Awangardowy dom w górach, który straszy
Bułgarska Partia Socjalistyczna ma duży kłopot ze swoim dziedzictwem - ogromny dom-pomnik upamiętniający utworzenie w 1891 r. ugrupowania socjaldemokratycznego okazał się zbyt kosztowny w utrzymaniu. Awangardowy budynek położony w górach dziś tylko straszy.
Pomysł postawienia "domu-monumentu partii" pojawił w 1971 roku, gotową budowlę odsłonięto 10 lat później. Jest dziełem bardzo znanego wówczas architekta, a awangardowy nawet według dzisiejszych standardów projekt przypomina UFO z filmu Stevena Spielberga.
Budynek stoi na szczycie Buzłudża, na wysokości ok. 1450 m, w środkowej części kraju. Miejsce nie jest przypadkowe - to właśnie u stóp Buzłudży w 1891 roku odbyło się tajne zebranie, które zapoczątkowało zorganizowany ruch socjalistyczny w Bułgarii.
Dom widać z daleka; z bliska straszy i sprawia wrażenie ruiny, w której można spotkać jedynie duchy.
Dom-monument składa się z dużej sali, w której miały się odbywać szczególnie uroczyste zebrania, i 70-metrowego słupa, u którego szczytu błyszczały kiedyś dwie pięcioramienne gwiazdy, podobno rubinowe. Po zamknięciu budynku śmiałkowie próbowali zestrzelić gwiazdy dla szlachetnego kamienia. Okazały się szklane.
Ściany w okrągłej sali, szerokiej na 42 metry i wysokiej na 15, pokryto mozaiką o powierzchni 500 m kw. Autorami 14 kompozycji, wykonanych według najlepszych tradycji sztuki socrealistycznej, było 60 najwybitniejszych malarzy tamtych czasów. Mozaiki ilustrowały historię partii komunistycznej. W centralnych miejscach umieszczono ogromne wizerunki Marksa, Engelsa, Lenina i ówczesnego przywódcy komunistów Todora Żiwkowa. Ten ostatni doznał najgorszych uszkodzeń. Schody były udekorowane kompozycjami autorstwa czeskiego artysty, wykonanymi z białego kryształowego szkła. Dziś cały ten przepych można zobaczyć tylko na zdjęciach.
Gdy ruszyły prace budowlane, w fundamentach budynku zabetonowano kapsułę z przesłaniem do potomków, którzy - jak się spodziewano - będą żyć w komunizmie. Kapsuła pozostaje na swoim miejscu.
Po zmianach politycznych 1989 roku dom-pomnik, wraz z całym majątkiem partii komunistycznej, przejęło państwo. Budynek zamknięto. Przez lata, gdy nikt się nim nie interesował, niszczał coraz bardziej. Nie zatroszczyła się o niego nawet obecna lewica, spadkobierczyni partii komunistycznej, choć miała ku temu okazję podczas rządów w latach 2005-2009.
W ubiegłym roku, po serii protestów lewicy oburzonej stanem monumentu, rząd postanowił przekazać go partii socjalistycznej. - Koszt utrzymania i ochrony pomnika jest zbyt wysoki, dlatego przekazaliśmy go prawowitemu właścicielowi - wyjaśniła w parlamencie minister rozwoju regionalnego Liliana Pawłowa.
Dar okazał się dla socjalistów poważnym kłopotem. Pieniędzy na jego odrestaurowanie - eksperci oceniają koszt na co najmniej 10 mln euro - nie ma. Brakuje też pomysłów na jego zagospodarowanie.
Lider lewicy Sergej Staniszew, choć z wykształcenia historyk, skłonny jest patrzeć w przyszłość i zamiast o utrzymywaniu pomników-symboli woli myśleć o finansowaniu przyszłorocznej kampanii wyborczej. Na ten cel partia będzie zmuszona zaciągnąć kredyt pod hipotekę sofijskiej siedziby. Za dom-pomnik na Buzłudży żaden bank nie da złamanego grosza.
Bez większego odzewu pozostały apele Staniszewa do partyjnej młodzieżówki o zajęcie się pomnikiem. Na razie dom wciąż straszy.