Spółdzielnia kupiła łaźnię. Mieszkańcy protestują, zarząd odpowiada

Katowicka "Gazeta Wyborcza" opisuje konflikt, jaki od dłuższego czasu ma miejsce pomiędzy członkami spółdzielni "Michał" w Siemianowicach Śląskich, a jej zarządem. Spór rozgorzał, gdy władze spółdzielni kupiły zabytkową łaźnię. 3 czerwca część mieszkańców zorganizowała protest przeciwko działaniom zarządu. Ich zdaniem, z wiekowym budynkiem, którego utrzymanie kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie, nic się nie dzieje, a stan lokali spółdzielni od lat pozostawia wiele do życzenia. Protestujący zwrócili też uwagę na coraz wyższe czynsze, które drenują portfele wielu z nich.

Jak zauważa "Gazeta Wyborcza", początkiem konfliktu był zakup przez władze spółdzielni budynku po byłej łaźni Kopalni "Michał". Zdaniem mieszkańców, od tego czasu z obiektem, którego utrzymanie w 2021 r. pochłonęło ponad 40 tys. zł, nic się nie dzieje, co stoi w sprzeczności z pogarszającym się stanem budynków mieszkalnych i rosnącymi czynszami

Mieszkańcy protestowali pod spółdzielnią. Czynsze idą w górę, a usterek nie ma kto naprawić

Wydaje się, że najważniejszym wątkiem konfliktu jest zły stan budynków mieszkalnych, które - zdaniem obecnych na proteście - nie były odnawiane od wielu lat. - Lata zaniedbań i brak podstawowych inwestycji doprowadziły do tego, że budynki spółdzielni przez dziesiątki lat nie były remontowane - stwierdziła w rozmowie z gazetą Justyna Czerwińska, jedna z pomysłodawczyń poniedziałkowego protestu.  

Reklama

Osoby, które pojawiły się na proteście, również zwróciły uwagę na pogarszający się stan budynków spółdzielni, w tym m.in. na odpadający tynk czy zniszczone schody. - Mieszkamy jak w slumsach - przyznali. 

Lokatorzy zwrócili również uwagę na czynsze, które ich zdaniem są za wysokie. - Za 30-metrowe mieszkanie płacę 600 zł miesięcznie czynszu. To o wiele za dużo - powiedział w rozmowie z dziennikiem jeden z mieszkańców. Justyna Czerwińska dodała, że regularne podnoszenie czynszów drenuje ich portfele

To niejedyny problem. Spółdzielnia działa bez rady nadzorczej

Konflikt wzmaga również to, że spółdzielnia działa bez rady nadzorczej. Choć organ nadzorujący i kontrolujący działalność zarządu spółdzielni został wybrany pod koniec 2022 r., to na podstawie postanowienia katowickiego sądu wstrzymano uchwałę o powołaniu jego członków. Jak podkreślają mieszkańcy, od tego czasu spółdzielnia działa bez organu, który mógłby skontrolować działalność zarządu. 

Mieszkańcy podnoszą również, że zarząd spółdzielni odmawia dostępu do dokumentacji

- Odmowa dostępu do dokumentacji dotyczyła jedynie tych członków, wobec których spółdzielnia złożyła zawiadomienia do prokuratury, dotyczące możliwości popełnienia przestępstwa i działania na szkodę spółdzielni - stwierdził zarząd w skierowanym do "Gazety Wyborczej" oświadczeniu. 

Członkowie zarządu zapewnili, że wszystkie remonty są wykonywane zgodnie z przepisami, a wysokość czynszu uzależniona jest od wielu czynników, na które organ nie ma wpływu.  

Odnosząc się do zakupu budynku po zabytkowej łaźni, przedstawiciele zarządu przekonują m.in., że jego wartość od czasu zakupu wzrosła o ponad milion złotych. - To nie my odpowiadamy za paraliż działań spółdzielni. (...) Poza tym, na proteście było 20 osób, a członków mamy 1600, a mieszkańców 12 tys. - podsumowali członkowie zarządu.  

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »