W USA nie muszą mówić, że dom jest nawiedzony. "To fakt nieistotny"

Sprzedanie nawiedzonego domu w Stanach Zjednoczonych nie jest trudne. Wystarczy ten fakt przemilczeć. Prawo stoi po stronie właściciela. Karze zaś tych, którzy na nieprawdziwej złej sławie nieruchomości chcą zbić majątki. "Domów z duchami" wcale nie jest na rynku mało, wierzy w nie bowiem co trzeci Amerykanin.

Zgodnie z prawem, we wszystkich stanach USA ani sprzedawca, ani agent nieruchomości nie mogą fałszywie przedstawiać historii domu. Mogą jednak pewne informacje przemilczeć i zataić, jeśli nie zostaną o nie poproszeni. Chodzi o duchy. 

- Zjawisk tych nie da się udowodnić. A taka informacja może zszargać zalety wspaniałego domu - argumentuje cytowany przez portal mancionglobal.com agent nieruchomości z Florydy.

Jak nie mówić o duchach?

W czterech stanach - Massachusetts, New Jersey, Minnesocie i Nowym Jorku - obowiązujące prawo wyraźnie instruuje, jakie informacje należy podawać podczas sprzedaży nieruchomości. Przepisy wręcz zakazują informowania zainteresowanych nieruchomością, że w kupowanym przez nich domu straszy. 

Reklama

"To fakt nieistotny, którego nie trzeba ujawniać potencjalnym nabywcom" - brzmi uzasadnienie. 

W dziewięciu stanach obowiązują zaś przepisy dotyczące ujawniania czy domu ktoś zmarł. W Kalifornii sprzedawcy muszą podać tę informację, jeśli do zgonu doszło w ciągu minionych trzech lat. Sprzedając nieruchomość na Alasce obowiązek informowania o śmierci dotyczy jednego roku. Bez limitu lat trzeba zaś informować o zbrodni bądź samobójstwie. 

W Południowej Dakocie sprzedawcy nie mogą natomiast ukryć przed kupującym, że w wystawionym na sprzedaż domu doszło do morderstwa. W pozostałych stanach muszą ujawnić śmierć w nieruchomości tylko wtedy, gdy zostaną o to poproszeni. 

Prawo zakazuje kłamać

Na złej sławie domu nie można jednak zarabiać. "W stanie Nowy Jork sądy unieważnią sprzedaż domu, jeśli sprzedawca stworzy i rozpowszechni opinię, że dom jest nawiedzony, a następnie w nieuczciwy sposób wykorzysta" - wyjaśniają eksperci amerykańskiego portalu Zillow. 

Mimo zakazów, niektórzy na "nawiedzonym domu" zrobili interes. Na przykład mieszkanka stanu Nowy Jork, właścicielka XIX-wiecznej rezydencji położonej 40 km od Manhattanu. Było o niej głośno w latach 80-tych XX wieku, kiedy nieruchomość miał kupić za 650 tys. dolarów makler z Wall Street. 

Wpłacił nawet zadatek ale potem usłyszał, że w domu są duchy. Dwa lata zajęły mu procesy sądowe, aby odzyskać wpłacone pieniądze. Dom w tym czasie znacznie podrożał. Kupił go reżyser, scenarzysta i aktor Adam Brooks, a po nim znany raper, Matisyahu. Ten ostatni zapłacił za nieruchomość prawie dwa miliony dolarów. Obaj właściciele zapewniają, że nie odnotowali nadprzyrodzonych zjawisk. 

Według badań ośrodka opinii publicznej Pew Research Center, około jedna trzecia Amerykanów wierzy, że nawiedzone domy istnieją a ponad 18 proc. zapewnia, że widziało ducha lub czuło jego obecności. Jeszcze większy odsetek - 29 proc. ankietowanych deklaruje, że nawiązało kontakt z osobą zmarłą.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | nieruchomości | agencja nieruchomości | domy | duchy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »