Walczą o kamienicę z Niemcami
Sąd Apelacyjny w Gdańsku odroczył w środę proces odwoławczy o przekazanie niemieckim spadkobiercom kamienicy w Gdańsku-Oliwie, w której mieszka obecnie pięć rodzin. Nowy termin rozprawy zostanie wyznaczony z urzędu.
W czerwcu 2007 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał wydanie Niemcom nieruchomości. Od wyroku tego odwołało się miasto Gdańsk, które pod koniec lat 70. przejęło kamienicę w zarząd.
Pełnomocnik gminy Gdańsk Roman Nowosielski argumentował w środę przed Sądem Apelacyjnym, że nieruchomość nie powinna być wydana niemieckim spadkobiercom, dopóki nie zaspokoją oni roszczeń finansowych gminy.
-Od 1977 r. do dziś, najpierw prezydent Gdańska, a potem gmina, ponieśli duże nakłady w związku z utrzymaniem nieruchomości, która przed 30 laty została uznana przecież przez niemieckich spadkobierców za bezwartościową. Gmina nie mogła wówczas odmówić przejęcia kamienicy - mówił Nowosielski.
Zdaniem Nowosielskiego, nakłady gminy w nieruchomość wyniosły co najmniej pół miliona złotych.
Nowosielski podkreślił, że nie byłoby problemu z własnością kamienicy, gdyby pod koniec lat 70. tuż po przejęciu w zarząd kamienicy, administracja polska wymusiła na spadkobiercach jej zrzeczenie się potwierdzone aktem notarialnym.
Sąd Apelacyjny odraczając w środę proces uznał, że strona powodowa musi odnieść się do roszczeń finansowych miasta. Poza tym dwóch lokatorów kamienicy, którzy w procesie występują jako interwenienci uboczni, twierdzi, że niemieccy spadkobiercy zrzekli się nieruchomości w latach 70.
Na środowej rozprawie nie stawił się pełnomocnik niemieckich spadkobierców kamienicy.
-Czujemy się oszukani przez państwo polskie. Takie sprawy jak nasza pokazują jak wielki bałagan jest w polskim prawie. Luka widoczna jak na dłoni wykorzystywana jest przez ludzi, którzy chcą zwyczajnie skorzystać z tego, co - może im się należy - tylko historii myśmy nie pisali i jesteśmy w tym scenariuszu wpisani jako kozły ofiarne - powiedział dziennikarzom jeden z lokatorów spornej kamienicy Jacek Maciejewicz.
Zdaniem Maciejewicza, "to gmina powinna mieć interes w tym, żeby odebrać ten dom i rozliczyć się z Niemcami w inny sposób". "A nie w taki sposób, który jest ewidentnie krzywdzący dla jej lokatorów i mieszkańców" - dodał.
-To jest nieruchomość, w przypadku której jeśli lokatorzy będą musieli ją opuścić, to wszyscy będziemy musieli z podatków zapewnić im mieszkania. W interesie państwa polskiego jest więc utrzymanie tej nieruchomości w zasobach gminy. Jeżeli będziemy łatwą ręką zwracać nieruchomości, to taka wiadomość szybko się rozejdzie i taką samą ścieżką mogą pójść następni - powiedziała dziennikarzom szefowa Powiernictwa Polskiego, senator PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
Władze Gdańska zapowiadają, że w przypadku niekorzystnego wyroku i ewentualnej sprzedaży budynku, zapewnią lokatorom kamienicy mieszkania zastępcze.
Sporna kamienica przy ulicy Polanki 57/58 sąsiaduje bezpośrednio z rezydencją byłego prezydenta Lecha Wałęsy. Decyzją gdańskiego sądu grodzkiego od 1946 r., przywrócona ona została Augustowi Lindhoffowi, który nieruchomość tę stracił tuż po wojnie. Lindhoff zmarł w Gdańsku w 1963 r. Budynek po nim odziedziczyli spadkobiercy mieszkający w Niemczech.
Po śmierci Augusta Lindhoffa i wyjeździe z Polski jego żony Zofii Józefiny sporną kamienicą zarządzał Wiktor Goncarzewicz. Był on szwagrem Zofii Józefiny i administrując kamienicą dysponował jej pełnomocnictwem oraz dzieci Augusta Lindhoffa.
Pod koniec lat 70. okazało się, że administrujący kamienicą szwagier Lindhoffa nie jest w stanie jej utrzymać. W kwietniu 1977 r. decyzją ówczesnego prezydenta Gdańska nieruchomość została przejęta w zarząd państwowy. Sporządzono odpowiedni protokół zdawczo-odbiorczy, a pismem z września 1977 r. Goncarzewicz potwierdził przekazanie nieruchomości we władanie administracji państwowej z dniem 1 stycznia 1977 r.
W lipcu 2000 r. Sąd Rejonowy w Gdańsku prawomocnym postanowieniem stwierdził, że spadek po Auguście Lindhoffie nabyły jego dzieci: dwóch synów i dwie córki. Obecnie już nie żyją. Prawo do spadku po nich nabyło pięcioro dzieci, dwoje z nich mieszka obecnie w Monachium.
Kilka lat temu rodzina Lindhoffa rozpoczęła starania o odzyskanie mienia. We wrześniu 2002 r. prezydent Gdańska odmówił wydania nieruchomości, twierdząc, że spadkobiercy ujawnionego w księdze wieczystej właściciela zrzekli się jej własności i z tego tytułu otrzymali odszkodowanie od rządu niemieckiego.