie da się sprzedawać węgla nie tylko na krajowym rynku.
Gdy sytuacja górnictwa dochodziła do skraju niewypłacalności decydowano się na zamykanie kopalń. Takie sytuacje powtarzają się mniej więcej w cyklach pięcioletnich. Rząd PiS zapowiadał wprawdzie, że będzie ponownie otwierał kopalnie zamykane przez PO, ale nic takiego się nie stało.
Dziś mamy do czynienia ze stagnacją w zatrudnieniu, ale przy spadku wydobycia nieuniknione są kolejne cięcia etatów.
Najbardziej nierentowne kopalnie pogarszają drastycznie wyniki całego górnictwa. I nie tylko Polskiej Grupy Górniczej, zmuszonej do przejęcia nierentownych kopalń, ale także Tauron SA.
- Za 10 lat na rynku pozostanie zaledwie kilka kopalń. Bogdanka na Lubelszczyźnie i 5-6 kopalń na Górnym Śląsku - ocenia ekspert. - Do 2050 r. nie będzie śladu po polskim górnictwie - dodaje.
W lepszej sytuacji są kopalnie wydobywające węgiel koksujący. Jednak zmiany ze względów ekologicznych, wprowadzany przez UE New Green Deal, są nieuniknione.