Zginęli idąc po stary sprzęt
Tragicznego dnia wysłano górników po obudowy z lat 80., a nie - jak informowano media - po nowy sprzęt wart 70 mln zł. Mamy dowody.
21 listopada 2006 r. w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej wybucha metan. Ginie 23 górników. Wszystkie media relacjonują tragedię na żywo. Prezydent ogłasza żałobę narodową. Adam Easton z BBC News przekazuje światu, że górnicy zginęli, bo poszli po nowe maszyny: "zostali wysłani po sprzęt wart 17,9 mln euro".
A TVN 24 podaje: "Od 18 listopada trwały tam prace przy wydobyciu wartego około 70 mln zł sprzętu. Przenośniki zdążono wynieść do innych części w kopalni, trwał demontaż obudowy. Rozmontowano ją w 10 procentach".
Grzegorz Pawłaszek, prezes Kompanii Węglowej (KW), w której skład wchodzi kopalnia Halemba, 23 listopada 2006 r., mówił na łamach "Gazety Wyborczej": "To było nowe wyposażenie, dlatego chcieliśmy je odzyskać".
Szef KW tego samego dnia wieczorem pod kopalnią Halemba zapewniał "PB", że górnicy poszli po nowe obudowy, wartości 70 mln zł. Gdyby je pozostawiono pod ziemią, zarząd mógłby narazić się na zarzut działania na szkodę spółki.
Nawet Piotr Woźniak, minister gospodarki, przekonywał w mediach, pewnie w dobrej wierze, że wymontowywane tam obudowy były "niezmiernie kosztowne, potrzebne gdzie indziej".
W tej sytuacji cała Polska uwierzyła w historię o cennym sprzęcie, który należało ratować. Cała Polska. Ale nie "PB".
Szokujące fakty
Po kilkumiesięcznym śledztwie udało nam się ustalić szokujące fakty. Górników wysłano pod ziemię do demontażu obudowy zmechanizowanej ze ściany nr 1 (pokład 506), wyprodukowanej w latach 80. przez gorlicką fabrykę Glinik.
W 2004 r. ta sama firma dokonała w Halembie modernizacji tej obudowy. Według naszych informacji kopalnia zapłaciła za te prace ponad 12 mln zł. Modernizowano obudowę typ Glinik 08/22. Na stronach internetowych spółki Glinik czytamy: "Należy zaznaczyć, że standardowa obudowa Glinik 08/22 charakteryzuje się niekorzystną statecznością, zwłaszcza w fazie rozpierania zestawu i przyjmowania obciążenia od górotworu dla założonego współczynnika tarcia m=o, tzn. ma tendencję do zgłębiania się przodu spęgnic i pochylania na ocios (...)".
Jaką zatem wartość miała stara obudowa, po którą wysłano górników? Księgowo była dziś warta 10-11 mln zł. Może kopalnia zapłaciła za zmodernizowany sprzęt jak za nowy - i to właśnie próbowano ukryć? Czyli przestępstwo? A może po prostu kwota 70 mln zł miała "usprawiedliwić" prace górników w bardzo niebezpiecznym dla życia rejonie kopalni?
Michał Szułczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, która prowadzi śledztwo w sprawie tragedii w Halembie, zapewnia nas, że prokuratorzy sprawdzą każdy wątek. Na razie koncentrują się na przyczynach wypadku. Pracy przybywa. Są pierwsi aresztowani.
Dezinformacja
Zgodnie z procedurami, by kopalnia mogła rozpocząć wydobycie węgla na określonej ścianie, musi przygotować dokumentację, zatwierdzaną przez Okręgowy Urząd Górniczy podległy Wyższemu Urzędowi Górniczemu (WUG) - tzw. policji górniczej. Chodzi również o specyfikację wyposażenia w maszyny i urządzenia.
Poszukaliśmy potwierdzenia naszych informacji w WUG. Zapytaliśmy Piotra Buchwalda, jego prezesa, czy tragicznie zmarli górnicy poszli po nowe, kosztowne obudowy?
- Nie. To były obudowy, które już przez ileś tam lat były używane - mówi Piotr Buchwald.
Dlaczego zatem opinię publiczną wprowadzono w błąd? To wykaże prokuratorskie śledztwo. Według naszych informacji jeden z członków komisji badających przyczyny tragedii dążył w ostatnich miesiącach do tego, aby już nikt nigdy nie zjechał na dół kopalni Halemba w miejsce wypadku. Dlaczego? Czyżby chodziło o to, aby nikt nie dowiedział się, że narażono ludzi na wielkie niebezpieczeństwo - wyprawę po "złom", wyceniony na 70 mln zł?
Będzie gorąco
Z naszych ustaleń wynika, że mimo eksplozji metanu obudowy zachowały się w dobrym stanie i uda się jednoznacznie zidentyfikować ich rok produkcji. Wiele wskazuje na to, że tym, którzy zlecili pracę górnikom, bardzo się spieszyło, aby usunąć obudowy. Już trzy dni przed eksplozją metanu okazało się, że jego stężenie było znacznie przekroczone. W tych warunkach ta sama ekipa górników zdążyła zdemontować m.in. niewiele wart kombajn węglowy.
Prezes WUG - jednocześnie przewodniczący komisji badającej przyczyny tragedii - zapewnił "PB", że doprowadzi do wyjaśnienia wszystkich okoliczności tragedii.
"PB" próbował umówić się na spotkanie z dyrektorem kopalni Halemba, aby porozmawiać m.in. o przyczynach górniczego dramatu.
- Dyrektor kopalni nie będzie się wypowiadał na temat przyczyn tragedii, ponieważ w tej sprawie prowadzone jest śledztwo - powiedział Zbigniew Madej, rzecznik KW.
Maria Trepińska