Felieton Gwiazdowskiego: Podatkowe faux pas
Robert Lewandowski po wygraniu przez Bayern Ligi Mistrzów napisał na Twitterze: "Nigdy nie przestawaj marzyć. Pracuj ciężko, żeby osiągnąć cel". Ciężka praca nie jest co prawda gwarancją sukcesu, ale jest jego warunkiem. Sukces ma wymiar sportowy i oczywiście finansowy. Jestem jednak dziwnie pewny, że wielu znakomitych piłkarzy chętnie oddałoby znaczną część swoich dochodów za taki sukces sportowy. Ale niektórzy uważają, że Lewandowskiego należy bardziej opodatkować.
Progresja podatkowa jest dziś uznawana niemal za jedenaste przykazanie Boże, albo rzecz jeszcze ważniejszą, gdyż zwolennicy progresji w Pana Boga to nie za bardzo wierzą, a ci, którzy troszkę wierzą, niektóre zakazy lub nakazy Dekalogu traktują z pewnym przymrużeniem oka, a progresji podatkowej - nie.
Krytyka progresji to faux pas, a jej głoszenie w tak zwanym towarzystwie można porównać do jedzenia ryby nożem.
Z historycznego punktu widzenia trzeba przyznać, że progresja jest "stara jak świat". Już w starożytnej Grecji w razie jakiejś nagłej potrzeby wprowadzano nadzwyczajny podatek majątkowy (ejsfora), któremu podlegał majątek o wartości przekraczającej 1000 drahm.
Z uwagi na fakt, iż majątek o wartości poniżej 1000 drahm nie był opodatkowany można mówić, iż był to podatek progresywny. Jednak większość opisywanych tu przeze mnie absurdów w podatku dochodowym jest konsekwencją utrzymywania progresji.
Gdyby nie ona, nasze dochody mogłyby być w prosty sposób opodatkowywane u źródła - jak w przypadku "podatku Belki" od dochodów kapitałowych. Ale wówczas Lewandowski oddawałby państwu taki sam procent swoich wysokich dochodów jak inni. A dzięki wyższej progresji, rozpiętość dochodów Lewandowskiego się zmniejszy - na przykład w porównaniu do piłkarzy Legii, która się kiedyś Lewandowskiego pozbyła, a właśnie przegrała z Nikozją. Może Cypryjczyków motywowały niższe podatki od nagrody, którą za zwycięstwo dostaną?
Równa dla wszystkich stawka podatku nie jest niczym niezwykłym. Wysokość składek ubezpieczeniowych, stawki podatku od czynności cywilnoprawnych, od towarów i usług (VAT), akcyzy, wspomnianego już podatku od odsetek od oszczędności, są takie same dla wszystkich. Płacimy taki sam procent bez względu na to, czy kupujemy małe mieszkanko, czy okazałą rezydencję, czy kupujemy szponder z kością na rosół, czy wołowinę Kobe od masowanych krów, które słuchają muzyki, za tysiąc złotych za kilogram.
Podobnie jest z podatkiem od działalności gospodarczej - można płacić 19 proc. od dochodu (bez względu na to, czy wynosi on milion złotych, czy sto milionów złotych) albo podatek zryczałtowany od wielkości obrotu. Jest on de facto podatkiem liniowym i nikt na to specjalnie nie narzeka.
Podatek rolny jest zaś degresywny. Jest on teoretycznie podatkiem majątkowym, ponieważ jest naliczany od hektarów gruntu, niemniej stawka nie jest uzależniona od wartości ziemi, ale od ceny zboża, a to oznacza, że jest to zryczałtowany podatek od dochodu. Nikogo jednak nie gorszy, że rolnik, który ma dwa hektary i ten, który ma dwadzieścia hektarów płacą taki sam procent. Co więcej, progresja dotyczy tylko dochodów osobistych. Podatek dochodowy od osób prawnych jest bowiem liniowy.
Zwolennicy progresji opodatkowania wynagrodzeń (bo tylko wynagrodzenia są opodatkowane progresywnie) używają najczęściej sześciu argumentów na jej obronę: 1. progresja podatkowa obowiązuje w większości cywilizowanych państw; 2. system podatkowy powinien służyć nie tylko gromadzeniu przez państwo środków finansowych, lecz także redystrybucji dochodu narodowego; 3. podatek progresywny jest bardziej sprawiedliwy od liniowego, a jeżeli nawet progresja sama w sobie w odniesieniu jedynie do podatku dochodowego jest niesprawiedliwa, to wyrównuje jeszcze większą niesprawiedliwość, jaką jest - niekorzystne dla najuboższych - proporcjonalne opodatkowanie wydatków; 4. niezależnie od idei sprawiedliwości za progresywnym opodatkowaniem dochodu przemawia teoria malejącej użyteczności krańcowej dochodów, teoria zdolności płatniczej i teoria równości ofiary; 5. na liniowym opodatkowaniu dochodów korzystają najbardziej najbogatsi; 6. za progresywnym opodatkowaniem opowiada się większość społeczeństwa.
Jedynie argumenty 1., 5. i 6. są w ogóle weryfikowalne. Argumenty 2., 3. i 4. mają natomiast charakter aksjologiczny, przez co nie można ich zweryfikować i przypisać im prawdziwości lub fałszywości w sensie logicznym. Jak zauważył James Buchanan, dyskusja o skali podatkowej i strukturze stawek podatkowych jest najczęściej dyskusją ideologiczną i odbywa się przez pryzmat zewnętrznie narzuconych norm etycznych. "Progresja jest zarówno uzasadniana, jak i poddawana krytyce, ze względu na jej zgodność bądź sprzeczność ze zbiorem norm wybranych przez obserwatora".
Tylko argument 1. jest przy tym prawdziwy. Progresywny podatek dochodowy rzeczywiście obowiązuje w większości państw, ale podejmowane są coraz bardziej spektakularne próby jego zastąpienia podatkiem liniowym, już nie tylko w małych krajach jak Estonia, Litwa i Łotwa, ale także w dużych, jak Rosja. Po drugie, sam fakt obowiązywania progresji w większości państw nie może stanowić samoistnego argumentu za jej zachowaniem. Trzeba rozważyć jego wady i zalety (jeżeli takie są).
Argument 5. jest, w świetle amerykańskich doświadczeń historycznych, ewidentnie nieprawdziwy. Natomiast argument 6. jeszcze kilka lat temu wydawał się prawdziwy, ale z badania na badanie można zaobserwować zwiększającą się liczbę zwolenników proporcjonalności opodatkowania - wszystko zależy od tego, jak zadamy pytanie.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Co do tego, czy podatki rzeczywiście powinny służyć redystrybucji (argument 2.), zdania są podzielone. Nawet jeżeli przyznamy, że pewien zakres redystrybucji dochodu narodowego jest pożądany, to można ją skuteczniej prowadzić przy pomocy innych instrumentów niż progresja podatkowa. Funkcję redystrybucyjną może spełniać każdy podatek, który rośnie kwotowo na skutek samego wzrostu podstawy opodatkowania.
Tak naprawdę głównym argumentem na rzecz progresji podatkowej jest jej rzekoma sprawiedliwość. Ale nie ma takiej teorii sprawiedliwości, która w jakiś logiczny sposób uzasadnia, dlaczego Lewandowski miałby oddawać państwu wyższy procent swoich dochodów niż inni. Wyjaśnię to szczegółowo w kolejnym felietonie.
Robert Gwiazdowski, prawnik, przewodniczący Rady Programowej Centrum im. Adama Smitha