Za mało czasu na wykorzystanie pieniędzy z KPO. "W budownictwie brakuje rąk do pracy"
Odblokowanie środków z KPO jest bardzo dobrą informacją, ale w praktyce oznacza, że w bardzo krótkim czasie musimy wydać na inwestycje gigantyczną kwotę. Nie będzie to proste, bo trzeba zorganizować i rozstrzygnąć przetargi, a do tego moce przerobowe sektora budowlanego są ograniczone. - Wydatkowanie wszystkich środków w tak krótkim czasie wydaje się zadaniem karkołomnym, o ile w ogóle możliwym. Kumulacja inwestycji oznacza potencjalny wzrost cen, a nawet okresowe problemy z dostępem do wybranych materiałów i brak rąk do pracy - ostrzega Damian Kaźmierczak z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
- W bardzo krótkim czasie, bo do 2030 roku musimy wydać prawie 400 miliardów złotych, które napłyną do nas z Unii Europejskiej, z dwóch źródeł. Po pierwsze będzie to około 60 mld euro z KPO i tę kwotę musimy wydać do końca 2026 roku. Na to nakładają się środki z właściwego budżetu unijnego na lata 2021-2027, z których są realizowane inwestycje infrastrukturalne, jak kolej, drogi, energetyka, inwestycje samorządowe, itd. Z tego zasobu mamy około 30 miliardów euro do wydania w horyzoncie do 2032 roku. Wydatkowanie wszystkich środków w tak krótkim czasie wydaje się zadaniem karkołomnym, o ile w ogóle możliwym, bo mamy już 2024 rok, a przecież, jak te środki napłyną, to nie od razu będzie można z nich skorzystać. Trzeba będzie zorganizować przetargi, rozstrzygnąć je i dopiero wtedy zacząć te inwestycje realizować - powiedział dr Damian Kaźmierczak, członek zarządu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa podczas dyskusji zorganizowanej przez Federację Przedsiębiorców Polskich.
Jak zaznacza, wprawdzie wiele wskazuje na to, że po stronie Komisji Europejskiej może wystąpić pewna elastyczność w zakresie ewentualnego przedłużenia tego terminu, ale to może tylko w niewielkim stopniu zmniejszyć skalę wyzwania przed którym stoimy.
- Nawet jeżeli dostaniemy przedłużenie o rok, czy 1,5 roku to i tak nie rozwiązuje problemu, dlatego, że w ciągu 5-6 lat mamy do wydania naprawdę ogromną kwotę pieniędzy. Idziemy więc w kierunku górki inwestycyjnej, dlatego informacja o odblokowaniu funduszy unijnych dla Polski ma wymiar słodko-gorzki. Słodki, dlatego, że firmy są bardzo głodne nowych kontraktów, więc z radością przywitają odblokowanie inwestycji. Natomiast gorzki, ponieważ wiąże się on z potencjalnymi ryzykami, które czyhają na branżę budowlaną i które występują podczas każdej kumulacji inwestycyjnej, z każdym zwiększeniem inwestycji infrastrukturalnych. Dla zobrazowania skali tej kwoty, przypomnę, że dochody budżetowe Polski w tym roku mają wynieść łącznie blisko 700 mld zł. To oznacza, że zbliża się kumulacja inwestycji i branża budowlana już zaczyna się tego obawiać - tłumaczy Damian Kaźmierczak.
Zwraca przy tym uwagę, że branża budowlana w Polsce jest sektorem i obszarem gospodarki wysoce niestabilnym, bo poruszamy się od głębokich dołków do bardzo wysokich szczytów, od kryzysu do okresu nadmiernej prosperity. - Oczywiście, że to dekoniunktura jest zawsze destrukcyjna, ale dla rynku budowlanego okres nadmiernej prosperity i nadmiernego boomu inwestycyjnego również rodzi szereg wyzwań i ryzyk, z którymi firmy budowlane będą musiały się zmierzyć.
- Pierwsze, najbardziej oczywiste, to potencjalny wzrost cen. Wszystko wskazuje na to, że w okolicach 2025- 2027 roku będziemy mieli kolejną falę wzrostu cen na rynku budowlanym, a mogą nawet wystąpić okresowe problemy z dostępem do wybranych materiałów, wzrośnie presja płacowa, tym bardziej, że w budownictwie brakuje rąk do pracy, brakuje wykwalifikowanej kadry - mówi przedstawiciel PZPB.
Jak podkreśla, po wybuchu wojny w Ukrainie skończył się swobodny przepływ ukraińskich pracowników do Polski, a brak polityki migracyjnej państwa i niewydolność aparatu państwowego sprawiają, że polskim firmom budowlanym nie jest łatwo zastąpić ich pracownikami z Azji. - Jest to niezwykle palący problem, który da o sobie znać już w najbliższym czasie. Rozpocznijmy poważną dyskusję o zasadach długofalowej polityki migracyjnej Polski zanim będzie za późno. Nie jesteśmy przygotowani na to, a będziemy musieli ściągać coraz więcej pracowników z Indii, Nepalu, Bangladeszu, Filipin. Tymczasem procedury zatrudnieniowe są nieefektywne, a nie widzimy, żeby ten temat był obecny na agendzie resortów, które za to odpowiadają - apeluje Kaźmierczak.
Jak zaznacza, w 2023 roku brak pracowników nie był tak mocno dolegliwy, bo mieliśmy dekoniunkturę na rynku i stosunkowo mało realizowanych inwestycji, ale to właśnie ma się diametralnie zmienić. Wymienia też dwa inne duże problemy, z którymi trzeba się szybko zmierzyć.
Jednocześnie spodziewany wzrost koszów może wystąpić w sytuacji, gdy nie działają dobrze klauzule waloryzacyjne, które są zaszyte w kontrakty i powinny pozwalać na adekwatne podwyższenie wynagrodzenia wykonawcom w związku ze wzrostem kosztów.
- Tymczasem na rynku publicznym nie działają jeszcze w sposób optymalny, a na rynku prywatnym nie są stosowaną regułą i mają charakter uznaniowy, więc tu fala podwyżek może być problemem. Trzecie wyzwanie związane z absorbcją środków unijnych dotyczy potencjalnego niedoboru bankowych i ubezpieczeniowych produktów gwarancyjnych, bez których inwestycje nie będą mogły ruszyć - dodaje ekspert PZPB.
Monika Krześniak-Sajewicz