Zegar tyka dla Grecji i Europy

W świetle wydarzeń minionej niedzieli wydaje się, że Europa powoli zbliża się do podjęcia zdecydowanych kroków w związku z kryzysem zadłużeniowym w strefie euro, o czym świadczą wysiłki Grecji - starającej się sprostać warunkom, od których uzależniona jest dalsza pomoc dla Aten - podejmowane wobec rosnącego zniecierpliwienia Niemiec.

Premier greckiego rządu, George A. Papandreou, odwołał zaplanowaną podróż do Waszyngtonu, by spotkać się ze swoimi ministrami. Niedzielne posiedzenie wyglądało na rozpaczliwą próbę zademonstrowania pożyczkodawcom, że Ateny potrafią dotrzymać obietnic złożonych w zamian za pomoc. Bez tej pomocy Grecja z całą pewnością musiałaby ogłosić niewypłacalność, a taki scenariusz - ostrzegają ekonomiści - mógłby doprowadzić do bankructwa niektórych zagranicznych banków i wywołać kolejny kryzys finansowy.

"Rychłe bankructwo Grecji jest przesądzone" - napisał w niedzielę Carl B. Weinberg, główny ekonomista nowojorskiego ośrodka analitycznego High Frequency Economics. "Jeśli w przeciągu najbliższych tygodni nie dostanie zastrzyku gotówki, skończą się jej środki na obsługę zadłużenia".

Reklama

Najczarniejszy scenariusz

Inni eksperci wypowiadają się w mniej pesymistycznym tonie, argumentując, że europejscy przywódcy podejmą wszelkie konieczne kroki, by ratować Grecję, kiedy tylko uzmysłowią sobie, jak groźne mogą być następstwa bankructwa Aten. A bankructwo to może oznaczać konieczność ratowania banków, zwłaszcza francuskich i niemieckich, będących w posiadaniu znacznych ilości greckich obligacji, jak również zwiększenie presji na inne zadłużone kraje Eurolandu, jak Włochy i Hiszpania. Najczarniejszy scenariusz zakłada rozpad strefy euro, w wyniku czego proces europejskiej integracji zostałby cofnięty o całe dziesięciolecia.

Jeśli politycy poczynią odpowiednie kalkulacje, mogą dojść do wniosku, że taniej jest ratować Grecję, niż konstruować plan ratunkowy dla banków, w dodatku zaledwie dwa lata po poprzedniej reanimacji sektora bankowego - zauważają analitycy. (...)

Zaniepokojenie opieszałością

Tymczasem przywódcy spoza strefy euro wyrażają swój niepokój z powodu opieszałości, z jaką Europa reaguje na kryzys. Timothy F. Geithner, sekretarz skarbu USA, był gościem na piątkowo-sobotnim spotkaniu europejskich ministrów finansów we Wrocławiu. Rzadko się zdarza, aby amerykański polityk tej rangi uczestniczył w tego rodzaju obradach - sam Geithner brał udział w posiedzeniu nieformalnej rady Ecofin po raz pierwszy.

- Nie pamiętam, kiedy amerykański sekretarz skarbu był ostatnio obecny na posiedzeniu Ecofinu - mówi Nick Matthews, ekonomista Royal Bank of Scotland. - To czytelny znak tego, jak poważny stał się europejski kryzys zadłużenia, jak również tego, że dotyczy on już nie tylko Europy, niosąc ze sobą zagrożenia na skalę globalną.

Ministrowie finansów nie podjęli jednak działań gwarantujących znaczny progres na drodze do zażegnania kryzysu. Nie zapowiedzieli również rekapitalizacji europejskich banków.

Wciąż pozostają w tyle

Jacek Rostowski, polski minister finansów, na którego zaproszenie Geithner przybył do Wrocławia, powiedział, że oficjalne uczestnictwo USA w obradach Ecofinu dowodzi "jedności transatlantyckiej rodziny". Chociaż uwagi amerykańskiego sekretarza skarbu wywołały pomruki kilku europejskich ministrów, jego apel o szybkie decyzje w kwestii ratowania strefy euro powtórzyło w sobotę dwóch innych polityków, których kraje pozostają poza unią walutową.

- Przywódcy strefy euro wiedzą, że czas ucieka, i że muszą zaproponować rozwiązanie dla sytuacji niepewności na rynkach - mówił George Osborne, brytyjski Kanclerz Skarbu, dodając na antenie BBC, że życzyłby sobie podjęcia konkretnych działań wobec Grecji i "słabości" europejskiego systemu bankowego. Z kolei Anders Borg, minister finansów Szwecji, stwierdził, iż "politycy wydają się cały czas nie nadążać za rozwojem wypadków". Podkreślając "wyraźną potrzebę rekapitalizacji banków", Borg dodał, że Europa potrzebuje bardziej zdecydowanego przywództwa.

Przyzwolenie Niemiec na upadek Grecji?

W Niemczech, pomimo świadomości ewentualnych poważnych konsekwencji, wydają się przeważać nastroje przyzwolenia na upadek Grecji, a chęć ponoszenia rosnących kosztów ratowania Aten maleje.

W sobotę Wolfgang Schauble, który kieruje niemieckim resortem finansów, ponownie ostrzegł, że Grecja nie otrzyma już więcej pomocy, o ile nie dotrzyma obietnic, jakie złożyła Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, Komisji Europejskiej i Europejskiemu Bankowi Centralnemu, zakładających cięcia wydatków rządowych i usprawnienie działania gospodarki. "Pomoc finansowa dla Grecji jest uzależniona od spełnienia przez nią jasnych warunków" - powiedział Schauble tygodnikowi "Bild am Sonntag".

Przywiązanie Niemców do wspólnej waluty zdaje się słabnąć w miarę, jak członkostwo w strefie euro staje się dla nich coraz bardziej kosztowne. Monachijski instytut badań nad gospodarką Ifo opublikował w sobotę analizę, z której wynika, że jeśli Grecja, Włochy, Portugalia i Hiszpania ogłoszą niewypłacalność, zobowiązania Niemiec z tego tytułu wyniosą 465 mld euro. Dalej eksperci Ifo dowodzą, że Grecja powinna opuścić strefę euro dla swojego własnego dobra.

Niemcy, będąc największym krajem obejmującej 17 państw eurostrefy, wpłacają również największe kwoty na fundusz pomocowy dla Grecji, Portugalii i Irlandii, z którego środki przeznaczane są na spłatę zadłużenia tych krajów na czas wychodzenia ich gospodarek z kryzysu.

Grecja nie działa wystarczająco szybko

Zdaniem MFW i innych pożyczkodawców, Grecja nie podejmuje jednak dostatecznie szybkich działań w zakresie redukcji napompowanej administracji państwowej, deregulacji rynku pracy i likwidacji innych czynników hamujących wzrost. Premier Papandreou zmaga się dodatkowo z olbrzymią presją polityczną w kraju, jako że grecka opinia publiczna jest już wyczerpana dyscypliną budżetową i spadającą wydajnością gospodarki.

Europejski Bank Centralny również będzie uczestniczył w procesie decyzyjnym dotyczącym dalszej pomocy dla Grecji. Instytucja ta jest zresztą najbardziej zainteresowana tym, aby Ateny uniknęły bankructwa. EBC wydał już od 40 do 50 mld euro na zakup greckich obligacji, przy czym próba utrzymania na niskim poziomie rentowności greckich papierów dłużnych ostatecznie się nie powiodła. EBC może stanąć przed koniecznością restrukturyzacji swojego kapitału, jeśli obligacje te staną się niewypłacalne, w związku z czym będzie z całych sił starał się odwieść polityków od pozostawienia Grecji bez pomocy.

Jens Weidmann, prezes Deutsche Bundesbanku, dodaje, że skupowanie przez EBC długów takich krajów, jak Grecja czy Hiszpania, skutkuje obciążeniami, które w przyszłości być może będą musieli ponosić zwykli podatnicy. Wypowiedź Weidmanna w tej sprawie przytoczył w niedzielę internetowy serwis tygodnika "Der Spiegel". (...)

Euro to brzemię?

Wielu Niemców postrzega obecnie euro jako brzemię, a przynależność do unii walutowej jako niekorzystny sojusz, który wymaga od nich wspierania nieodpowiedzialnych partnerów. Większość ekonomistów i przedsiębiorców jest jednak zdania, że Niemcy są jednym z głównych beneficjentów istnienia eurolandu. W obecnej sytuacji niemiecka marka byłaby prawdopodobnie silniejsza niż euro, a słabsze euro oznacza, że ceny eksportowanych przez Niemcy dóbr utrzymują się na konkurencyjnym poziomie.

Niemieccy przywódcy świetnie zdają sobie sprawę z tego, jak ważne dla niemieckiej gospodarki jest euro i być może złagodzą nieco swoją retorykę po niedzielnych wyborach do parlamentu Berlina, który - oprócz tego, iż jest stolicą Niemiec - jest miastem na prawach kraju związkowego. W przyszłym roku, w maju, odbędą się wybory w jednym tylko niemieckim landzie - w Szlezwiku-Holsztynie. Kanclerz Angela Merkel nie będzie w związku z tym musiała aż tak zabiegać o względy zirytowanych wyborców i być może zdecyduje się wykorzystać spokojny rok, by przeforsować część rozwiązań, które prawdopodobnie są konieczne dla uratowania strefy euro.

Również niemieckie banki boleśnie odczułyby skutki niewypłacalności Grecji wraz ze zmniejszeniem się wartości posiadanych przez nie obligacji rządowych, i być może musiałyby ponownie zwrócić się o pomoc do państwa. W swoim niedzielnym wydaniu "Frankfurter Allgemeine" informuje, iż dziesięć największych niemieckich banków musi zwiększyć swoje rezerwy o łączną kwotę 127 mld euro, powołując się na analizę przeprowadzoną przez Niemiecki Instytut Badań Ekonomicznych w Berlinie.

"Chrońcie banki"

EBC tymczasem sygnalizuje, że jest zdeterminowany, by europejskie banki dysponowały dostatecznymi środkami, nawet jeśli inwestorzy z USA i innych części świata ograniczą finansowanie ich działalności. W ubiegłym tygodniu EBC, w porozumieniu z Rezerwą Federalną i kilkoma innymi bankami centralnymi, podjął decyzję o ułatwieniu europejskim instytucjom finansowym dostępu do kredytów udzielanych w dolarach.

Europejski Bank Centralny nie może jednak ratować banków, które już upadły, podobnie jak nie może uczestniczyć w odbudowywaniu rezerw kapitałowych instytucji, które zmagają się z problemami. Carl B. Weinberg z High Frequency Economics uważa, że rządy państw strefy euro powinny utworzyć specjalne fundusze, mające na celu "zagwarantowanie opinii publicznej, że Euroland dysponuje dostatecznymi środkami, by uratować swoje banki przez bankructwem, bez względu na stopień ewentualnej szkody, jakiej może doznać ich baza kapitałowa".

- To sprawa nadzwyczaj pilna - mówi Weinberg - a w rozwiązaniu takim streszcza się to, co Geithner powiedział europejskim ministrom finansów: chrońcie banki.

Jack Ewing

New York Times / International Herald Tribune

Tłum. Katarzyna Kasińska

New York Times/©The International Herald Tribune
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »