Felieton Gwiazdowskiego: Opodatkowanie seksu
Rozpisuję się tutaj od kilku tygodni o tym, jak fiskus, przy pomocy sądów administracyjnych, opodatkowuje podatkiem dochodowym sprzedaż nieruchomości nabytej w drodze spadku. Obchodzi w ten sposób art. 2 ust. 1 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, w którym jest jak byk napisane, że "przepisów ustawy nie stosuje się do przychodów podlegających przepisom o podatku od spadków i darowizn".
Ale to jeszcze nic, albowiem zgodnie z tym samym artykułem nie stosuje się ustawy o podatku dochodowym także do "przychodów wynikających z czynności, które nie mogą być przedmiotem prawnie skutecznej umowy". Tu dopiero zaczynają się "momenty".
Cóż to bowiem za czynności zostały "ekskludowane poza krąg zdarzeń relewantnych podatkowo" - jak się określa naukowo? Otóż w taki właśnie elegancki sposób ustawodawca opisał nieelegancką prostytucję. Na gruncie przepisów prawa podatkowego istotne jest więc nie tylko to, czy podatnik najpierw dom sprzedał, a potem kupił drugi i czy był już on ogrodzony, czy też podatnik parkan wybudował sam, ale także to, z iloma mężczyznami i jak często kobieta musi sypiać, by w świetle przepisów ustawy o podatku dochodowym być prostytutką, a kiedy jest zwyczajną "cichodajką". Ma to istotne znaczenie - bo jak jest prostytutką to podatku dochodowego nie płaci, a jak nie jest - to płaci.
To nie żart. Zajmował się takimi istotnymi zagadnieniami prawnymi nawet Naczelny Sąd Administracyjny (wyrok z 14.06.2018 sygn. II FSK 1606/16), dokonując "subsumpcji" stanu faktycznego sprawy kontaktów seksualnych pewnej pary do swoich wyobrażeń (bo przecież nie do przepisu prawnego, który tego nie precyzuje) o tym, czym jest prostytucja.
Przy tym problemie wcześniejsze rozważania NSA, czy zrobienie podjazdu do domu służy "potrzebom (względnie "celom") mieszkaniowym" podatnika, jest w ogóle niewarte czasu, który został im poświęcony. Z publicznie dostępnego uzasadnienia wyroku nie wiadomo wprawdzie, czy w trakcie postępowania kontrolnego organ podatkowy dokonał czynności sprawdzających, jaka była ilość i częstotliwość oraz jakość zbliżeń seksualnych, ale wiadomo, że ustalił gdzie się one odbywały i co pan z panią robili w przerwach między zbliżeniami.
Orzekając - jak stanowi konstytucja - "na podstawie doświadczenia życiowego" - skład orzekający uznał, że jak jakiś pan, zamiast latać po agencjach towarzyskich, wynajmie jakąś panią na stałe i kupi jej mieszkanie, a ona, oprócz uciech cielesnych zrobi mu kotleta, to pod prostytucję nie podpada. Wiadomo też, że sędziowie nie dali wiary - ciekawe czy także zgodnie z konstytucyjną podstawą orzekania w oparciu o doświadczenie życiowe - że rzeczona pani przez wiele lat nie zmieniła ceny swoich usług.
Skoro wypowiadał się w tej sprawie sąd, to znaczy, że wcześniej organ podatkowy musiał ją na tę okoliczność przepytywać! Skąd miał jednakowoż przekonanie, że cena powinna ulec zmianie? Powinna wzrosnąć - z powodu inflacji? Czy może zmaleć - z powodu zamortyzowania się "środka trwałego"? Ciekawe, jak organ badał "otoczenie rynkowe"?
Co skłoniło sędziów, by się takim dywagacjami w ogóle zajmować? Jakby taka sprawa trafiła przed moje oblicze w obecnym stanie prawnym - na podstawie art. 30 konstytucji gwarantującego godność człowieka - uchyliłbym decyzje organów podatkowych i umorzył postępowanie. W takiej sprawie o tym czy mamy do czynienia z prostytucją powinno decydować oświadczenie podatnika, który się na jego złożenie decyduje. Już wystarczająco narusza swoją własną godność, nie trzeba naruszać jej jeszcze bardziej.
Fiskus uważa, że powoływanie się na prostytucję stanowić może sposób legalizowania dochodów z szarej strefy, a nawet z działalności przestępczej. Ciekawym, ile kobiet mafii próbowało wykazać, że te miliardy z przekrętów paliwowych pochodzą z nierządu?
Zresztą "kobieta mafii" może powiedzieć, że majątku się dorobiła, handlując narkotykami. Bo są to czynności, które, dalibóg, "nie mogą być przedmiotem prawnie skutecznej umowy". Że za handel narkotykami idzie się siedzieć - więc to gorsze niż zapłacenie podatku? Mamy przecież "autonomię prawa podatkowego".
Zarzuty karne skarbowe można stawiać podatnikom niezależnie od wymogów określonych w przepisach postępowania karnego. To powinno być także odwrotnie. Oświadczenie podatnika, że handluje narkotykami nie jest samo w sobie wystarczające do uznania go winnym handlu narkotykami.
Że to jakaś piramidalna bzdura? Nie! To podatek dochodowy.
Lepiej byłoby go zlikwidować w ogóle. Bo jest "zbyt ohydny, by nakładać go na człowieka" - jak pisał Alvin Rabushka o tym, co mówili Brytyjczycy, gdy ich tym podatkiem w roku 1798 po raz pierwszy obciążono. Z powodu tej "ohydy" szybko go uchylono, ale potem znów przywrócono. Urzędnicy lubią zajmować się ohydnymi sprawami. Nawet sędziowie NSA.
Abstrahując od niuansów pożycia seksualnego podatniczki, nad sprawą której pochylały się organy dwóch instancji i nawet dwa sądy Rzeczpospolitej, gdyby jej "sponsor" zarobił 1 000 000 zł i zapłacił 190 000 zł. podatku dochodowego (bo ci, którzy zarabiają milion najczęściej płacą 19%), mógłby wydać 810 000 zł na dowolne fanaberie. Ale jak wyda te 810 000 zł na nią, to ona - zanim wyda to co dostanie na swoje fanaberie - ma zapłacić podatek dochodowy. Z punktu widzenia dochodów państwa różnica między opodatkowaniem całej kwoty 810 000 zł podatkami konsumpcyjnymi, a opodatkowaniem jej najpierw podatkiem dochodowym, a reszty podatkami konsumpcyjnymi, nie jest na tyle istotna, by państwo właziło do podatnikom do łóżek i ustalało co oni, jak często w nim robili. Państwo utrzymuje ten "ohydny" podatek właśnie po to, by móc włazić podatnikom do łóżek.
Robert Gwiazdowski