Zaplecze górnictwa szuka nowych rynków eksportowych
Firmy z górniczego zaplecza coraz intensywniej szukają nowych rynków zagranicznych. Wiedzą bowiem, że od tego, czy je zdobędą, najpewniej zależy ich przyszłość. Czy w rządzie też o tym wiedzą?
Czy na przykład Pakistan albo Mongolia mogą stać się atrakcyjnymi rynkami zbytu dla polskich przedsiębiorstw działających na zapleczu przemysłu wydobywczego? Czy współpraca z tamtejszymi firmami górniczymi może mieć istotny wpływ na ich najbliższe i dalsze plany rozwoju? Takie pytania, poniekąd rutynowo, stawia się już od dawna. Teraz, oprócz nich, coraz częściej stawiane jest i to: Czy można tam zdziałać coś sensownego bez wsparcia państwa? Jest ono całkiem zasadne, zwłaszcza jeśli się zważy, że Polska w Karaczi i w Ułan Bator nie ma nawet placówek dyplomatycznych.
- Wsparcie dyplomatyczne jest istotnym czynnikiem, liczącym się na rynkach zagranicznych - przyznaje prezes Kopeksu Józef Wolski. Ale dodaje też, że jego brak nie przekreśla szans na zdobywanie zagranicznych rynków zbytu. - Znacznie istotniejsza jest ugruntowana przez lata pozycja na danym rynku, znajomość lokalnych uwarunkowań.
Henryk Stabla, prezes Carboautomatyki, zajmuje podobne stanowisko. Przekonuje, że dyplomatyczne wsparcie jemu także przydałoby się przy zabieganiu o kontrakty choćby właśnie w Mongolii czy też w Kazachstanie.
- Szczególnie teraz, gdy trzeba myśleć o zwiększeniu zaangażowania na rynkach, których dotąd nie zaliczano do tych wiodących - dodaje.
Oczywiście obaj szefowie tych znanych i szanowanych spółek mają rację. Jednak obaj mają też niewątpliwie świadomość tego, że owe odległe, azjatyckie rynki wciąż są egzotyczne nawet dla nich.
- Dążymy do zwiększenia przychodów z eksportu. Jednak w tej chwili nasza pozycja w Pakistanie i w Mongolii nie jest tak mocna, żebyśmy mogli w najbliższym czasie spodziewać się podpisania znaczących kontraktów. - kontynuuje swój wywód Józef Wolski.
W tych okolicznościach główny impet lepiej więc skierować tam, gdzie jest się już znaną marką. Choć i wówczas czasem można się rozczarować. Oto w atlasie strategów Kopeksu szczególne miejsce zajmuje oczywiście Rosja. Tam firma z Katowic jest ceniona. Ostatnio nic z tego jednak konkretnego nie wynikało. Mówi się wprost o uśpieniu tego wielkiego rynku.
- Nie przegrywamy na nim z konkurencją. Po prostu producenci maszyn i urządzeń dla górnictwa nie podpisują tam ostatnio nowych umów. Rosja wciąż jednak pozostaje jednym z naszych najważniejszych partnerów.
- W naszym przypadku eksport do Rosji też znacząco zmalał, a na Ukrainę spadł niemal do zera - potwierdza oceny prezesa Kopeksu Henryk Stabla. - Trudno czymkolwiek zrekompensować dochody, które przynosiły tam zawierane kontrakty.
Kopex stara się więc między innymi intensywnie dyskontować swoje sukcesy, które już wcześniej odnosił w Chinach, na największym rynku górniczym świata: - Tam z kolei konkurencja jest ogromna. Ale udaje się nam z nią wygrywać. Przede wszystkim jakością.
Niezłe widoki na sukces roztaczają się przed Kopeksem także w Ameryce Południowej. Renomę wypracował sobie w Argentynie. Spółka podpisała tam w lutym kontrakt opiewający na kwotę prawie 240 milionów złotych. - Liczymy również na zdyskontowanie naszych inwestycji na rynku australijskim - dodaje jeszcze szef Kopeksu.
Prezes Carboatomatyki podkreśla, że jego ludzie nie zasypiają gruszek w popiele. - Oczywiście staramy się zwiększyć zaangażowanie na rynkach zagranicznych, organizujemy liczne misje gospodarcze. Pewne efekty tych zabiegów są już widoczne. Ale dodaje też konsekwentnie: - Jednak zwiększenie wsparcia państwa na pewno uczyniłoby je bardziej znaczącymi.
Czy zatem polskie przedsiębiorstwa mogą nadal istnieć i rozwijać się za granicą, w nowych, coraz trudniejszych warunkach ekonomicznych, i to nie tylko jako dostawcy maszyn i urządzeń, lecz również jako uznani i atrakcyjni kontrahenci uczestniczący w realizacji najpoważniejszych inwestycji? Na przykład jako generalni wykonawcy kontraktów na budowę kopalń i zakładów przetwórczych? Owszem, mogą.
Jednak, choć prezes Wolski mówi o planach zwiększania dochodów z przedsięwzięć eksportowych, większość przychodów Kopeksu z segmentu usług dla górnictwa pochodzi z kraju. Dlaczego? Ano dlatego, że jego zarząd wciąż jest usatysfakcjonowany poziomem zaangażowania firmy w roboty przygotowawcze kontraktowane w polskich kopalniach. Jest tak mimo poważnych kłopotów, które stały się udziałem naszego górnictwa. Poza tym na zagranicznych placach budowy trzeba zmierzyć się choćby z niełatwymi do pokonania trudnościami technicznymi, związanymi z innymi niż w Polsce warunkami geologicznymi.
- Do tego dodać należy wynikające z odległości trudności logistyczne, które wpływają na ostateczną cenę naszych usług na rynkach zagranicznych - zaznacza prezes Wolski.
Czynników, które determinują decyzje związane z podejmowaniem zagranicznych przedsięwzięć, jest zatem - co nie stanowi przecież jakiegoś szczególnie ważnego odkrycia - całkiem sporo. Ten związany ze wsparciem instytucji państwowych jest tylko jednym z nich. Oczywiście ma on swoją wagę, o czym świadczą także liczne deklaracje przedstawicieli resortów gospodarki i spraw zagranicznych, ale też nie da się nim zastąpić innych, żmudnie budowanych przewag. Z drugiej jednak strony i na dłuższą metę, o prawdziwym sukcesie polskich przedsiębiorstw górniczych na zagranicznych rynkach nie sposób dziś myśleć bez przywołania owych rządowych koncepcji ich wspierania. Bez tego będzie po prostu trudniej. I to także nie jest przecież jakieś szczególnie oryginalne odkrycie. Najpoważniejsza, światowa konkurencja już dawno wyciągnęła z niego stosowne wnioski.
W Famurze podkreślają, że nieprzerwanie prowadzą rozmowy z wieloma, niezwykle obiecującymi kontrahentami z różnych regionów świata. Poza tym, intensyfikują działania proeksportowe, uczestnicząc w co ważniejszych przedsięwzięciach o zasięgu międzynarodowym. Menedżment Famuru wie doskonale, że obecność przedstawiciela firmy w rządowej delegacji znacząco wpływa na zwiększenie prestiżu jej marki. Ma to spore znaczenie zwłaszcza na etapie wstępnego, wzajemnego poznawania się potencjalnych partnerów. A i potem, zwłaszcza na nowych rynkach, ułatwia szczegółowe już pertraktacje. Dlatego Famur chętnie partycypuje w tego rodzaju wydarzeniach.
- Systematycznie bierzemy także udział w targach i misjach gospodarczych - informuje Rafał Milinkiewicz, zastępca prezesa Famuru ds. sprzedaży eksportowej. I też mówi o potrzebie poszukiwania partnerów, którzy mogą pomóc przy realizacji planów zarządu jego firmy. - Nie jest tajemnicą, że wsparcie ze strony instytucji publicznych jest niezwykle przydatne przy działaniach na rynkach zagranicznych. Dlatego współpracujemy z takimi podmiotami jak Bank Gospodarstwa Krajowego czy Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych.
W kwietniu Famur zaprezentował swoją ofertę na targach Expomin 2014 w Santiago de Chile. To jedno z największych wydarzeń w branży maszyn i technologii górniczych w Ameryce Południowej. Przedstawił swoje portfolio także na International Mining Exhibition 2014 w Kalkucie oraz UzMiningExpo w Taszkiencie. Delegacja Famuru uczestniczyła również w tegorocznych misjach gospodarczych w Turcji i Arabii Saudyjskiej.
- Najbardziej perspektywiczne są dla nas rynki wschodzące. Tam też wzmacniamy naszą ekspansję - mówi Rafał Milinkiewicz. - Chcemy rozwijać sprzedaż w takich krajach i regionach, jak Indonezja, Indie, Ameryka Południowa czy Turcja i cały Bliski Wschód. Tam chcemy eksportować rozwiązania zarówno dla sektora głębinowego, jak i odkrywkowego. W tym roku udało nam się już podpisać kontrakt na dostawę systemów transportu do Indonezji i rekordową w historii Grupy umowę o wartości 66 mln euro na dostarczenie kompleksów ścianowych do Turcji.
Rafał Milinkiewicz zaznacza, że z analiz przeprowadzanych w Famurze wynika, iż jego spółka może realnie liczyć na sukcesy na globalnych rynkach. - Światowe zapotrzebowanie na energię będzie rosło, a węgiel pozostanie istotnym surowcem służącym do jej wytwarzania - przewiduje.
Tak oto przedstawiają się dziś zagraniczne perspektywy polskich firm pracujących na rzecz górnictwa. Nie są złe, ale... mogłyby być lepsze. I tu wciąż powraca kwestia tej, w końcu przecież wielokrotnie deklarowanej przez przedstawicieli rządu, woli wspierania polskiego biznesu. Liczą na nie przede wszystkim ci, którzy próbują pojawić się na rynkach, na których polskie firmy nie są jeszcze obecne. Choćby w owym, przywoływanym już tutaj Pakistanie, który dotąd nie był i wciąż nie jest znaczącym partnerem handlowym Polski. A przecież istnieją szanse i możliwości nawiązania tam współpracy gospodarczej. Zwłaszcza w sektorze górnictwa węgla kamiennego, w energetyce, przy poszukiwaniach i eksploatacji złóż ropy i gazu. Pakistan chce inwestować w nowe technologie, chce przyciągać zagraniczny kapitał. Może warto skorzystać z nadarzającej się okazji?
Wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński, uparcie powtarza, mówiąc oczywiście nie tylko o górnictwie: - Nasze działania przynoszą efekty, czego dowodem są najnowsze dane dotyczące eksportu na rynki Afryki i Bliskiego Wschodu.
Ostatnio na prasowym briefingu mówił także z tej okazji o aktywizowaniu polskiego eksportu w takich krajach jak Azerbejdżan, Indie, Indonezja, Mongolia i Wietnam.
Opozycja parlamentarna, komentując te strategiczne plany, zwraca jednak uwagę na taktyczne szczegóły: - Zamknięcie konsulatu w Karaczi to niedopatrzenie naszego rządu. Pakistan bowiem to obecnie wschodzący rynek. Bez impulsu ze strony rządu Polacy nie zrobią tam nic, albo prawie nic - mówi Piotr Chmielowski, śląski poseł SLD.
Chmielowski stanowczo postuluje, by ponownie otworzyć w Karaczi naszą placówkę dyplomatyczną. Podkreśla, jak ważne jest, by wspierała ona polskich przedsiębiorców: - Podobne działania należałoby podjąć także w innych regionach świata, w Azji i w Afryce.
Wiadomo, że potędze takiej jak Chiny, dominującej także w górnictwie, mało kto dorówna. Chińczycy triumfują, bo w globalną ekspansję angażują ogromne pieniądze. Nas na to nie stać. Ale zadbać o to, by w ciekawych, obiecujących krajach i regionach świata, nie tylko nie zamykać istniejących, ale i otwierać nowe placówki dyplomatyczne - możemy. Na założenie kilku nowych przedstawicielstw gospodarczych też nas stać.
Nie stać nas natomiast na to, by czekać z tym na nieuchronne nadejście momentu, kiedy to polskie spółki zaplecza górniczego będą już po prostu musiały szukać miejsca dla swych produktów i usług za granicą. A będą musiały, bo niebawem nie będą miały innego wyjścia.
Jerzy Dudała
Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"