Zabawa mniej ryzykowna?
Zabawki mają być bezpieczniejsze. Właśnie weszła w życie dyrektywa poprawiająca ochronę dzieci przed niebezpiecznymi zabawkami. A jest przed czym chronić: w teście zabawek z listopada 2010 r. ostrzegaliśmy przed toksycznymi substancjami w misiu, lalce, lokomotywie i wielu innych produktach dla dzieci.
Test wykazał, że również produkty markowe truły. Tylko osiem spośród 50 zabawek było wolnych od szkodliwych substancji.
Nowa dyrektywa również porusza kwestię szkodliwych substancji. Nie mogą one znajdować się w "dostępnych" elementach zabawek. Wyjątkowo szkodliwe metale ciężkie, jak na przykład ołów, mogą uwalniać się z zabawek jedynie w niewielkich ilościach. Niemniej jednak i te ilości są uważane przez wielu ekspertów za zbyt wysokie. Ołów, nawet w małej dawce, może uszkadzać mózg, kadm z kolei - nerki.
Obniżony został też dopuszczalny limit dla uwalnianego z zabawek niklu, ale już dla kontaktu niklu ze skórą nowa dyrektywa nie ustanawia żadnego limitu. Tymczasem organizmy około 10 proc. dzieci są wrażliwe na ten metal. Często dotykanie przez nie niklu prowadzi do powstania alergii kontaktowej już na całe życie.
W teście zabawek, który opublikowaliśmy, znajduje się lista najczęściej wykrywanych w zabawkach szkodliwych substancji, a także ranking z nazwą, zdjęciem i wynikami badań każdego z 50 przetestowanych produktów.
Dużym minusem nowej dyrektywy jest długi, bo aż dwuletni, okres przejściowy pozwalający, by w zabawkach nadal znajdowały się niebezpieczne, w tym również rakotwórcze, związki chemiczne. Nowe przepisy będą obowiązywać dopiero tych producentów, którzy swoje wyroby wprowadzą na rynek od 20 lipca 2013 r.
Test zabawek z listopada 2010 r. wykazał, że w 34 przebadanych produktach znajdowały się policykliczne węglowodory aromatyczne (w skrócie PAH). Laboratorium wykryło je między innymi w niemal wszystkich testowanych pluszakach i w 11 zabawkach z drewna. W większości przypadków zabawki zawierały od 1 do 10 mg związków PAH, w tym również rakotwórczego benzopirenu czy chryzenu. Dopuszczalna w zabawkach ilość benzopirenu, która wynosi 100 mg/kg, jest krytykowana przez wielu jako zbyt wysoka.
Zgodnie z nowymi przepisami producenci będą musieli umieszczać na zabawkach z małymi elementami, które łatwo połknąć, wyraźne i czytelne ostrzeżenia. To dotyczy na przykład zabawek w jajkach niespodziankach.
Podobnie jest z substancjami zapachowymi, które mogą powodować alergie - o nich też producenci muszą nas wyraźnie informować. Najsilniej alergizujące substancje zapachowe mogą znajdować się w zabawkach jedynie w niewielkich ilościach.
Ograniczenia dotyczą także zabawek elektrycznych. Mogą one być napędzane tylko ściśle określonym napięciem.
Konsumenci mogą kierować się podczas kupowania zabawek licznymi atestami. Znak CE producent musi na zabawkach umieszczać obowiązkowo. Daje on tym samym gwarancję, że stosuje się do wszystkich obowiązujących go w Unii Europejskiej przepisów (a przynajmniej tak sądzi). Ale na oznaczeniu CE nie ma co polegać - w teście zabawek każdy z 50 produktów miał ten znak, w tym i te zawierające toksyczne substancje.
Inny znak - GS (z niem. Geprüfte Sicherheit, czyli potwierdzenie bezpieczeństwa) - jest dobrowolny i nadawany, gdy niezależne laboratorium potwierdzi, że zabawka zachowuje wymagania odpowiednich norm. Istnieją też znaki jakości przyznawane przez niemiecki TÜV czy LGA. One również świadczą o przeprowadzeniu niezależnych badań bezpieczeństwa.
Więcej na: www.Pro-Test.pl