Związkowcy w dobie kryzysu
Chciałbym, żeby ten kryzys umocnił pewien typ mobilizacji społecznej, żeby powróciła znowu międzyludzka solidarność - mówi prof. Marek Stanisław Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.
- Panie profesorze, czy uzasadnione są głosy, że obecnie związki zawodowe w Polsce zachowują się nieodpowiedzialnie i psują gospodarkę?
- Nie zgadzam się z takim uogólnieniem.
Znam różne kategorie związkowców: i tych, którzy spełniają swe role znakomicie, ale również i takich, którzy myślą głównie o sobie. Są dwie powinności związkowca - dbanie o interes załogi oraz dbanie o interes firmy. Niestety, znacząca grupa działaczy związkowych dołącza tu dodatkowy element w postaci dbałości głównie o własną kieszeń. Trzeba pamiętać, że wielu związkowców miałoby ogromne problemy z odnalezieniem się na wolnym rynku pracy, gdyby przestali pełnić role związkowe.
Krzywdząca jest opinia, że związki zawodowe psują gospodarkę i zachowują się w sposób nieodpowiedzialny. Natomiast jest całkiem spora grupa działaczy związkowych, którzy zabiegając o własne partykularne interesy, zapominają o potrzebie dbałości o pracowników i firmę, którą reprezentują.
- Związkowcy uważają, że rząd nadal uprawia propagandę w trudnych czasach kryzysu, zamiast rozwiązywać rzeczywiste problemy. Co pan o tym sądzi?
- Przede wszystkim dla mnie najważniejszym przejawem kryzysu będzie fakt ulokowania się go w głowach ludzi. Niebezpieczna byłaby panika związana z kryzysem.
Należy jasno i czytelnie wskazywać, że mamy problem. Nie jesteśmy bowiem jakąś wyizolowaną wyspą. Na szczęście prognozy dla Polski nie są tak złe, jak na przykład dla Estonii. Jak na razie Polska wypada na tle innych krajów całkiem nieźle.
- Czy rząd nieco zaspał i spóźnił się z działaniami antykryzysowymi?
- W moim przekonaniu niepotrzebne były wypowiedzi, że kryzys nas ominie, że żadnego kryzysu nie będzie. Bez przesady, przecież mamy dziś globalną gospodarkę.
Już obserwujemy w Polsce zwolnienia grupowe, zaczyna się zwiększać bezrobocie. Politycy powinni się zachowywać po męsku i jasno wskazywać, czego należy się spodziewać. Najistotniejsze dla mnie jest to, co rząd i jego delegatury regionalne zrobią, aby ograniczyć skalę kryzysu.
Premier Donald Tusk powinien znacznie wcześniej powiedzieć, że mamy trudną sytuację, do której trzeba się odpowiednio przygotować.
- Związkowcy często podkreślają, że rząd szuka sobie zastępczych tematów, że unika rzeczowego dialogu ze stroną społeczną. Przykładowo Solidarność pod koniec stycznia 2009 roku wysunęła postulat zorganizowania "gospodarczego okrągłego stołu". Działacze Solidarności zaznaczają, że premier Donald Tusk ich zlekceważył i do dziś im nie odpowiedział. Czy, pańskim zdaniem, te pretensje związkowców są uzasadnione?
- Za dużo jest rozmów o rzeczach ważnych, ale nie najważniejszych. Potrzebny jest rzetelny dialog między stronami rządową i związkową. Dotąd często mamy do czynienia z monologami działaczy związkowych z jednej i z monologami członków rządu z drugiej strony. Dla mnie istotne byłoby choćby myślenie o przyspieszeniu budowy dróg i autostrad. Chodzi tu o czynności stosunkowo proste, absorbujące przy tym dużą grupę ludzi. A to istotne w obliczu narastającego bezrobocia. Potrzebna jest też aktywność w wymiarze lokalnym. Mam tu na myśli chociażby preferencje podatkowe dla przedsiębiorców, którzy utrzymali miejsca pracy. Brakuje nam swoistej ucieczki do przodu. Przypomnę tu, że kryzys naftowy w 1974 roku przyczynił się do rozwoju prac badawczych nad alternatywnymi źródłami energii.
- Obecnie, w czasie kryzysu, coraz więcej osób zapisuje się do związków zawodowych. Czy zatem rola związków zawodowych będzie zyskiwała na znaczeniu?
- Przez długi czas, kiedy gospodarka się rozwijała i nikt nie przeczuwał żadnego kryzysu, liczba związkowców malała. Natomiast w trudnych czasach ludzie starają się szukać możliwości zwiększenia sobie poczucia bezpieczeństwa. Stąd też zapisują się do związków zawodowych. Najbardziej lękają się kryzysu najstarsi pracownicy, słabo wykształceni i ulokowani w niewielkich miejscowościach, w których są marne szanse na możliwość alternatywnego zatrudnienia.
Najbardziej kryzysu obawiają się też osoby o najdłuższym stażu w firmach państwowych.
Często ci ludzie trafiają do związków zawodowych, bo obawiają się, że sami sobie nie poradzą. Mądre związki w sytuacji kryzysowej powinny zyskiwać na znaczeniu, dbając zarówno o pracowników i ich prawa, jak i o standing firmy, którą reprezentują.
- Kiedy negocjowano w Kompanii Węglowej kwestię wzrostu płac, to nie brakowało opinii, że resort gospodarki powinien się włączyć wte negocjacje, by uniknąć groźby strajku. Powinien czy też nie?
- Nie żądam interwencjonizmu państwowego.
Ale w sytuacji kryzysowej, w odniesieniu do największej firmy węglowej w Europie, nie dostrzegam uzasadnienia dla pasywnego zachowania właściciela. W końcu chodzi o wielką firmę, zatrudniającą około 65 tysięcy ludzi. A trzeba tu pamiętać o rodzinach górników oraz o całej sieci kooperantów.
- Związkowcy wskazują, że w przypadku spółek węglowych z góry szedł jasny przekaz, by nie dawać żadnych podwyżek w tym roku. W rozmowie z Nowym Przemysłem minister skarbu Aleksander Grad stwierdził, że zarządy spółek Skarbu Państwa, które zgodzą się na podwyżki, będą mogły się czuć byłymi zarządami. Takie podejście mogło, zdaniem związkowców, przyczynić się do fiaska w negocjacjach.
- Byłbym bardziej ostrożny w formułowaniu tego typu sądów. Raczej należałoby oceniać indywidualną sytuację każdej z tych firm. Nie należy wszystkich spółek Skarbu Państwa wrzucać do jednego worka.
- Który ze związków zawodowych działających w Polsce zachowuje się w sposób najbardziej racjonalny?
- Znajduję racjonalnych działaczy związkowych w niewielkich, wręcz niszowych związkach zawodowych. Z drugiej strony znajduję też w tych największych i najbardziej rozpoznawalnych centralach związkowych związkowców, którzy zachowują się w sposób niegodny. Zawsze trzeba oceniać indywidualnie konkretne osoby. W związkach zawodowych są różni ludzie, dbający o pracowników i zakład, ale też i dbający tylko o siebie. Nie można tu uogólniać.
- Czy zasadne są opinie, że Sierpień 80 zradykalizował polską scenę związkową? Tak twierdzi na przykład Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
- Sierpień 80 czerpie rentę z działań niezwykle spektakularnych. Należy pamiętać, że Sierpień 80 nie jest szczególnie dużym związkiem zawodowym. Ale zabiera się za organizację akcji nośnych medialnie i odwołujących się do ludzkich emocji.
- Żyjemy w świecie, który cały czas ulega postępującej tabloidyzacji. Czy na te czasy Sierpień 80 to modelowy związek zawodowy?
- Gdybym wziął pod uwagę tylko i wyłącznie socjotechnikę, jaką się posługuje Sierpień 80, to musiałbym pochwalić ten związek.
Natomiast ważne, by związek zawodowy i jego przedstawiciele mieli na uwadze sytuację firmy, w której pracują. A gdy wspomnimy pamiętny strajk w kopalni Budryk, to zaraz nasunie się nam pytanie o to, czy strajkujący mieli na uwadze dobro tej kopalni.
Licytacja na radykalizmy jest wpisana w funkcjonowanie związków zawodowych.
Związki zawodowe się licytowały, licytują i będą licytować. Walczą bowiem o nowych członków, walczą o swą obecność w mediach. Natomiast ważne, by miały też na uwadze sytuację firm.
- Janusz Śniadek, przewodniczący Solidarności, podkreśla, że uderzanie w związki zawodowe to uderzanie w pracowników. Nie ma racji?
- Związki zawodowe prowadzą różnego rodzaju działania. I na pewno nie każde uderzenie w związki zawodowe oznacza uderzenie w pracowników.
- Prezydent Lech Kaczyński stwierdził, będąc na Śląsku, że jedynym plusem kryzysu jest umocnienie związków zawodowych. Co pan na to?
- Dla mnie największym plusem kryzysu byłoby zmobilizowanie ludzi do współdziałania.
Chciałbym, żeby ten kryzys umocnił pewien typ mobilizacji społecznej, żeby powróciła znowu międzyludzka solidarność.
- Przyjmijmy, że wcielił się pan w rolę związkowca. Do czego będzie pan dążył jako działacz związkowy?
- Ubiegałbym się o podwyżki dla osób najsłabiej uposażonych oraz zabiegałbym o dobrą pozycję rynkową mojej firmy.
Prof. Marek Stanisław Szczepański
Urodził się w 1956 roku. Socjolog, były dyrektor Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego, współzałożyciel i były rektor Wyższej Szkoły Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach. Zajmuje się m.in. socjologią miasta, socjologią edukacji oraz zmiany społecznej. Wiele swych prac poświęcił również zagadnieniom tożsamości regionów.