Inwestycyjny boom w mieszkaniówce w potrzasku pandemii
Widzimy ciąg dalszy przesuwania środka ciężkości inwestycyjnej prosperity w kierunku budownictwa indywidualnego. Jednak w świetle bezprecedensowej sytuacji zagrożenia epidemicznego i oczekiwanego gospodarczego trzęsienia ziemi, załamanie boomu na pierwotnym rynku mieszkaniowym wydaje się przesądzone.
W lutym statystyki inwestycyjne pierwotnego rynku mieszkaniowego wyglądały jak na początek roku w pełni standardowo. Jest to okres ich stabilizacji na stosunkowo niskim poziomie przed wiosenno-letnim sezonem budowlanym, gdy to następuje ich wybicie. Jego pierwsze symptomy widać było już w lutym w przypadku danych mieszkań rozpoczętych oraz oddanych do użytkowania. Tym samym rynek już nastawiał się na kolejne miesiące ciężkiej pracy i windowania statystyk inwestycyjnych.
Po raz kolejny dała o sobie znać tendencja silnie rosnącej dynamiki danych dotyczących indywidualnego budownictwa jednorodzinnego, przy względnej stabilizacji tych dotyczących aktywności inwestycyjnej deweloperów.
I tak budujący na własne potrzeby po dwóch miesiącach br. oddali do użytkowania 12,8 tys. lokali - o 9,1 proc. więcej rdr, a deweloperzy niemal równo 20 tys., co oznacza roczny progres rzędu zaledwie ułamka procenta. W przypadku mieszkań rozpoczętych wygląda to odpowiednio: 12,3 tys. i 31,5 proc. indywidualne oraz 20,6 tys. i 2,4 proc. deweloperzy. W nowych pozwoleniach zaś 13,8 tys. i 9,8 proc. oraz 23,3 tys. i minus 2,5 proc.
Rynek inwestycyjny potwierdza więc rysujący się już w poprzednich raportach GUS trend coraz silniej rosnącego zainteresowania Polaków indywidualnym budownictwem jednorodzinnym, przy względnej stabilizacji dynamiki budownictwa deweloperskiego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to postępująca drożyzna lokali deweloperskich jest, albo raczej była jednym z głównych powodów takiego stanu rzeczy.
Niestety, w związku z bezprecedensową sytuacją globalnego zagrożenia epidemicznego, która niesie ze sobą zagrożenie dla parametrów rodzimej gospodarki oraz sytuacji społeczno-ekonomicznej mieszkańców kraju, raczej nieunikniona wydaje się jakaś forma załamania koniunktury na mieszkaniowym rynku pierwotnym w każdym z możliwych aspektów.
Pierwszym symptomem oczekiwanego cofnięcia parametrów inwestycyjnych mieszkaniówki są docierające sygnały o paraliżu urzędów odpowiedzialnych za formalności konieczne do uruchamiania budów, przede wszystkim za wydawanie pozwoleń na budowę. Tym samym ich statystyki w kolejnych miesiącach zapewne spadną, niewykluczone, że do wręcz symbolicznych wartości.
Jednak nawet niezależnie od statystyk nowych pozwoleń należy oczekiwać spadku także wolumenów rozpoczynanych budów, tak przez deweloperów jak i inwestorów indywidualnych. Jest to oczywiste w świetle bezprecedensowego zagrożenia i w konsekwencji niespotykanego dotąd w powojennej historii kraju potencjału rzeczywistości kryzysowej.
Według portalu RynekPierwotny.pl jedynie dane dotyczące mieszkań oddawanych do użytkowania mogą w przewidywalnej perspektywie uniknąć gwałtowniejszych turbulencji. Deweloperzy z dużą determinacją będą bowiem dążyć do zakończenia szczególnie tych najbardziej zaawansowanych inwestycji, by przekazać je nabywcom i ostatecznie zamknąć.
Przede wszystkim należy mieć świadomość, że obecna sytuacja społeczno-gospodarcza kraju jest wciąż bardzo trudna do precyzyjnej oceny, przede wszystkim z racji swojej precedensowości. Stąd pojawiające się jeszcze dość często opinie bagatelizujące destrukcyjny wpływ pandemii koronawirusa m.in. na krajowy rynek nieruchomości, w tym głównie mieszkaniowych, wg których już za 3-4 miesiące wszystko wróci do normy. Tymczasem szanse na tak optymistyczny scenariusz są dosłownie zerowe, a co gorsza, możemy mieć i najprawdopodobniej już mamy do czynienia z kryzysem o niespotykanej sile rażenia, którego skutki zostaną rozłożone na lata. Niestety, inwestycyjny boom w mieszkaniówce znalazł się na dobre w potrzasku koronawirusa.
Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl