Ceny w sklepach rosną szybciej niż oficjalna inflacja. Jest kilku liderów drożyzny w kwietniu
Jeśli podczas zakupów wydaje ci się, że ceny w sklepach rosną bardziej niż podaje GUS, to... - masz rację. Oficjalnie poziom inflacji w Polsce wynosi w kwietniu 14,7 proc., ale ceny w sklepach wzrosły w ciągu roku o 20,4 proc. - wynika z badania autorstwa UCE Research i Uczelni WSB Merito. Przeanalizowano ponad 67,6 tys. cen detalicznych z przeszło 37 tys. sklepów należących do 61 sieci handlowych.
- Inflacja podawana przez GUS wyniosła w kwietniu 14,7 proc.
- Ceny w sklepach były w kwietniu wyższe o 20,4 proc. r/r
- Żywność zdrożała o 19 proc. r/r, warzywa o 35 proc., owoce o 10 proc.
- Najbardziej w ciągu roku podrożała... cebula - aż o prawie 130 proc.
- Zdaniem ekspertów ceny będą rosły nieco wolniej, ale przez wiele lat
Z raportu "Indeks cen w sklepach detalicznych" wynika, że ceny w sklepach detalicznych wzrosły w kwietniu średnio o 20,4 proc. r/r. Ceny w sklepach rosną więc nieco wolniej niż w marcu (wtedy 23,7 proc. r/r), ale i tak dużo bardziej niż oficjalnie podawany poziom inflacji. Podrożały towary w każdej z 17 badanych kategorii, ale skala wzrostu cen była bardzo różna - od 8,5 proc. do 48,8 proc. Dla porównania, w marcu rozpiętość podwyżek wynosiła 11,3 - 46,4 proc., w lutym - 10,3 - 30,9 proc., a w styczniu - 10,8 - 27,9 proc. Widać zatem, że tempo wzrostu cen coraz bardziej różni się w poszczególnych kategoriach.
- W kwietniu wynik był niższy od marca z uwagi na wyższą bazę z poprzedniego roku. Dynamika wzrostu cen detalicznych utrzymuje się na szkodliwym dla konsumentów poziomie. To efekt wciąż wysokich kosztów produkcji, które przerzucone zostały na klientów przy utrzymaniu marż gwarantujących producentom i sprzedawcom zyski. Niestabilna sytuacja rynkowa i zmienne otoczenie gospodarcze wymuszają na dostawcach zawyżanie cen. Dzięki temu mogą unikać strat np. w wyniku zmian przepisów, niedoboru surowców czy wzrostu stałych opłat. Do tego niestabilna wartość waluty krajowej podbija ceny produktów importowanych - komentuje dr Edyta Wojtyla z Uniwersytetu WSB Merito.
- Do obniżenia dynamiki wzrostu cen przyczyniły się głównie spadki opłat za energię, z racji wyjścia z szoku energetycznego, finalnie obniżając koszty produkcyjne. Natomiast od strony popytowej mamy konsumenta, który zmienił nawyki, rzeczywiście oszczędza pieniądze, wybierając tańsze marki własne oraz ograniczając zbyteczne wydatki. W efekcie wywiera presję na detalistów, którzy zmuszeni są do obniżania cen lub zmiany propozycji produktowej - dodaje Jakub Jakubczak, analityk sektora Food & Agri z Banku BNP Paribas.
Żywność i napoje bezalkoholowe zdrożały o 19,1 proc. r/r. Największy wzrost znów odnotowały karmy dla zwierząt - o 48,8 proc. r/r. Ważnym ich składnikiem są warzywa, które znalazły się na drugim miejscu ze średnim wzrostem o 35,7 proc. r/r.
- Wzrosty cen warzyw w ostatnich miesiącach wynikały z połączenia czynników jeszcze z ubiegłego roku i jednorazowych wydarzeń z bieżącego. Rekordowo wysokie koszty energii w 2022 r. wpłynęły na znaczące ograniczenie produkcji szklarniowej w Polsce oraz Europie, która wspiera rynek w pierwszych miesiącach każdego roku. Braki warzyw na rynku w tym okresie spotęgował atak zimy w Hiszpanii i w Afryce Północnej. Możemy zatem spodziewać się realnych spadków cen w najbliższych miesiącach, szczególnie gdy na rynku pojawią się lokalne warzywa, a podaż szklarniowa i zagraniczna się odbuduje - uważa ekspert Banku BNP Paribas.
W czołówce najbardziej drożejących kategorii widać też nabiał - 26,8 proc., dodatki spożywcze - 26,1 proc., a także pieczywo - 25,0 proc. Mięso zdrożało o 14 proc., a wędliny o niemal 17 proc. To dużo mniejsze tempo wzrostu cen niż w marcu - wtedy było to - odpowiednio ponad 22 i prawie 25 proc.
- Na niższą dynamikę wzrostu cen mięsa i wędlin przełożyło się ustabilizowanie, zaburzonej w wyniku wojny i kryzysu energetycznego, podaży pasz, leków, hodowli i usług transportowych. Jednak produkty wciąż drożeją w tempie dwucyfrowym, a więc nie należy mówić o stabilizacji, zwłaszcza gdy odniesieniem jest wysoka baza z poprzedniego roku. Znaczenie ma też sezonowość. W kwietniu, tuż przed Wielkanocą, ceny zwyczajowo rosły. Klienci, nie chcąc przepłacać, zaopatrzyli się w mięso i wędliny już w marcu. Następnie po świętach, popyt spadł, co wpłynęło właśnie na wyhamowanie dynamiki wzrostu cen - wyjaśnia dr Edyta Wojtyla.
Najmniejsze podwyżki w relacji rocznej odnotowały produkty tłuszczowe - 8,5 proc., owoce - 10,4 proc., używki - 12,8 proc., jak również słodycze i desery - 13,4 proc.
- Mniejsza dynamika wzrostu cen produktów tłuszczowych wynika z uregulowania się rynku po stronie podaży oraz ustabilizowania cen transportu i energii. Wojna w Ukrainie, w tym utrudnienia w dostawach z tego kraju, a także sankcje nałożone na Rosję i Białoruś, ograniczyły liczbę dostawców na rynku europejskim i krajowym. Ceny w tej kategorii są zwyczajowo wyższe w okresie zimowym, kiedy ogranicza się podaż jajek i masła - zaznacza dr Edyta Wojtyla.
- Ceny słodyczy i deserów, które nie są towarami pierwszej potrzeby, nie mają dla ich nabywców większego znaczenia. Ekonomiści powszechnie mówią o zjawisku uniezależnienia się popytu od ceny tych produktów. Kupują je głównie ludzie dysponujący tzw. funduszem swobodnej decyzji. Od jego poziomu zależeć będzie popyt na te towary, co de facto może doprowadzić do wzrostu cen w tym obszarze - dodaje prof. Marian Noga, ekonomista z Uniwersytetu WSB Merito.
To nadal jednak kategorie, a przecież kupujemy konkretne produkty, pora więc poznać indywidualnych liderów zestawienia. Wśród warzyw były nimi: cebula (wzrost aż o niemal 130 proc.), marchew - o ponad 88 proc. i kapusta - o 32 proc. W grupie dodatków spożywczych spektakularnie zdrożał majonez - o prawie 52 proc.
- Widać, że dynamika wzrostu cen spada, ale dość wolno. To oczywiście dobra informacja dla konsumentów, ale niezbyt zadowalającą. W naszej ocenie średnie podwyżki cen w sklepach przez kilka, a może nawet kilkanaście miesięcy wciąż będą dwucyfrowe, poza drobnymi wyjątkami. Na rynku będziemy też co jakiś czas obserwować duże skoki cen poszczególnych towarów - prognozują analitycy z UCE Research.
- Widać spadek tempa przyrostu cen w porównaniu z marcem, ale poziom z kwietnia jest prawie taki sam jak w styczniu i w lutym br. Dla mnie oznacza to stabilizację cen na wysokim, nieakceptowanym przez społeczeństwo poziomie. W związku z tym wyraźnie ograniczone zostały wydatki na dobra żywnościowe. Biorąc jeszcze pod uwagę prognozy z Raportu o inflacji NBP z marca tego roku, musimy być przygotowani na długotrwałość wzrostu cen - będą rosły, choć w mniejszym tempie, jeszcze przez 4, a może nawet 5 lat. A wiemy też, że gospodarstwa domowe o niskich i średnich dochodach już wykorzystały na bieżące potrzeby większość swoich oszczędności - ocenia sytuację prof. Marian Noga.
Wojciech Szeląg