Zdalnie sterowane statki na europejskich wodach. To już się dzieje
Kapitan statku będzie miał pracę... biurową? Monitory, słuchawki, panel sterowania i siedzisko przypominające fotel do komputerowych gier - wiele wskazuje na to, że w przyszłości tak będzie wyglądało środowisko pracy kapitanów statków rzecznych żeglujących po Renie. Pierwsze przymiarki już są czynione - wszystko z powodu konieczności uatrakcyjnienia zawodu, który wybiera coraz mniej młodych ludzi. W końcu nie jest łatwo znaleźć chętnych do ciężkiej roboty przez kilka, kilkanaście dni z rzędu (w prawem do równie długiego odpoczynku po skończonym rejsie).
Pod koniec lutego 2024 belgijski dostawca technologii i usług Seafar uruchomił centrum zdalnego sterowania statkami w porcie w Duisburgu (zachodnie Niemcy). Projekt ma pomóc w walce z niedoborem pracowników w branży, umożliwiając kapitanom osiągnięcie lepszej równowagi między życiem zawodowym a prywatnym - dzięki pracy... na lądzie. Na razie zdalne sterowane są statki pływające w pobliskich kanałach, jednak przyszłość to autonomiczne jednostki pływające po starym europejskim szlaku żeglugowym, jakim jest Ren.
"Deutsche Welle" opisuje w reportażu pracę prawdziwego kapitana Joachima Lauwersa, który siedząc w biurze w Duisburgu dowodzi i steruje statkiem płynącym jednym z belgijskich kanałów (oddalonym o ponad 150 kilometrów). Kapitańskie "biuro" to 10 ekranów i połączenie telekomunikacyjne umożliwiające zdalne sterowanie. "W przyszłości kapitan Lauwers i jego koledzy będą mogli również sterować statkami na Renie - od Rotterdamu przez Nadrenię Północną-Westfalię do Bonn" - wyjaśnia "DW".
Statki autonomiczne - w opinii ekspertów - w transportowym biznesie będą rozwijać się jeszcze szybciej niż autonomiczne samochody, o których coraz głośniej. Powód jest prosty - autonomiczne auto musi reagować na drodze z ułamkach sekund, podczas gdy statek zazwyczaj ma przynajmniej kilka sekund, a niekiedy jeszcze więcej, na podjęcie manewru.
System zdalnie sterowanej żeglugi dostarczany przez wspomnianą firmę Seafar najbardziej widoczny jest w macierzystej Belgii. jak donosi "Deutsche Welle", do tej pory już 30 statków pływających po belgijskich wodach śródlądowych (głównie kanałach żeglugowych) było sterowanych zdalnie, nawet bez asekuracji załogi. Niemcy bacznie się przyglądają belgijskim doświadczeniom - zdalnie sterowane lub całkiem autonomiczne jednostki mogłyby zrewolucjonizować śródlądową żeglugę, która teraz cierpi na brak pracowników. Specyfika pracy na wodzie (dłuższe, wielodniowe rejsy na przemian z okresami odpoczynku) nie sprzyjają zawodowej i rodzinnej stabilizacji, stąd brak rąk do pracy.
Wszystkie problemy mogłyby zniknąć przy zautomatyzowaniu żeglugi, w tym wraz z wprowadzeniem zdalnie sterowanych jednostek. Wielkie rzeki Europy (takie jak Ren) są bardziej wymagające niż proste odcinki żeglugowych kanałów, jednak i tak zezwalają na zdalne sterowanie statkami towarowymi "z biura", a to całkowicie zmienia sytuację kadrową (oczywiście pozostaje jeszcze do obsługi cała portowa logistyka związana z przeładunkiem, ale to inna historia).
Zainteresowanie Niemiec możliwością wykorzystania zdalnie sterowanych lub autonomicznych statków nie powinno dziwić. Żegluga śródlądowa to ważny element niemieckiej gospodarki. W Niemczech wciąż towary płyną barkami nurtem Renu i kanałów żeglugowych.
Jednak eksperci cytowani przez "DW" zwracają uwagę na pewien problem, który może spowolnić automatyzację rzecznych przewozów. Większość (ok. 80 proc.) barek transportowych w Niemczech należy do mniejszych właścicieli, którzy często nie tylko pracują na wodzie, ale niejednokrotnie po prostu na barkach żyją. Tacy armatorzy na pewno nie będą entuzjastycznie reagować na w końcu rewolucyjne zmiany, jakie niesie technologia pozwalająca zdalnie sterować, a niekiedy nawet oddać stery w "ręce" komputera sprzężonego z nawigacją.
***