Rząd chce wielkiej reformy w gminach. "Harmonogram nie do przyjęcia"
Rusza reforma planowania przestrzennego. Wszystkie gminy mają do końca 2025 roku obowiązkowo zrobić plan ogólny - to efekt nowej ustawy. Co do tego, że są potrzebne raczej nie ma zastrzeżeń, ale obawy dotyczą krótkiego czasu na ich sporządzenie i kosztów. Do tego w wysłanej aktualizacji KPO rząd ściął cel objęcia gmin planami o połowę.
Ustawa reformująca planowanie przestrzenne ma już podpis prezydenta i zakłada, że wszystkie gminy mają do 1 stycznia 2026 zrobić ogólne plany. To będzie podstawowe narzędzie planowania przestrzennego. Zastąpi dotychczasowe studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy. Eksperci są zgodni, że wprowadzenie ładu przestrzennego jest potrzebne, ale są duże wątpliwości co do ostatecznego terminu oraz szacowanych kosztów całej operacji.
- Najnowszą nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym można postrzegać jako próbę szybkiego uporządkowania przestrzennego bałaganu w polskich gminach. Przypomnijmy, że mniej niż jedna trzecia kraju jest pokryta miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego, a tempo zmian tego wskaźnika pokrycia nie zachwyca. Mówimy bowiem o wzroście z 29,7 proc. w 2015 r. do 31,7 proc. pod koniec 2021 r. Nowe plany ogólne od 1 stycznia 2026 r. zastąpią studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy. Wyniki niedawnej kontroli NIK potwierdzają, że wspomniane studia bywają nieaktualizowane przez długi czas. Co więcej, decyzja o warunkach zabudowy stanowiąca swoistą protezę planistyczną w razie braku miejscowego planu, wcale nie musi być zgodna ze studium. Potwierdziło to Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii w odpowiedzi na interpelację poselską z 10 grudnia 2020 r. - mówi Interii Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl.
Jak zaznacza, ustalenia planu ogólnego mają być uwzględniane podczas uchwalania planów miejscowych. Nowe przepisy wskazują też, że decyzje o warunkach zabudowy (tzw. WZ-ki) będą musiały uwzględniać ustalenia planu ogólnego w zakresie stref planistycznych, gminnych standardów urbanistycznych i obszarów uzupełnienia zabudowy.
- Jak widać, plan ogólny będzie odgrywał bardzo ważną rolę, gdyż wyznaczy zakres wydawania "WZ-ek" (możliwego tylko na obszarze uzupełnienia zabudowy). Rodzi się jednak pytanie, czy wszystkie gminy przygotują poprawnie taki dokument do końca 2025 r. - komentuje Prajsnar.
Koszty mają być pokrywane z KPO, którego jak wiadomo nie ma, więc na razie będą prefinansowane przez PFR. Jednocześnie jak pisała Interia w kwietniu, wysłana przez rząd aktualizacja Krajowego Planu Odbudowy zakładała w tym obszarze mocne cięcia.
O ile, pierwotnie w KPO zapisano, że celem inwestycji jest zapewnienie wsparcia w zakresie przygotowania strategii rozwoju oraz ogólnych planów zagospodarowania przestrzennego, tak aby wszystkie gminy w Polsce przyjęły nowe ogólne plany zagospodarowania przestrzennego. To w proponowanej przez rząd rewizji, cel zredukowano ze 100 proc. do 50 proc. gmin w Polsce, które w ramach inwestycji przyjmą do połowy 2026 r. nowe ogólne plany zagospodarowania przestrzennego.
Zapytaliśmy ministerstwo o to jak szacuje koszty reformy i jak to się ma do zredukowania celu w KPO aż o połowę.
- Koszt wdrożenia ustawy obejmuje przygotowanie planu ogólnego, aktualizację strategii rozwoju gmin oraz zmianę niektórych planów miejscowych. Wymienione działania zostały wycenione na 900 mln zł + 23% VAT (podatek VAT nie jest kosztem kwalifikowalnym). Wydatki na sporządzenie w/w dokumentów zostaną prefinansowane ze środków PFR, które zostaną zrefundowane ze środków KPO. Procedura aktualizacji KPO trwa, więc wyciąganie wniosków, że zrezygnowano z części środków na opracowanie planów ogólnych, jest przedwczesne - odpowiada biuro prasowe Ministerstwa Rozwoju i Technologii.
Przedstawiciele samorządów alarmują, że koszty są niedoszacowane, a czasu na całą operację za mało.
- Szacowany koszt 900 mln zł to nie jest wystarczające kwota. W większości przypadków, zwłaszcza największych samorządów będziemy musieli szukać środków własnych na sfinansowanie tych zadań. Tymczasem realne dochody jednostek samorządu terytorialnego za 2022 spadły w stosunku do poprzedniego roku o 9,6 proc., trudno jest nam zbilansować bieżące dochody i wydatki, skąd więc mamy znaleźć dodatkowe kilkaset milionów na sporządzenie planów ogólnych? Przecież, szczególnie w przypadku miast będą one bardzo kosztowne. Dodatkowo, na co wielokrotnie zwracaliśmy uwagę w trakcie procesu legislacyjnego, czasu na przygotowanie tych planów jest za mało, bo zgodnie z ustawą mają być gotowe do końca 2025 roku - mówi Interii Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu i ekspert ds. legislacyjnych Związku Miast Polskich.
Jak podkreśla, w tej sytuacji popyt na ekspertów, którzy potrafią je przygotować z dnia na dzień gigantycznie wzrośnie, a ich liczba nie wzrośnie, więc jak łatwo przewidzieć, ceny za te plany wzrosną. - Zgodnie z Konstytucją finansowanie nowych zadań własnych samorządów musi się wiązać z przyznaniem im adekwatnych środków finansowych. Tymczasem obcinając cele w KPO o 50 proc. rząd de facto przyznaje, że da środki tylko na pokrycie połowy kosztów przygotowania planów ogólnych i do tego nie wiadomo w jaki sposób te pieniądze będą dzielone - mówi przedstawiciel Związku Miast Polskich.
Jego zdaniem termin do końca 2025 roku jest niebezpieczny także z innego zasadniczego powodu. W przypadku planowania przestrzennego potrzebne są prowadzone na szeroką skale konsultacje społeczne, ale przy tak krótkim czasie na ich sporządzenie planów, będzie to utrudnione. A przecież dla mieszkańców czy też przedsiębiorców, to będą kwestie kluczowe rzutujące na przyszłość.
- Plany ogólne są potrzebne i my nie negujemy, że powinny powstać, ale tego nie można robić na skróty. Musi być czas na przygotowanie propozycji, konsultacje z mieszkańcami, zebranie uwag, czas na zrobienie korekt. Decyzje dotyczące zagospodarowania przestrzennego skutkują nie na lata czy na dziesięciolecia, ale nawet na kilkaset lat. Samorządy mają za krótki czas na przygotowanie tych planów. Ostrzegaliśmy, że taki harmonogram jest dla nas nie do przyjęcia, ale nie wzięto tego pod uwagę przy uchwalaniu ustawy i skutki będą opłakane, bo to się może odbić na jakości tych dokumentów. Najczęściej, ze względu na przyjęty harmonogram będziemy więc prawdopodobnie tylko odwzorowywali stare studia wykonalności - ostrzega Marek Wójcik.
Jednoczenie zwraca uwagę na brak spójności w działaniach rządu, bo poprzednie zmiany szły w zupełnie innym kierunku.
- To przewrót kopernikański w dziedzinie planowania. Upraszczamy przepisy tak, by gminy szybko i sprawnie uchwalały plany ogólne i plany miejscowe. Koniec z bałaganem w przestrzeni polskich miast i wsi, koniec z niekontrolowanym rozlewaniem się zabudowy i patodeweloperką w miejscach do tego nieodpowiednich - komentował minister rozwoju i technologii Waldemar Buda po podpisaniu ustawy przez prezydenta.
- Nie wiem jak deklarowane przez rząd chęci uporządkowania chaosu przestrzennego mają się do tych wszystkich deregulacji w ostatnich latach, które w przedziwny sposób ułatwiały życie inwestorom, począwszy od słynnej ustawy "Lex Deweloper", po budowanie "na skróty" domów do 70m metrów kwadratowych, czy też wprowadzenie możliwości budowy na podstawie zgłoszenia m.in. kiosków i pawilonów sprzedaży ulicznej o powierzchni zabudowy nie większej niż 15 metrów kwadratowych. Jak to się ma do zaprowadzania ładu przestrzennego? Nie chcemy by powstały w polskich miastach fawele! - komentuje pełnomocnik zarządu i ekspert ds. legislacyjnych Związku Miast Polskich.
Monika Krześniak-Sajewicz