Żniwa w rafineriach - nareszcie marże dają zarobić
Spadki cen ropy na światowych rynkach nie przeszkadzają rafineriom zarabiać krocie na relatywnie wysokich marżach. Polskie firmy wyróżniają się w Europie - marże rafineryjne w Gdańsku i Płocku są imponujące.
W ostatnich trzech kwartałach rafinerie w Polsce i w całej Europie pracowały pełną parą, starając się do maksimum wykorzystać czas wyjątkowo wysokich marż.
Taka hossa - wedle prognoz sprzed roku - właściwie nie miała prawa się zdarzyć. Gwałtowna przecena na rynku ropy naftowej sprawiła, że II połowa 2014 roku i pierwsze miesiące obecnego to świetne dni dla rafinerii na całym świecie, w tym na Starym Kontynencie.
Uśredniony wskaźnik europejskiej marży rafineryjnej (ERMI) - publikowany przez francuski koncern Total, największego gracza na rynku rafineryjnym w Europie - wyniósł w trakcie ostatnich trzech kwartałów blisko 5 dol. za baryłkę i był najwyższy od połowy 2012 r. Dla porównania: w całym zeszłym roku było to przeciętnie 2,55 dol. na baryłce, a w roku 2013 tylko 2,39 dol.
Wskaźnik ERMI reprezentuje marżę hipotetycznego kompleksu rafineryjnego, zlokalizowanego w Północnej Europie w okolicach Rotterdamu, który przerabia mieszankę typowych gatunków ropy dostarczanych do tego regionu i wytwarza podstawowe produkty po kosztach tam obowiązujących.
Total zastrzega, że wskaźnik nie musi odpowiadać faktycznym marżom w poszczególnych rafineriach grupy, ale dość powszechnie uważany jest za reprezentatywny dla europejskiego przemysłu rafineryjnego.
Rzeczywiste modelowe marże rafineryjne, osiągane w tym czasie przez zakłady w Płocku i Gdańsku, są imponujące: przeciętnie o 2,5-3,5 dol. wyższe od wskaźnika ERMI. Po części dlatego, że oba zakłady należą do najnowocześniejszych tego typu w Europie, a po części dzięki pozytywnemu wpływowi dyferencjału Ural/Brent (czyli różnicy między ceną eksportowej ropy rosyjskiej, którą w przeważającej większości przerabiają nasze rafinerie, a notowaniami ropy Brent, wydobywanej z dna Morza Północnego, referencyjnej dla rynku europejskiego).
Średnio w II połowie 2014 r. i I kwartale obecnego roku marża rafineryjna PKN Orlen sięgnęła 7,43 dol. za baryłkę, a Grupy Lotos - 7,89 dol. Minione trzy kwartały w Orlenie były najlepsze od III kwartału 2012 r., a w Lotosie - od połowy roku 2013, czyli od momentu wprowadzenia nowej metodologii wyliczania marży.
Jak przekonuje gdański koncern, w I kwartale 2015 r. obciążenie instalacji rafinerii w Gdańsku było dostosowane do sprzyjającej sytuacji rynkowej. Wykorzystanie nominalnych zdolności przerobowych wyniosło blisko 93 proc., czyli o 5,1 punktu procentowego więcej niż rok wcześniej.
- Marże rafineryjne w Europie są bardzo różnicowane. Zależy to przede wszystkim od tzw. konfiguracji, czyli wielkości zakładu oraz poczynionych w nim inwestycji. Ale rzeczywiście, europejski sektor naftowy w ubiegłym roku zdecydowanie poprawił marże - ocenia Marcin Jędrzejewski, dyrektor w Boston Consulting Group.
Jego zdaniem, zadecydowało o tym kilka elementów. Idzie m.in. o dostęp do większej ilości taniego surowca, wynikający ze spadku cen ropy Brent oraz wzrostu dyferencjału. Istotna jest też polityka cenowa na stacjach paliw.
- Jak łatwo zauważyć, ceny detaliczne wprawdzie w ubiegłym roku spadały, ale obniżki były zdecydowanie mniej gwałtowne niż przecena ropy. Wprawdzie cena na pylonie jest w dużym stopniu pochodną obciążeń podatkowych, ale koncerny paliwowe też robiły wiele, by zatrzymać dla siebie istotną część finalnej ceny paliwa - przekonuje ekspert z BCG.
Krajowi producenci paliw zdają sobie sprawę z tego, że okres rekordowych marż nie będzie trwał wiecznie. O ile jednak jeszcze jesienią 2014 r. spodziewali się, że już na przełomie 2014 i 2015 r. marże mogą zacząć słabnąć, o tyle obecnie wypowiadają się o pozostałej części tego roku z ostrożnym optymizmem.
- W kwietniu tego roku marże wciąż były bardzo dobre. Liczymy, że średnioroczny poziom marży downstream (uwzględniającej marżę rafineryjną i petrochemiczną - dop. red.) będzie wyższy niż w roku 2014 - mówił niedawno Sławomir Jędrzejczyk, wiceprezes PKN Orlen ds. finansowych. I dodawał: - Nie wpadamy w euforię na podstawie jednego kwartału, ale do tej pory sytuacja wygląda korzystnie.
Rzeczywiście, w marcu tego roku modelowa marża rafineryjna płockiego koncernu osiągnęła 9,40 dol. na baryłce. To najwyższy poziom od 2,5 roku. W kwietniu ten wskaźnik obniżył się tylko nieznacznie i był drugim najwyższym osiągniętym przez Orlen od września 2012 r. Na razie ten rok jest dla płockiego koncernu niemal czterokrotnie lepszy od poprzedniego. Od stycznia do kwietnia średnia marża rafineryjna wynosiła 7,87 dol. za baryłkę, w porównaniu do 2,07 dol. rok wcześniej (nie wliczając dyferencjału Ural-Brent). W całym zeszłym roku przeciętna marża kształtowała się na poziomie 3,4 dol. za baryłkę.
Grupa Lotos wypracowała w czterech pierwszych miesiącach roku modelową marżę rafineryjną na przeciętnym poziomie niemal 9 dol. na baryłce (łącznie z dyferencjałem), o ponad 2/3 wyższym niż w analogicznym okresie 2014 r. Średnia marża Lotosu w całym poprzednim roku to 6,08 dol., przy dyferencjale Ural-Brent na przeciętnym poziomie 1,73 dol. za baryłkę.
Jeszcze jesienią zeszłego roku perspektywy dla europejskich rafinerii wyglądały bardzo nieciekawie - z uwagi na znaczącą nadpodaż mocy produkcyjnych, szacowaną na ponad 10 proc., a także rosnącą konkurencję ze strony tańszych producentów z Rosji, Bliskiego Wschodu i Ameryki Północnej. Te fundamentalne czynniki nie zniknęły i prędzej czy później dadzą o sobie znać.
Czy zatem nasze rafinerie mają szansę utrzymać obecny poziom marżowości?
- To zależy przede wszystkim od konkurencyjności poszczególnych zakładów na tle regionu. Te rozbudowywane i unowocześniane będą utrzymywać zyskowność. Gdyby któryś zakład rafineryjny dokonał istotnej inwestycji, mogłoby to zmienić dotychczasowy układ sił. A są na to szanse, bo w Europie jest sześć projektów zakładających modernizacje rafinerii - mówi Marcin Jędrzejewski.
Według niego, na konkurencyjność europejskiego sektora rafineryjnego z biegiem lat coraz mocniej będą wpływać inne regiony świata.
- Nasz kontynent coraz bardziej otwiera się na import produktów naftowych z innych krajów - z Rosji czy USA. Również takie projekty jak budowa terminalu naftowego w Gdańsku będą miały podobny efekt, jaki miałoby uruchomienie nowego zakładu przerobu ropy w naszym kraju. Dlatego proces otwierania się na nowych dostawców może okazać się największym wyzwaniem dla europejskich rafinerii, które chciałyby bronić dotychczasowego poziomu marż - przekonuje przedstawiciel BCG.
Jak ocenia Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen, w dłuższym okresie marże rafineryjne nie będą może aż tak atrakcyjne, jak w ciągu ostatniego półrocza, ale perspektywy nie wyglądają już równie pesymistycznie, jak rok czy dwa lata temu.
- Generalny konsensus jest taki, że w perspektywie nadchodzących lat marże będą musiały spaść. Ale raczej nie wrócą do poziomów, z jakimi mieliśmy do czynienia po ostatnim kryzysie z lat 2008-09, gdy ceny paliw znajdowały się pod presją kurczącego się popytu, ceny ropy rosły z powodu premii strachu, a OPEC był zainteresowany tym, by pozostały na wysokim poziomie - przewiduje Czyżewski.
Piotr Apanowicz
Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"