Kredyt 2 proc. już w maszynce sejmowej. Opozycja wytyka rządowi nieudolność
Projekt wprowadzający Kredyt 2 proc. nabiera tempa. Po burzliwej debacie został skierowany do komisji sejmowych. Opozycja nie zostawiła suchej nitki na polityce mieszkaniowej rządów PiS, wytykając, że to przedwyborcza próba ratowania sytuacji po ośmiu latach, a poprzednie programy na czele z "Mieszkanie Plus" okazały się klapą.
Projekt autorstwa Ministerstwa Rozwoju i Technologii ma wprowadzić dopłaty do rat kredytowych przez 10 lat oraz konto mieszkaniowe na preferencyjnych warunkach. To maksymalnie 500 tys. zł dla singli, a dla małżeństw lub rodziców 600 tys. zł, przy maksymalnym wkładzie własnym do 200 tys. zł. Nie będzie ustawowych limitów cen metra kwadratowego.
Podczas debaty sejmowej najpierw wiceminister rozwoju Piotr Uściński chwalił się rekordową liczbą wybudowanych za rządów PiS mieszkań i zachwalał projekt ustawy wprowadzającej dopłaty do rat kredytu i konto mieszkaniowe. Opozycja pytała z przekąsem, że skoro wygląda to tak dobrze, to po co ta ratunkowa ustawa. W sejmowej debacie wytykano, że przez osiem lat nie wprowadzono żadnego udanego programu, który poprawiłby sytuację mieszkaniową, a słynne Mieszkanie Plus okazało się wielką klapą, a ten projekt wprowadzany pod koniec drugiej kadencji jest kiełbasą wyborczą. Do tego są obawy, że jeszcze mocniej nakręci ceny.
- Ta ustawa niewiele problemów rozwiąże, a wiele problemów wygeneruje. Z pewnością zyskają osoby, które w pierwszych tygodniach przystąpią do tego programu, zyskają banki, natomiast program wpłynie na wzrost cen mieszkań, więc uderzy w większość obywateli, którzy w średniej perspektywie będą chcieli nabyć mieszkanie i to nie jest najmądrzejszy pomysł, żeby tak wpływać na rynek - mówił w Sejmie Mirosław Suchoń z Polska 2050.
Krystyna Sibińka z PO przypomniała wielką klapę słynnego Mieszkania Plus, w ramach którego miało powstać 100 tys. mieszkań. - Teraz po 8 latach rządzenia jakby nigdy nic wychodzi premier tego rządu i mówi, że własne mieszkanie to realna perspektywa, że to kolejny program proponowany dla wszystkich którzy chcą mieć własne mieszkanie.
- Najlepszą cenzurkę obecnego rządu, jego niekompetencji, nieudolności i nietrafionych decyzji w odniesieniu do mieszkań wystawili sobie w uzasadnieniu autorzy procedowanego projektu, pisząc, że potrzeba wprowadzenia regulacji jest odpowiedzią na obecne problemy rynku mieszkaniowego związane z brakiem środków na wkład własny, ograniczonym zakresem systemowych mechanizmów, dysproporcja w oprocentowaniu lokat w stosunku kredytów, spadkiem zdolności kredytowej Polaków itd. Teraz rząd chce załatać problem, ale to nie jest program dla wszystkich. My mamy swoje propozycje kredytu na 0 proc. - mówiła Sibińska podczas debaty sejmowej.
Podobnie oceniał to Krzysztof Truskolaski z KO wytykając, że to próba ratowania sytuacji po ośmiu latach.
- Polacy marzą o pozyskaniu pierwszego mieszkania, ale młodzi za rządów PiS nie mają takiej możliwości. Zmarnowaliście 8 lat, nie zrobiliście nic aby mogli nabyć pierwsze mieszkanie, wyprowadzić się od rodziców. Teraz ogłaszacie program dopłat do kredytu, ale skorzysta z tego mała grupa. Polacy czekają na porządny program. Jeżeli byście umieli coś zrobić, to po ośmiu latach rządów PiS Polacy mieliby zapewnioną swoją przyszłość we własnym mieszkaniu. Na ten cel mogłyby iść pieniądze z KPO, ale skonfliktowaliście nas z UE i tych pieniędzy nie ma - mówił poseł KO.
- My proponujemy kredyt 0 proc. dla ludzi którzy nie mają swojego mieszkania. Mamy nadzieję, że poprzecie naszą poprawkę tak, aby ten kredyt był jak najszybciej procedowany -dodał w Sejmie przedstawiciel KO.
Politykę obecnego rządu skrytykował w całości poseł Adrian Zandberg, wytykając, że to kolejny program, który zwiększy ceny mieszkań zamiast nakręcania tej spirali.
To gaszenie pożaru poprzez polewanie benzyną. Od dwudziestu lat kolejne rządy robią zresztą to samo. Najpierw wlewacie miliardy złotych z budżetu do systemu kredytów, a potem ze zdziwioną miną patrzycie na rosnące ceny mieszkań. Dopłaty nie zadziałały i nie zadziałają teraz. Po co znowu robić to samo. Nie macie pomysłu na mieszkania, położyliście Mieszkanie Plus, więc jedyne co wam zostało, to wciskanie ludziom kredytów. Stąd ta kredytowa licytacja pomiędzy PiS-em a Platformą czy ma być kredyt 2 proc, czy 0 proc. - mówił Adrian Zandberg.
Dopłaty do kredytów nie działały za pierwszego PiS-u, nie działały za Platformy. I nie zadziałają teraz. Rośnie popyt, to wzrośnie cena. Deweloperzy podniosą marże. Kawalerka, które kosztowała 300 tysięcy, będzie kosztowała 500 tys. - mówił przedstawiciel Partii Razem.
Jego zdaniem grube miliardy popłyną prosto na konta deweloperów. Zarobią też banki, które obsługują system kredytowy.
- W Polsce nie brakuje kredytów, tylko mieszkań. Do tego by mieszkania były dostępne dla zwykłych ludzi, trzeba postąpić dokładnie odwrotnie, niż proponuje rząd. Trzeba zmienić zasady gry. Trzeba zwiększyć podaż. Tak, trzeba wydać na mieszkania duże pieniądze z budżetu. Ale trzeba to zrobić sensownie. Zamiast waszych dopłat, które spowodują wzrost cen mieszkań, Lewica proponuje prosty system: państwo płaci, samorząd buduje. W takim systemie obowiązuje uczciwa zasada: budynki wybudowane za państwowe zostają na zawsze w zasobie publicznym. Nie wolno ich sprywatyzować. Dzięki temu mieszkania posłużą kolejnym pokoleniom. Jedynie budownictwo społecznie jest drogą by zatrzymać to cenowe szaleństwo - mówił Zandberg.
Projekt skrytykowali posłowie Konfederacji. - Ta ustawa nie rozwiąże problemu, chcecie zapewnić dodatkowe wpływy bankowym z pieniędzy wszystkich Polaków. Dyskryminuje małżeństwa. Na pompujecie deweloperów i sektora bankowego. Przez cały 2022 apelowaliśmy o konta mieszkaniowe, ale zrobiliście karykaturę dobrych rozwiązań - mówił Michał Urbaniak z Konfederacji.
Niezrzeszona posłanka Hanna Gill - Piątek pozytywnie oceniła pomysł wprowadzenia konta mieszkaniowego, które jak powiedziała już dawno powinno działać, ale o samym kredycie wypowiadała się krytycznie.
Powołując się na wyliczenia zdolności kredytowej przez Expandera, wskazywała, że rodziny z dwójką dzieci godziwego mieszkania nie kupią, bo przy medianie dochodów w Polsce i obecnych cenach mieszkań zwłaszcza w dużych miastach nie będzie ich stać i nie będą one dostępne.
- Komu ma służyć kredyt 2 proc. jeśli 80 proc społeczeństwa zostaje poza jego zasięgiem - pytała.
Nawet deweloperzy sami mówią, że im są potrzebne narzędzia podażowe np. takie, które dają dostęp do działek, ulga podatkowa na wynajem żeby pobudzić rynek, lub REIT-y, o których rząd zupełnie zapomniał. Ukrytym beneficjentem tej ustawy są banki, bo teraz są zagrożone kolosalnym kryzysem frankowym, a na horyzoncie jest krysys związany z WIBOR. Ta ustawa wcale nie jest o Polakach potrzebujących mieszkań, ale to jest ustawa o ratowaniu banków i ratowaniu branży budowlanej, bo przez rządy PiS dotknął ich kryzys inflacyjny. Nie było w Europie innego kraju, w którym tak wysoki udział kredytów o zmiennej stopie był tak duży jak w Polsce - powiedziała Gill-Piątek.
Wiceminister Uściński odpowiadając na pytania, tłumaczył się też z zarzutów opozycji, że według podanych w projekcie kwot na ten rok, są one tak małe, że zaledwie garstka ludzi skorzysta.
- W tym roku nie ma limitów i każdy Polak, który będzie chciał skorzystać z programu będzie mógł do niego przystąpić. W naszym OSR (Ocena Skutków Regulacji -red.) jest szacowana przez nas liczba 10 tys., ale jeśli będzie więcej chętnych, nie będziemy w tym roku limitowali, a łącznie na ten i przyszły rok mamy 1 mld zł. Wobec czego przez te 1,5 roku duża rzesza chętnych będzie mogła przystąpić do programu - tłumaczył wiceminister w Sejmie.
Po głosowaniu projekt został skierowany wraz z autopoprawką do Komisji Infrastruktury oraz Komisji Finansów Publicznych w celu rozpatrzenia.
Monika Krześniak-Sajewicz